reklama

„Obudzili się! Machina ruszyła”. Piotr Janowicz dla Opoki o sukcesie inicjatywy „Religia lub etyka w szkole”

O moralnej kotwicy dla młodych, niełatwych rozmowach z biskupami i katechetach, którzy wywiesili białą flagę – mówi Opoce Piotr Janowicz. Przewodniczący Stowarzyszenia Katechetów Świeckich podsumowuje zbiórkę podpisów pod projektem „Tak dla religii i etyki w szkole”.

Agata Ślusarczyk

dodane 08.07.2025 14:09

Agata Ślusarczyk: Obywatelski projekt „Tak dla religii lub etyki w szkole” z 500 tys. podpisów trafił do Marszałka Sejmu. To niewątpliwy sukces, choć początkowo wiele osób, także w Kościele, wątpiło w jego powodzenie. Czy łatwo było obudzić olbrzyma?

Piotr Janowicz: Kiedy trzy miesiące temu zaczynaliśmy zbiórkę, mieliśmy wrażenie, że naród wywiesił białą flagę, że ludzie nie wierzą w obywatelską sprawczość. Panował marazm, ale on – jak się potem okazało – miał swoje źródło w lęku i powszechnej niewiedzy. Potrzebna była iskra, która rozpali ludzi. Znalazło się kilku odważnych, zdeterminowanych katechetów, którzy na bazie własnych doświadczeń wiedzieli, że w szkole nie może zabraknąć takiego przedmiotu i uwierzyli, że ta machina ruszy. I ruszyła.

Podpisy zbierane były w parafiach, we wspólnotach i dużych wydarzeniach jak na przykład Marsze dla Życia. Trudno było przekonać obywateli do pomysłu, by religia lub etyka były obowiązkowymi przedmiotami w szkole? 

Pomysł, by obligatoryjne zajęcia z religii lub etyki podnieść do rangi ustawy pojawił się już, gdy religię z powrotem wprowadzano do szkół po czasach PRL-u, powrócił ponownie za poprzednich rządów. Na fali szkodliwych, ignorujących prawa obywateli decyzji obecnego MEN, jako Stowarzyszenie Katechetów Świeckich nie mogliśmy pozostać obojętni i postanowiliśmy upomnieć się o to, by młodzieży w szkole nie pozostawiać bez wartości. 

Trzeba było jednak wykonać wiele pracy w uświadamianie ludziom, że religia lub etyka w szkole to sprawa fundamentalna. 

Wiele osób, także ludzi Kościoła, dało się przekonać retoryce minister edukacji Barbary Nowackiej, że miejsce lekcji religii jest w salce katechetycznej, a etyki to już chyba w ogóle nigdzie. To nie przypadek, że temat religii zawsze pojawiał się w mediach na początku roku szkolnego i to zazwyczaj w negatywnym kontekście zarzutów wobec nauczycieli religii, których, jak to powtarzano z uporem maniaka, utrzymanie słono kosztuje budżet państwa, a środki na ten cel można przeznaczyć na coś „bardziej pożytecznego”. I to się w społeczeństwie utrwaliło. 

Myślę, że w dużej mierze ten „medialny” obraz lekcji religii spowodował, że ludzie nie chcieli albo zastanawiali się, czy poprzeć tę akcję. Przeprowadziliśmy wiele rozmów – chyba po raz pierwszy na taką skalę – rozwiewając wiele mitów związanych z religią w szkole – jak choćby ten, że „na religii nic się nie robi”. 

Poza tym, podkreślę to raz jeszcze – żyjemy w czasach promowania relatywizmu – to jest największy nowotwór współczesnego społeczeństwa – dlatego właśnie w szkole potrzebna jest przeciwwaga, czyli nauka takich przedmiotów, które będzie dla uczniów moralną kotwicą, ale też źródłem wiedzy z zakresu religii lub etyki. Szkoła bez nauki o wartościach pominie w systemie edukacji to, co tak naprawdę stanowi fundament życia, zarówno jednostki, jak też całych społeczeństw. 

Bardzo ciekawym zjawiskiem jest to, że w Polsce po około trzydziestu latach w szkole prawie nie ma etyki, a Ministerstwo Edukacji Narodowej w ogóle istnieniem także tego przedmiotu nie jest zainteresowane. To niepokojące i warto zadać pytanie, dlaczego tak właśnie jest.  Największym sukcesem MEN i jednocześnie najważniejszym zadaniem tego resortu, obok usuwania nauczania o wartościach, było usunięcie zadań domowych. Czy to naprawdę jest sedno? 

Zbiórka podpisów na początku szła bardzo opornie. Wiele osób nie miało świadomości, że działania MEN to tak naprawdę usuwanie religii ze szkół. Kiedy nastąpił przełom? 

Kampania prezydencka, śmierć i wybór nowego papieża – nie byliśmy w stanie konkurować z takimi wydarzeniami w sensie przedzierania się do opinii publicznej. Ze zbiórką podpisów zbliżaliśmy się ledwo do 40 tysięcy. W tym czasie zostaliśmy zaproszeni na spotkanie dyrektorów wydziałów katechetycznych do Pelplina, na którym mieliśmy okazję zaprezentować nasz projekt. Widząc naszą determinację, nawet początkowo sceptyczni dyrektorzy, wsparli naszą inicjatywę. Informacje o zbiórce rozesłali do katechetów, proboszczów, wspólnot. To był moment, kiedy po raz pierwszy powiedzieliśmy: tak, w końcu machina ruszyła. Parafie, wspólnoty, wierni obudzili się! 

Cieszymy się, że udało nam się nawiązać dialog i współpracę także z organizacjami czy związkami, m.in. Polskim Forum Rodziców, Krajową Sekcją Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność, a także samorządami. Naszą inicjatywę wsparły także katolickie media.

Ważnym spotkaniem był także zjazd Ogólnopolskiej Sekcji Krajowej NSZZ „Solidarność”, na który zostaliście jako Stowarzyszenie Katechetów Świeckich zaproszeni. Można powiedzieć, że to był drugi przełom?

To spotkanie było dla nas dość zaskakujące. Z jednej strony dowiedzieliśmy się, że związkowcy popierają lekcji religii i etyki w szkole, z drugiej zarzucono nam, że środowisko katechetów nie angażuje się w zbiórkę podpisów. Nawet padały bardzo bolesne dla nas słowa, że to związkowcy zajmą się zbieraniem podpisów, a nie katecheci.

Koniec końców to spotkanie było bardzo potrzebne – zarówno jednej jak i drugiej stronie. Znów mieliśmy okazję przedstawić naszą perspektywę: rząd strzela do nas jak z armaty, sugerując, że nie jesteśmy już potrzebni i możemy organizować swoje życie zawodowe na nowo. Nic więc dziwnego, że wielu katechetów faktycznie wywiesiło białą flagę. 

Po tym spotkaniu machina z podpisami znowu ruszyła. Te momenty zwrotne miały wspólny mianownik: bezpośrednia rozmowa, dialog, chęć wysłuchania drugiej strony. 

Wiele osób było rozczarowanych brakiem mocnego wsparcia biskupów Państwa inicjatywy. Ostatecznie episkopat Polski poparł inicjatywę „Tak dla religii lub etyki w szkole”. Ile jest prawdy w tym, że zostaliście na polu bitwy sami?  

Początkowo faktycznie wielu biskupów podchodziło z dystansem do nas jako Stowarzyszenia Katechetów Świeckich, zarzucając nam, że jako stowarzyszenie powstałe na prawie cywilnym, nie jesteśmy w strukturach Kościoła. Musieliśmy pokonać wiele barier w różnych diecezjach, by uzyskać poparcie dla tego projektu. W końcu nam, świeckim ludziom Kościoła, udało się zbudować dobre relacje i to uważam za nasz duży sukces. Udało nam się także aktywować szerokie rzesze świeckich – to jest nasz pierwszy punkt w statucie: chcemy pobudzić świadomość roli świeckich w Kościele – w zbiórkę podpisów włączyło się ponad 5 tys. wolontariuszy z całej Polski.

Nasza inicjatywa odsłoniła wiele takich sytuacji, uśpionych zaniedbanych w Kościele, jak choćby postrzeganie religii w szkole. W wielu parafiach okazało się także, że nie ma parafialnego życia, nie ma więzi – a wspólnoty, które są działają „tylko dla siebie”.   

Po przeliczeniu głosów i oficjalnym zatwierdzeniu przez marszałka Hołownię, projekt zostanie przedstawiony w Sejmie. Z jakim przekazem wejdziecie na sejmową mównicę? 

Dzisiaj społeczeństwo musi usłyszeć, że ten projekt jest nieprawdopodobnie potrzebny. Większość kryzysów, które nas dotyka, a szczególnie kryzysów w rodzinach, kryzysów egzystencjalnych wśród młodych ludzi, czy obniżające się standardy publicznej debaty łącznie w falą hejtu, wynika właśnie z tego, że odeszliśmy od zasad etycznych i moralnych – zamierzam o tym mówić w Sejmie. Cała ta inicjatywa pokazała, jak bardzo potrzebujemy rozmowy i publicznej debaty o wartościach w społeczeństwie, w szkole – o temacie, który dla rządu jest nieistotny, a dla ludzi – tak. Mam wrażenie, że właśnie tę debatę w tej chwili inicjujemy.

Najbardziej zabolałoby mnie to – i nie chcę do tego dopuścić – by projekt został zawłaszczony przez polityków, spłycony i sprowadzony właśnie do walki o obronę lekcji religii w szkole rozumianej jako walka o polityczny interes. 

Projekt „Tak dla religii lub etyki w szkole” ma bardzo silny mandat społeczny – gdyby zbiórka trwała chwilę dłużej przekroczylibyśmy milion. Uderzanie w niego, to uderzanie bezpośrednio w wolę społeczeństwa. 

Zależy mi, żebyśmy nadal spotykali się w dialogu – tak jak to robiliśmy przez ostatnie trzy miesiące. Osiągnęliśmy sukces, bo ludzie zaczęli ze sobą rozmawiać. 

1 / 1

reklama