Odkryj błogosławieństwo regularności

Fragmenty książki "Bóg wie, że życie bywa ciężkie"

Odkryj błogosławieństwo regularności

Marylin Kiełbasa

BÓG WIE, ŻE ŻYCIE BYWA CIĘŻKIE

ISBN: 978-83-60703-55-7

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2007



Porada siódma:
odkryj błogosławieństwo regularności

Nawet po najbardziej ekscytującej
wyprawie trzeba zrobić pranie.

Jack Kornfield

Nasza sznaucerka Kele doskonale zna rytm dnia. Kończymy kolację i sprzątamy. Kele zaczyna mnie pilnie obserwować i śledzi każdy mój ruch. Idę do łazienki wyczyścić zęby, a ona czeka przy drzwiach. Siedzi na wprost mnie, gdy zakładam buty. Potem, zależnie od pory roku, sięgam jeszcze do szafy po płaszcz. W tym momencie Kele zaczyna swój radosny taniec. Na komendę: „Przynieś smycz”, rzuca się natychmiast w jej stronę, nie mogąc się doczekać ulubionego momentu dnia — naszego spaceru. Powtarzamy tę ceremonię niemal codziennie, a przeszkodzić nam może jedynie wyjątkowo brzydka pogoda. Spacerujemy przez około godzinę, wybierając rozmaite trasy. Czasami trzymamy się głównych ulic, czasami idziemy na cmentarz, a innym razem odkrywamy nowe miejsca.

Uwielbiam dyscyplinę, do której codziennie zmusza mnie pies. Niezależnie od tego, co dzieje się w moim życiu, Kele potrzebuje trochę pobiegać i wie, że mi również potrzeba trochę ruchu. Kiedy twierdzę, że mam zbyt wiele do zrobienia, Kele patrzy na mnie w sposób, który mówi: „W takim razie poczekam. Ale i tak idziemy!”. Gdy mówię, że zbyt mocno pada, czytam na jej pysku wyzwanie: „Jeszcze żaden człowiek ani pies nie rozpuścił się w deszczu. Weź parasol!”. A kiedy narzekam, że jestem zmęczona odśnieżaniem podwórka i wjazdu do garażu, jej oczy rozbłyskują, jak gdyby chciała powiedzieć: „Założę się, że w tym śniegu cmentarz wygląda bajecznie. Musimy to sprawdzić!”. Nasz codzienny spacer stwarza mi okazję, by wziąć głęboki oddech, uporządkować rozbiegane myśli, zastanowić się nad bieżącą sytuacją, a także planować, marzyć, modlić się i wspominać.

Życie, które sprowadza się wyłącznie do codziennej rutyny, jest mechaniczne i nużące. Można tkwić w monotonii utartych działań, pogrążając się w intelektualnej atrofii, w której miejsce czynnego myślenia stopniowo zajmują proste reakcje na pojawiające się bodźce. Jak powiada amerykańska pisarka Gertrude Atherton, „nadmiar rutynowych zachowań ostatecznie prowadzi do śmierci za życia”.

Kiedy jednak znajdziemy się w trudnej sytuacji, która na pewien czas wywraca nasze życie do góry nogami, dobrze jest czasem na pytanie: „Co nowego?”, móc szczerze odpowiedzieć: „Nic!”. Regularny rytm pewnych czynności, prac lub obowiązków pomaga nam zachować równowagę pośród zmiennych okoliczności. Jest jak spacer po równej powierzchni w przerwie między wspinaczką po stromych zboczach przeciwności.

Regularny rytm życia nie zawsze oznacza normalność (choć często jej towarzyszy). Normalność to pojęcie kształtowane tak różnie w zależności od indywidualnych upodobań, że trudno nadać mu jeden uniwersalny wymiar. Nie zależy od jednostki ani nawet od pojedynczej kultury, choć często mówimy i postępujemy tak, jak gdybyśmy sami stanowili o tym, co jest normalne, a co nie. Ktoś dowcipnie stwierdził, że „w trybie normalnym działa tylko pralka”. Normalny dzień w twoim i moim życiu może obejmować bardzo różne czynności i elementy. Codzienny rytm naszego życia decyduje jednak o tym, co uważamy za normalne dla nas. Gdy musimy stawiać czoło trudnościom i przeszkodom, chętnie chwytamy się znanych, utartych procedur, które przypominają nam normalne życie, i cenimy sobie „normalne dni”, dostrzegając w nich możliwość chwilowego wytchnienia i zebrania sił do dalszej walki.

Mary Jean Irion — pisarka, poetka i nauczycielka — opisuje jeden z takich dni w swoim zbiorze esejów pt. Yes, World:

Normalny dniu — chcę być świadoma tego, jakim jesteś skarbem. Pragnę się od ciebie uczyć, kochać cię, kosztować i błogosławić, zanim przeminiesz. Nie chcę cię mijać w niecierpliwym oczekiwaniu na ulotne i doskonałe jutro. Pragnę cię chwycić w ramiona i przytulić, póki mogę, bo przecież nie zawsze będziesz przy mnie. Przyjdą dni, gdy drapiąc rozpaczliwie ziemię, zatapiając twarz w poduszce, prostując swą przygiętą do ziemi postać lub wyciągając ręce ku niebu, będę ponad wszystko pragnąć, byś wrócił.

Regularny rytm życia nie zawsze oznacza monotonię (choć niekiedy może do niej prowadzić). To, co ktoś uzna za monotonię, dla innego może być chwilą wytchnienia pośród życiowych burz. Podam przykład: każdy muzyk, niezależnie od wybranego instrumentu, rozpoczynając naukę gry, ćwiczy gamy, pasaże i inne proste wprawki techniczne. Jako nauczycielka gry na fortepianie przeprowadziłam przez nie metodycznie setki uczniów i słuchałam ich miliony razy. Nie da się zaprzeczyć, że tego rodzaju ćwiczenia są nudne, męczące i monotonne, ale jedynym sposobem ich opanowania jest świadome, wielokrotne powtarzanie. Niektórzy bardziej zaawansowani uczniowie w końcu dostrzegają wartość i znaczenie ćwiczeń technicznych dla swojego rozwoju muzycznego. Jako nauczycielka zmawiam w myśli modlitwę dziękczynną, gdy ta chwila nadchodzi.

Mój własny rozwój jako pianistki również wymaga regularnego wykonywania tego rodzaju ćwiczeń. Nie są one dla mnie bynajmniej ciekawsze niż dla moich uczniów, ale nauczyłam się cenić czas, który muszę na nie poświęcić, jako możliwość wytchnienia na wyboistej drodze życia. Ćwiczenia techniczne wykonuję rutynowo i automatycznie. Moje palce lekko i swobodnie przebiegają klawiaturę w górę i dół. Mięśnie w ramionach i dłoniach się rozluźniają. Oddech staje się spokojniejszy i głębszy. Umysł osiąga stan równowagi i wyciszenia. Cały ten rytuał w niezwykły sposób odżywia również moją duszę.

Wykonywanie regularnych czynności pomaga nam złagodzić „stan podwyższonej gotowości”, w jaki wprowadzają nas zazwyczaj trudności i problemy. Sprawia, że łatwiej nam skupić się na ludziach, rzeczach i sprawach, które nas uspokajają i cieszą, a jednocześnie pomaga nam pełniej przeżywać chwilę obecną, dzięki czemu jesteśmy bardziej dostępni dla tych, którzy szukają u nas wsparcia i pomocy.

Koleżanka opowiedziała mi o rozmowie ze swoją czteroletnią córką, jaka wywiązała się przy okazji dnia, który — choć rzadko, to jednak regularnie — cała rodzina spędza razem:

Lucy: Coś ci powiem, mamusiu.

Jej mama: Słucham cię, kochanie.

Lucy: Kiedy nic nie robimy, mamy miłość.

Dla Lucy regularność spędzanego wspólnie czasu przynosiła możliwość nieskrępowanego doświadczania rodzinnej miłości oraz bezcenne przeświadczenie, że kryzysy, wyzwania i zmiany zachodzące w szaleńczym tempie życia, są kontrolowane. Dla jej rodziców był to znacznie większy dar: dar nadzwyczaj mądrego dziecka. Czerpanie otuchy z regularnego rytmu codziennych wydarzeń w trudnych chwilach polega na tym, by dostrzec możliwość świadomego istnienia i wykorzystać ją. Polega na tym, by mieć świadomość stałości i wierności, jakiej wymaga od nas życie, a także cieszyć się z tego, że życie toczy się dalej.

Niełatwo jest kolejno rozwiązywać
poszczególne problemy, gdy nie chcą
ustawić się w kolejce.

Ashleigh Brilliant

 

Błogosławieństwo regularności

 Za przykładem Mary Jean Irion (zob. s. 81) napisz własną Odę do normalnego dnia. Postaraj się w niej opisać elementy codzienności, których często nie zauważasz, a które nadają kształt twojemu życiu i utrzymują je w harmonii.

 Wypisz regularne czynności, które sprawiają ci przyjemność, wpływają na ciebie kojąco lub przynoszą satysfakcję. Postaraj się umieścić je w swoim planie dnia. Pamiętaj, że w trudnych sytuacjach będą dla ciebie cennym darem.

 Ukształtowanie nowych przyzwyczajeń bywa trudne, ale przynosi satysfakcję. Czy bierzesz pod uwagę wprowadzenie jakichkolwiek zmian w swoim trybie życia? Może na przykład postanowisz wstawać wcześniej rano lub spędzać mniej czasu przed telewizorem? Czy planujesz wprowadzić coś do codziennego planu dnia, by go odpowiednio zrównoważyć? Może zaplanujesz regularne ćwiczenia, modlitwę, czytanie, pisanie pamiętnika lub spotkania ze starymi przyjaciółmi? Podejmij w tej sprawie silne postanowienie i staraj się w nim wytrwać. Powiedz komuś o swojej decyzji i poproś, by za jakiś czas rozliczył cię z jej realizacji.

 Rozpisz plan „typowego dnia” w swoim życiu. Co się w nim dzieje? O jakiej porze? Co jest celem poszczególnych czynności? Jakie są ich dobre strony? Umieść swój plan w widocznym miejscu, aby przypominał ci o błogosławieństwie regularności za każdym razem, gdy na niego spojrzysz.

Normalność to cudowny dar!
Plan typowego dnia promienieje chwałą.

Macrina Wiederkehr

 

Pranie ponad wszystko

Muszę coś wyznać. Uwielbiam robić pranie. Przepadam za zapachem i miękkością świeżo upranych ubrań, szczególnie w lecie. Wybieram dzień na pranie, kierując się prognozą pogody, by móc je wysuszyć na dworze. Nic nie może się równać z zapachem pościeli i ubrań suszonych na lekkim wietrze w słoneczny dzień. Myślę, że w niebie przez całą wieczność będziemy codziennie dostawać pościel i ręczniki pachnące słońcem i wiatrem.

Moi znajomi nie wiedzą, co myśleć o mojej pasji prania. Jestem katolickim księdzem, a wśród rozlicznych zajęć duchowieństwa pranie nie zajmuje zazwyczaj poczesnego miejsca. Nazywają mnie „czyściochem” i śmieją się, że mógłbym zrobić niezły interes, gdybym otworzył pralnię. Raz w tygodniu na plebanię przychodzi znajoma z parafii, żeby posprzątać. Mógłbym ją poprosić, żeby przy okazji robiła pranie, a wolę sam się tym zająć.

W większości parafii praniem nakryć oraz szat liturgicznych zajmują się zazwyczaj na zmianę kółka różańcowe lub diakonie. Kiedy przyjeżdżam do nowej parafii, proszę o wpisanie mnie w harmonogram prania (co zazwyczaj budzi zdziwienie). Dlaczego jednak miałbym odmawiać sobie tej przyjemności?

Dlaczego lubię prać? Ponieważ każdego dnia mam do czynienia z sytuacjami, w których nie ma łatwych ani szybkich rozwiązań. Prowadzę nabożeństwa, ale nigdy nie mam pewności, czy moi parafianie wychodzą z kościoła duchowo zbudowani lub zachęceni tym, co mówię i robię. Staram się nauczać ludzi, słuchać ich, odkrywać ich dary, modlić się z nimi i stawiać wyzwania, by mogli wzrastać i dojrzewać w wierze, ale parafia jest tak duża, że nigdy nie wiem, w jakim stopniu moja służba jest owocna. Sieję, ale nie jestem pewien, ile ziaren zakiełkuje. Pracuję w zespole, który realizuje tę samą misję; wspólnie przeżywamy zwycięstwa i niepowodzenia, ale na owoc naszych działań trzeba często czekać bardzo długo.

Właśnie dlatego lubię prać — tutaj efekty widać od razu. Wyraźnie określony cel i natychmiastowa satysfakcja. Zabieram się do kosza z brudnymi ubraniami, a zaledwie kilka godzin później są one znów czyste, świeże i gotowe do użycia. W głębi serca wiem, że moja służba duszpasterska na dłuższą metę ma sens, ale pranie przynosi mi satysfakcję i pozwala oglądać natychmiastowe rezultaty.

Nie zawsze lubiłem prać. Mam sześćdziesiąt kilka lat, a księdzem jestem od ponad trzydziestu pięciu. Kiedyś uważałem, że zostałem stworzony do wyższych celów niż pranie — i do dzisiaj wstydzę się swojej arogancji. Spokoju nie daje mi szczególnie jedno wspomnienie z mojej pierwszej parafii. Miałem wówczas dwadzieścia siedem lat. Mieszkałem na plebanii z dwoma starszymi księżmi i gospodynią imieniem Anna, która gotowała, sprzątała, prała i ogólnie dbała o nas. Anna była już niemłoda i cierpiała na reumatyzm. Poruszanie się sprawiało jej ból i przychodziło z trudem, ale jakoś dawała sobie radę.

Pewnego dnia po obiedzie wracałem do swojego pokoju na górze. Na dworze było chłodno i deszczowo, a w taką pogodę reumatyzm Anny szczególnie dawał o sobie znać. Kiedy ją mijałem, wskazała kosz ze świeżo wypraną bielizną i poprosiła, bym przy okazji zaniósł go na górę. Śpieszyłem się, więc tylko odburknąłem: „Nie po to zostałem księdzem, żeby zajmować się praniem!” — i poszedłem na górę, zostawiając kosz w kuchni. Kiedy kilka godzin później wróciłem do pokoju, czekała na mnie świeżo zmieniona pościel, a w szufladach poukładane ubrania. Nie zwróciłem na to wówczas szczególnej uwagi. W końcu za to jej płacono. Anna nigdy nie powiedziała nic na temat tamtego incydentu; nigdy więcej też nie poprosiła mnie o pomoc w noszeniu prania po schodach.

Od tamtego niesławnego dnia nauczyłem się wiele na temat arogancji, współczucia i szacunku. Może moje umiłowanie regularnego prania bierze się częściowo z pragnienia zadośćuczynienia za ówczesną pychę. Niezależnie od przyczyn, świadomość, że mogę zrobić coś pożytecznego, a może nawet ulżyć komuś w pracy, jest dla mnie źródłem wielkiej radości.

 

Historię tę opowiedział mi ojciec Jim, ksiądz katolicki, który wkrótce wybiera się na emeryturę. Zamierza sam robić pranie, dopóki starczy mu sił.

 

Każda rzecz może być niezwykła, pod warunkiem
że patrzymy na nią we właściwym czasie
i z właściwej perspektywy.

Aaron Rose

 

Pamiętaj o biciu dzwonów

„Mamo, zapomniałaś kupić mleko!” — zauważył z irytacją w głosie mój czternastoletni syn. Po pracy wstąpiłam wprawdzie do sklepu po zakupy, wiedząc, że ze względu na nastolatka, który rośnie jak na drożdżach, muszę często uzupełniać zapasy spożywcze. Ale o mleku rzeczywiście zapomniałam.

Tego dnia wieczorem, jak co dzień, Peter chciał jeszcze zjeść trochę płatków czekoladowych z mlekiem. Jego młody organizm szybko zapomniał o kolacji i znów dopomniał się kalorii. Peter w dzieciństwie uwielbiał płatki czekoladowe i zwykle dostawał je przed pójściem spać. Odkąd wkroczył w okres dorastania, sam powrócił do tej tradycji. Pewnego razu zauważył nawet: „Pamiętasz, jak dawałaś mi płatki, kiedy byłem mały? To był naprawdę dobry smak — w ustach i umyśle”.

Tego wieczoru jednak Peter był zły, że zapomniałam kupić mleko. Był niezadowolony, że wróciłam późno z pracy. Złościł się z powodu wielu innych rzeczy. Znajoma, która pilnuje Petera i jego młodszej siostry, gdy jestem w pracy, pożegnała się i wyszła zaraz po moim powrocie. Najwyraźniej miała go dość.

Peter miał trudny dzień w szkole, co zdarzało się dość często. Zazwyczaj był uprzejmy, miły i troskliwy, ale potrafił również złościć się na swoich kolegów lub nauczycieli, co sprawiało, że odsuwali się od niego. Kończąc gimnazjum, nie miał prawdziwych przyjaciół, słynął natomiast jako rozrabiaka, a jego wyniki w nauce były bardzo słabe. Przez ponad rok chodził do terapeuty. Teraz, podczas pierwszych miesięcy w szkole średniej, Peter naprawdę starał się poprawić.

Kiedy po powrocie z pracy rozpakowałam zakupy i przebrałam się, postanowiłam spróbować wynagrodzić Peterowi brak mleka, robiąc tosty. Pomogło. Jedząc chyba szósty posiłek w ciągu dnia, uspokoił się. Wyczułam, że ma ochotę porozmawiać, więc zapytałam: „Chyba miałeś trudny dzień. Co się stało?”. W pierwszej chwili padła standardowa odpowiedź: „Nic”. Byłam jednak cierpliwa.

„Mieliśmy sprawdzian z angielskiego. Wiedziałem, że się przygotowałem, ale pan Cosgrove pytał o inne rzeczy. Nie chodzi o to, że nie przeczytałem lektury. Przeczytałem. Ale zostawiłem ją u taty i zapomniałem zajrzeć do niej przed lekcją”.

Widziałam, że jest rozczarowany, że jego praca nie przyniosła rezultatów. Powiedziałam: „Synku, wierzę ci. Mimo wszystko jednak dobrze jest zajrzeć do książki przed sprawdzianem. Następnym razem musimy pamiętać, żebyś zabrał wszystkie potrzebne książki do taty”.

Reakcja Petera nie tyle mnie zaskoczyła, ile zasmuciła: „Szkoda, że wszystko nie jest tak, jak kiedyś. Ty, tato, ja i Molly — cała rodzina w jednym domu”. Trzy lata wcześniej rozwiodłam się z mężem, co najbardziej przeżył Peter, który miał wówczas jedenaście lat. Zarówno on, jak i jego młodsza siostra spędzają ze swoim tatą przynajmniej część każdego weekendu, a czasami również kilka dni w tygodniu, jeżeli akurat muszę wyjechać z miasta.

„Czego ci najbardziej żal?” — zapytałam.

„Pamiętasz, kiedy byliśmy mali, zawsze w sobotę rano przychodziliśmy do was do łóżka i razem oglądaliśmy bajki w telewizji. Teraz w sobotę muszę zwykle wcześnie wstawać, pakować się i jechać do taty. Wolałbym się wyspać i odpocząć”. Widziałam, że mój syn dopiero zaczyna wylewać z siebie cały żal i frustrację, więc mu nie przerywałam. „Poza tym wydaje mi się, że zawsze, gdy czegoś potrzebuję, ta rzecz jest akurat w domu drugiego z rodziców. Tak jak ostatnio ta książka. To jest bardzo denerwujące”.

Zapewniłam Petera, że rozumiem, i obiecałam, że postaramy się z jego tatą opracować lepszy system, ale Peter jeszcze nie skończył. „Od kiedy rozeszliście się z tatą i zaczęłaś pracować w nowym miejscu, nigdy nie wiem, jak będzie wyglądał nasz dzień. To też jest denerwujące. Chciałbym wiedzieć, czego mogę oczekiwać”.

Przypomniało mi się, jak w pierwszych tygodniach nauki w szkole Petera zafascynowały kalendarze. Miał w swoim pokoju duży kalendarz i zawsze dbał o to, by był aktualny. Co weekend odprawialiśmy mały rytuał, kiedy to Peter na odpowiednich kartkach wpisywał „szkoła” lub „trening”, a także zaznaczał przyjęcia, urodziny i ważne rocznice. Przypomniałam mu o tym. „No właśnie, w dzieciństwie byłem taki sam, jak teraz. Człowiek chyba nigdy się nie zmienia”. Zaśmialiśmy się.

Kolejna obserwacja Petera trochę mnie zdumiała. „Mamo, a pamiętasz dzwony?”.

„Jakie dzwony?” — zapytałam, nie mając pojęcia, o czym mówi.

„Dzwony w kościele! Po obiedzie zazwyczaj wszyscy szliśmy na spacer albo na przejażdżkę rowerową i zawsze słuchaliśmy bicia dzwonów. Kazałaś nam się zatrzymać i słuchać”.

Wtedy dopiero sobie przypomniałam. Co wieczór trzy kościoły napełniają miasto muzyką kurantów: Wszystkich Świętych o szóstej, św. Michał o szóstej trzydzieści, a Odkupiciel o siódmej. Uwielbiam te dźwięki i chciałam, żeby moje dzieci, dorastając, nauczyły się je cenić i zrozumiały, jak ważne jest, by codziennie na chwilę się zatrzymać i ich posłuchać. Po latach sama o tym zapomniałam, ale mój syn nie. Była to część życia — mały codzienny rytuał — który dobrze zapamiętał i którego mu dzisiaj brakowało.

„Peter, całkiem zapomniałam o biciu dzwonów! Obiecajmy sobie, że zawsze wieczorem, gdy jesteśmy razem w domu, będziemy słuchać grania kurantów, głęboko oddychać i wspominać wszystkie dobre zdarzenia tego dnia — tak jak kiedyś. Postaram się wracać do domu o takiej porze, żebym mogła razem z tobą i Molly słuchać bicia dzwonów!”.

Po chwili mój syn — chudy, wygłodniały, dorastający, refleksyjny i sentymentalny dzieciak — wstał od stołu i skierował się w stronę swojego pokoju. W połowie schodów zatrzymał się, popatrzył na mnie i powiedział: „Do zobaczenia jutro w ogrodzie — punktualnie o szóstej!”. Zrobił krok w górę, po czym znów się zatrzymał. „I proszę cię, pamiętaj o mleku. Muszę wieczorem zjeść trochę płatków”.

Historię tę opowiedziała mi znajoma, która jest rozwiedziona i wychowuje dwoje dzieci, czternastolatka i dziesięciolatkę, bardzo miłych i bystrych. Szczególnie syn silnie przeżywa rozwód rodziców i nie potrafi się przyzwyczaić do zmian, jakie zaszły w życiu całej rodziny.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama