Dziecko w chwili narodzin jest najbliższe obrazowi Boga

Choć jego naturę skaził grzech, który trawi wszystkich przedstawicieli rodzaju ludzkiego, dziecko nie zdążyło jeszcze osobiście zgrzeszyć

Choć jego naturę skaził grzech, który trawi wszystkich przedstawicieli rodzaju ludzkiego, dziecko nie zdążyło jeszcze osobiście zgrzeszyć...

Dziecko w chwili narodzin jest najbliższe obrazowi Boga

Z tym właśnie scenariuszem zmagali się uczniowie Jezusa w Ewangelii św. Mateusza, gdy zapytali Mistrza: „Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?” (Mt 18, 1). Odpowiadając na to pytanie, Jezus mógłby wskazać na jednego z nich samych, mógłby zaprezentować im jakiegoś uczonego w Piśmie albo władcę, może nawet rzymskiego dygnitarza. Lecz nie zrobił tak. Przywołał do siebie dziecko i powiedział: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje” (Mt 18, 3–5).

Otóż dziecko w chwili narodzin jest najbliższe obrazowi Boga. Choć jego naturę skaził grzech, który trawi wszystkich przedstawicieli rodzaju ludzkiego, dziecko nie zdążyło jeszcze osobiście zgrzeszyć. Owszem, nie minie wiele czasu, a nauczy się to robić, rodzi się jednak jako istota znacznie bliższa Bożemu sercu niż przeciętny dorosły, który dał mu życie. Dzieci mają też umiejętność przyjmowania i rozumienia prawdy duchowej – przez wiarę – znacznie bardziej niż wtedy, kiedy wejdą w dorosłe życie. To tłumaczyłoby, dlaczego (według badań George’a Barny) około osiemdziesięciu pięciu procent wszystkich osób, które złożyły swą wiarę w Bogu przez Chrystusa, uczyniło to przed ukończeniem osiemnastego roku życia.

Z powodu dziecięcej wiary naszych wnuków my, dziadkowie, mamy cudowną okazję wywierania wpływu na młodych ludzi, których postawę Bóg uznaje za najcenniejszą. Być może znacie anegdotę o dziewczynce ze szkoły podstawowej, która uczyła się o wielorybach. Nauczyciel wyjaśnił, że choć niektóre wieloryby są ogromne, to nie mogłyby połknąć człowieka, ponieważ mają zbyt wąski przełyk. Dziewczynka znała jednak biblijną historię Jonasza i była pewna, że nauczyciel się pomylił. Kiedy mu to wytknęła, ten obstawał przy swoim, że niemożliwe jest, aby wieloryb połknął człowieka. W końcu dziewczynka stwierdziła:

– Kiedy pójdę do nieba, zapytam Jonasza, czy tak było.

– A jeśli Jonasza nie będzie w niebie? – rzekł na to nauczyciel.

– W takim razie to pan będzie musiał go zapytać – odparła.

Dzieci mają w sobie coś, co daje im olbrzymią zdolność do ufności i wiary, a nieraz wręcz dojrzałości ponad wiek.

Wielka zdolność dziecka do wyrażania wiary łączy się z jego zdolnością do kochania dziadków i ufania im. Bóg stworzył naturalną więź serc między dziadkami a wnukami, co daje nam wspaniałą możliwość wpływania na ich wiarę w Niego oraz na to, jak postrzegają oni samych siebie.

Jabba w wersji niemowlęcej

Z rzeczywistością tej naturalnej więzi serc zetknąłem się osobiście już w noc narodzin naszego pierwszego dziecka. Około pierwszej w nocy lekarze musieli wykonać Darcy cesarskie cięcie. Po zabiegu odpoczywała, wślizgnąłem się więc do sali dla noworodków, aby przyjrzeć się naszej malutkiej. Miałem na sobie biały kitel, łatwo więc można było mnie wziąć za kogoś ze szpitalnego personelu. Nasza córeczka leżała pośrodku dużej sali w otoczeniu pustych łóżeczek dla noworodków. Nóżkami była zwrócona w moją stronę, a główką w stronę okienka dla gości, owinięta w powijaki niczym burrito. Oczywiście nie było widać, czy ma mokro w pieluszce. Karteczka z nazwiskiem na łóżeczku była zwrócona w moją stronę.

Wtem korytarzem przebiegło dwoje starszych ludzi. Wpadli do poczekalni i ruszyli w stronę okienka, które oddziela ją od sali noworodków. Byli to najwyraźniej dumni dziadkowie, którzy przyjechali do szpitala w środku nocy, aby ujrzeć swego wnuka. Nie znałem ich.

Zdumiała mnie natomiast natychmiastowa więź serc między nimi a malutką, jako że najwyraźniej uznali, iż nasza córeczka to ich wnuczka. Patrzyłem, jak nie przestają trajkotać, nie zamykały im się usta, gdy o niej mówili. Śmiali się i płakali na przemian, przypatrując się jej główce, twarzyczce i maleńkim rączkom. W końcu zgodnie przestali mówić i stali tak w milczeniu, uśmiechając się. Babcia położyła dłoń na sercu, po czym przytknęła ją do okienka. Po jej policzkach popłynęły łzy.

Tej samej nocy, jakieś pół godziny przed naszą córką, urodziło się inne dziecko, chłopczyk. Ponad pięć kilo!

Był ogromny!

Ważył dwa razy tyle co nasza córka, ale wyglądał na cztery razy większego. Leżał w większym łóżeczku przy ścianie po drugiej stronie sali. Zrozumiałem, że ponieważ leży daleko od okienka, a na sali nie ma żadnych innych noworodków, ta dwójka ludzi logicznie przyjęła, że nasze dziecko to ich wnuk.

Pomachałem do nich ręką i wskazałem na chłopczyka przypominającego wyglądem raczej ucznia szkoły podstawowej. Ustami wypowiedziałem słowa: „To jest wasz!”. Gdy spojrzeli w jego stronę, miny z miejsca im zrzedły, a na ich twarzach zagościł wyraz skrajnego przerażenia. Popatrzyli jeszcze raz na nasze dziecko, a potem na chłopca. Jeszcze raz na naszą córkę, potem znowu na chłopca pod ścianą. I nagle nastąpiło coś niezwykłego. Gdy uprzytomnili sobie, że ów krzepki młodzian to ich wnuk, z miejsca zerwali łączność z naszą córką. Poszedłem i przesunąłem jego łóżeczko bliżej okna. Nachylili się, przejęci nieopisaną radością.

Ta więź między dziadkami a wnukami to dar od Boga. Stwórca tak właśnie to zaplanował. Wiedział, że dzieci będą potrzebowały kogoś poza rodzicami, kto będzie całkowicie oddany ich dobru, niezależnie od tego, czy są duzi czy mali, szybcy czy wolni, bystrzy czy ostrożni, śliczni jak z obrazka czy ginący w tłumie.

Dzięki takiemu Bożemu zamysłowi rodzina jest jednym z najskuteczniejszych przewodników dla Bożych błogosławieństw. Być może właśnie dlatego w Biblii jest ona metaforą najczęściej używaną przez Boga do opisania Jego więzi z ludźmi. On jest naszym Ojcem, a my jesteśmy Jego dziećmi, współdziedzicami, synami i córkami mającymi udział w łasce życia. Nasze stosunki z wnukami powinniśmy układać, wzorując się na więzi z Bogiem.

Traktuj swoją rodzinę tak, jak traktuje ją Bóg

Cudownym słowem określającym sposób postępowania Boga względem Jego dzieci jest „łaska”. Bóg okazuje nam życzliwość, miłość, cierpliwość i przyjmuje nas niezależnie od naszego zachowania, a nawet wbrew niemu. Jego łaski nie można kupić ani na nią zapracować. Bóg podejmuje jednostronną decyzję o tym, że będzie nas kochał, niezależnie od tego, czy jesteśmy dostatecznie mili.

Jednym z najlepszych sposobów wypełniania czterech ról dziadków (omawianych w tej części książki) jest traktowanie naszych wnuków tak samo, jak Bóg traktuje swoje dzieci, czyli oparcie się na łasce.

Wiemy, że brzmi to górnolotnie, kiedy jednak zrozumiecie, w czym rzecz, warto to często powtarzać, jest to zresztą jedyny logiczny sposób wypełniania naszych świętych obowiązków względem wnuków. Łaska wydobywa z ludzi to, co w nich najlepsze. Podtrzymuje więzi nawet wówczas, gdy życie pokłada nam kolejne kłody pod nogi.

Okazywanie wnukom łaski podobnej jak ta, którą Bóg okazuje nam, zwiększa naszą skuteczność w wypełnianiu czterech powierzonych nam ról. Istotą łaski jest nie tyle to, co robimy, ile raczej, jak to robimy.

Pozwólcie, że zilustruję kontekst tego założenia. Na tym etapie swojego życia zapewne osiągnęliście już taką dojrzałość w waszej więzi z Bogiem, że osobom z najbliższego kręgu pragniecie czynić i mówić rzeczy właściwe. Jesteście uczniami Jezusa, chcecie więc udzielać rad, które są dobre z biblijnego punktu widzenia. Chcecie być duchowo roztropni, rozwiązując dylematy, wobec których stajecie. Przypomina to nieco sytuację ludzi, którzy planują organizację nabożeństwa w kościele. Poczynając od wyboru muzyki i sposobu jej wykonania aż po wykorzystanie Biblii w homilii, bardzo wiele wysiłku wkłada się w to, aby wszystko zostało zrobione i powiedziane należycie.

Wyobraźmy sobie jednak, że siedzicie w kościele na nabożeństwie, ubrani jak zwykle, i wszystko odbywa się należycie, problem tylko w tym, że temperatura w pomieszczeniu wynosi –7ºC. Wszystko jest wykonywane właściwie, jednak warunki zewnętrzne sprawiają, że nie możecie skupić się na wszystkich tych dobrych rzeczach i ich docenić. Pójdźmy dalej za tą analogią i przypuśćmy, że termostat podkręcono o pięćdziesiąt stopni. I znów wszystko odbywa się tak jak należy, w sposób przemyślany i z zamiarem oddania chwały Bogu, nie jesteście jednak w stanie tego docenić z powodu nieznośnego wręcz gorąca.

Wiele wierzących rodzin bardzo stara się postępować, jak należy, a mimo to reakcja dzieci nie jest taka, jakiej by się rodzice i dziadkowie spodziewali. Być może dzieci okazują irytację, obojętność, a nawet wrogość względem priorytetów duchowych uznawanych przez rodziców czy dziadków. Poza tym przygnębiająca jest myśl, na jak niewiele zdają się wysiłki duchowych przewodników.

Dziecko w chwili narodzin jest najbliższe obrazowi Boga

Fragment pochodzi z książki:

Tim i Darcy Kimmel, Jak wychowywać wnuki. Poradnik dla wszystkich babć i dziadków ,

Wydawnictwo eSPe

Można ją kupić tutaj!
.

Najważniejsze zasady i praktyczne sposoby wydobywania z wnuków tego, co w nich najlepsze. Praktyczny poradnik dla wszystkich babć i dziadków, którzy chcą, by ich wnuki wyrosły na kochających, odpowiedzialnych i kierujących się w swoim życiu wartościami ludzi.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama