Czy charyzmatyk wie, co kupuje?

Importujemy z USA wszystko, od dżinsów po charyzmatyczność. Warto sprawdzić, czy jest to towar "markowy"

Czy jest wśród czytelników tego tekstu ktoś, kto nigdy nie założył na siebie dżinsowego wdzianka? A czy jest wśród charyzmatyków polskich ktoś, kto pozostawałby wolny od wpływów pentekostalizmu rodem z Ameryki? W obu przypadkach odpowiedź brzmi z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością: nie.

Importujemy z USA wszystko, od dżinsów po charyzmatyczność. Można więc mówić o „charyzmatyku w dżinsach”. Zakupił zagraniczny towar, nie zawsze sprawdzając jego jakość. Może trafił na coś markowego, a może na podróbę. Oddziaływanie amerykańskich trendów charyzmatycznych na katolickiego charyzmatyka może dokonywać się bezpośrednio lub pośrednio, a ulega się wpływom świadomie albo właśnie nieświadomie.

Z bezpośrednim oddziaływaniem mamy do czynienia wtedy, gdy wierzący samemu sięga po charyzmatyczny towar. Na przykład słucha konferencji charyzmatycznych „gwiazd”, oddaje się lekturze charyzmatycznych publikacji, albo uczestniczy — na żywo czy wirtualnie — w spotkaniach charyzmatycznych. Te ostatnie niosą ze sobą pewne przesłanie teologiczne, z którego człek nie zawsze zdaje sobie sprawę. Jednak praktyka bazuje na pewnej teorii, paradoksalnie nawet wtedy, gdy opiera się na „nieteologicznym” doświadczeniu. Przy okazji: termin „doświadczenie” warto wpisać sobie do „słownika charyzmatyka w dżinsach” — nieraz przyjdzie nam jeszcze do niego wrócić.

Wracając do wpływu — może on być również pośredni. Rodzimy charyzmatyk sam może nie interesuje się amerykańskim sposobem przeżywania wiary, ale już lider jego wspólnoty czy organizatorzy rekolekcji, w których uczestniczy — tak. A oni wywierają potem na niego wpływ, propagując to, co sami przejęli. Przyjaciele jego przyjaciół stają się wtedy jego przyjaciółmi, choć gdyby charyzmatyk poznał ich osobiście, mogłoby się okazać, że wcale nie zapałałby do nich sympatią. Przy bliższym zaznajomieniu się z tym, co głoszą, może nawet uznałby w nich raczej wrogów w owczej skórze.

Można dać się przenikać świadomie albo nieświadomie. Dla przykładu obrazującego to pierwsze: pewien ksiądz zaangażowany w ruch charyzmatyczny twierdził, że charyzmatycy protestanccy wyprzedzają katolickich w posłudze o całe kilometry. I, co za tym idzie, trzeba jak najszybciej pobrać korepetycje od nich, by tak samo owocnie poruszać się w nadprzyrodzonych mocach. Do biegu gotowi — start! Rozeznawanie pozostawmy za sobą. Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy. Nie czas opłakiwać rozumu, gdy serca pałają.

Ale przecież można też poddać się obcym ideom zupełnie bezwiednie, ot choćby słuchając pieśni uwielbienia i „łykając” stojące za nimi wizje duchowości czy doktryny. Słuchacz pozostaje wtedy nieświadomy, a zatem bezbronny. Nie zdaje sobie sprawy i z tego, że pewne prężne środowiska charyzmatyczne świadomie używają zespołów uwielbienia jako towaru eksportowego. Tak na przykład zespół Jesus Culture to model wyprodukowany przez Bethel Church, którego funkcją jest „multiplikować” na cały świat idee przyjmowane w tej religijnej organizacji.

Mówi się, że nieznajomość prawa szkodzi. Można by dodać na użytek tego felietonu, że nieświadomość nie jest usprawiedliwieniem. Jak dżinsy nie zawsze są markowe, tak charyzmatyczność może być różnej jakości. Trzeba zatem sprawdzać, co się „kupuje”, drogi charyzmatyku w dżinsach. Właśnie rozpoczynająca się seria tekstów w zamiarze autora ma stanowić poradę konsumencką. W najbliższym odcinku zajmiemy się trzema falami pentekostalizmu.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama