Wybitny naukowiec, twórca projektu ludzkiego genomu: wiara jest racjonalna, ateizm – nie

Francis Collins, fizyk i genetyk, twórca projektu ludzkiego genomu, był ateistą. Wieloletnie badania naukowe i refleksja nad nimi doprowadziły go w końcu do wiary w Boga. Co sprawiło, że tak radykalnie zmienił swoje życiowe nastawienie?

Wyjaśniając swą drogę do wiary, Collins wskazuje na dwa czynniki: intelektualny oraz duchowy. Jego badania naukowe coraz mocniej uświadamiały mu wielką złożoność świata, a jednocześnie istniejący porządek, który trudno jest racjonalnie wytłumaczyć jako dzieło przypadku. Jednocześnie zdał sobie sprawę, że we własnym wnętrzu doświadcza czegoś, co określił mianem „duchowego głodu”. Jak mówi: „to, co wskazywało na istnienie Boga pojawiało się przede mną przez cały czas, znajdując swe źródło w badaniach nad przyrodą”.

Wśród wskazówek, które powoli doprowadziły go do porzucenia ateizmu i przyjęcia wiary w Boga wymienia on po pierwsze sam fakt istnienia rzeczywistości materialnej, która przecież wcale nie musiałaby istnieć: „dlaczego coś w ogóle istnieje, skoro mogłoby tego nie być?” Nie jest to banalne pytanie i ma ono charakter zarówno ogólny (dlaczego w ogóle istnieje świat?), jak i konkretny (dlaczego istnieją takie, a nie inne formy w świecie natury?).

Drugą wskazówką jest coś, co naukowiec określa jako „nieracjonalną skuteczność matematyki”. Chodzi o to, że cały świat jest zorganizowany według zasad, które dają się opisać w sposób matematyczny. Nie chodzi tu tylko o prostą arytmetykę, ale w swym uzasadnieniu Collins odwołuje się do mechaniki kwantowej, do budowy atomów i cząstek elementarnych.

Kolejną przesłanką jest teoria Wielkiego Wybuchu, która bazuje zarówno na obserwacjach empirycznych, jak i modelach obliczeniowych, wskazująca na to, że wszechświat miał swój początek około 14 miliardów lat temu w punkcie, zwanym „osobliwością początkową” (ang. Singularity). Jednym z efektów tego dramatycznego początku jest obserwowane we wszechświecie zjawisko ucieczki galaktyk, innym – promieniowanie tła, będące niejako „echem” tego wybuchu. Nauka nie jest w stanie sięgnąć poza ten punkt w czasie i przestrzeni, zmuszona jest więc uznać, że „coś” (to znaczy cały wszechświat) powstało z „niczego”. Nie da się odkryć ani nawet postulować istnienia jakiejkolwiek siły naturalnej, która byłaby zdolna wytworzyć cokolwiek z niczego. Musi więc istnieć przyczyna, nie podlegająca ograniczeniom przestrzeni i czasu ani prawom natury.

Jeśli powiążemy poprzednie przesłanki, racjonalnym wnioskiem jest postulat istnienia bytu ponadnaturalnego, który stworzył z niczego całą naturę i nadał jej matematyczne prawa.

Istnieją wszakże także inne przesłanki, które są szczególnie bliskie Collinsowi jako fizykowi. W trakcie swoich badań odkrył, jak bardzo „dostrojony” (ang.: „fine-tuned”) jest cały wszechświat, jeśli chodzi o zjawiska fizyczne i biologię. Istnieje 15 stałych (m.in. stała grawitacji czy prędkość światła), które nie są ustalone na drodze analizy matematycznej, ale obserwacji empirycznej. Gdyby ich wielkość była nawet nieznacznie odmienna od tej, którą obserwujemy, powstanie życia byłoby niemożliwe. Collins powołuje się m.in. na badania Barrowa i Tippera, którzy wykazują, że nawet najmniejsza zmiana którejkolwiek z tych stałych sprawiłaby, że po Wielkim Wybuchu nie mogłyby zaistnieć galaktyki, gwiazdy i planety, tym bardziej zaś – na którejkolwiek z tych ostatnich – powstać życie. Gdy próbujemy policzyć prawdopodobieństwo zaistnienia życia w przypadku różnych kosmicznych scenariuszy, jest ono tak skrajnie małe, że trudno nie uznać, że chodzi tu o coś więcej niż „kosmiczny przypadek”: widać w tym celowość. Można usiłować tworzyć skomplikowane teorie wszechświata, które to ignorują (jedną z nich jest hipoteza Multiversum), nie można jednak zaprzeczyć temu specyficznemu „dostrojeniu”. Zgodnie z zasadą „brzytwy Ockhama” nauka powinna dążyć do ustalenia najprostszego możliwego wyjaśnienia rzeczywistości, a nie mnożyć niesprawdzalne teorie. W tym przypadku istnienie Stwórcy jest takim właśnie najprostszym wyjaśnieniem, niebrnącym w niesprawdzalne hipotezy, wymagające przyjmowania kolejnych założeń.

Collins jest świadomy, że drogą badań naukowych i refleksji kosmologicznej nie dochodzi się do relacji z żywym Bogiem, ale raczej do „konceptu Boga”, do Boga deistów  – mówi więc w tym kontekście o „Bogu Einsteina”, a nie Biblii. Kolejny krok, tak jak go przedstawia C.S. Lewis w książce „Chrześcijaństwo po prostu”, związany jest ze sferą etyki. To, że jako ludzie nie umiemy się powstrzymać od wydawania ocen moralnych, nazywając coś „dobrym” lub „złym” również nie jest wynikiem przypadku. Ludzie są tu czymś unikalnym w świecie przyrody: jesteśmy świadomi istnienia prawa (moralnego), a jednocześnie nie jesteśmy nim zdeterminowani, możemy go przestrzegać lub je łamać. Szczegółowe przepisy etyczne mogą się różnić w zależności od epoki i danej kultury, ale samo prawo moralne, świadomość dobra i zła, jest uniwersalne. Szczególnie zastanawiające jest zjawisko altruizmu, kiedy czynimy dobro bez żadnego zysku dla siebie czy swojego bezpośredniego środowiska lub rodziny. Trudno to wyjaśnić „ewolucyjnym przystosowaniem” czy też „walką o byt”. Altruizm, pomoc humanitarna świadczona osobom całkowicie spoza naszego kręgu, czy wręcz wrogim nam nie mieści się w kategoriach biologicznego przetrwania.

To właśnie wyjaśnia, dlaczego osoby motywowane radykalnym altruizmem, takie jak Matka Teresa czy Oskar Schindler szczególnie mocno atakowane są przez ateistów: ich postawa jest bowiem solą w oku ateistów i żywym dowodem na istnienie siły, która nie mieści się w kategoriach ewolucji, walki o przetrwanie, ale świadczy o tym, że nasze człowieczeństwo trzeba rozumieć w sposób szerszy niż chciałby je widzieć darwinizm. Tego rodzaju altruizm nie jest bynajmniej zarezerwowany dla nielicznych wybitnych jednostek, ale odkrywamy jego przejawy znacznie częściej, w codziennym życiu. Collins przytacza tu przykład Wesleya Autrey’a, który uratował studenta doświadczającego ataku padaczki na stacji metra – wyciągając go spod kół nadjeżdżającego pociągu, ryzykując przy tym własnym życiem. Tego rodzaju przykładów jest multum, choć media poświęcają im niewiele uwagi. Humanitaryzm, altruizm czy w ogóle moralność bardzo trudno uzasadnić na bazie teorii ewolucji; są one natomiast logiczne, gdy przyjmiemy, że nosimy w sobie prawo moralne, które nie zostało wymyślone przez nas, ale pochodzi od kogoś ponad nami.

C.S. Lewis zadał pytanie: „gdyby szukać dowodu na istnienie Boga, który byłby nie tylko znakomitym matematykiem, ale Boga, któremu zależy na istotach ludzkich i który opowiedział się po stronie tego, co dobre i święte i pragnie, aby jego lud także opowiedział się po stronie tego, co dobre i święte, czy nie byłoby ciekawym odkryć w swoim sercu istnienia prawa, które nie ma innego sensu, ale wzywa cię, by to właśnie czynić?” To istotny krok do uświadomienia sobie, że takiego właśnie Boga przedstawia chrześcijaństwo i że ten Bóg nie tylko złożył w naszych sercach prawo moralne, ale także stał się człowiekiem, aby przyciągnąć nas do Siebie i dać nam moc do wypełnienia tego prawa.

Francis Collins zdał sobie sprawę z tego, że odkrycia współczesnej fizyki i biologii nie są bynajmniej powodem do tego, aby odrzucać istnienie Boga. Wręcz przeciwnie, ciągle w mocy pozostaje zdanie napisane przez królewieckiego filozofa Immanuela Kanta: „dwie rzeczy napełniają mnie coraz większym podziwem i zdumieniem, im dłużej i uczciwiej się nad nimi zastanawiam: gwieździste niebo nade mną i prawo moralne we mnie”. Amerykański naukowiec nie mógł dłużej negować prawdziwości tych słów. Podziw nad harmonią świata przyrody i wewnętrznym prawem moralnym istniejącym w sercu każdego człowieka doprowadził go do uznania prawdy o istnieniu Boga, a dalej – do zaufania Bogu, który objawił się w Chrystusie.

 

Źródło: The Veritas Forum, „My Journey from Atheism to Christianity”

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama