Ojciec Jacek Salij OP przypomina, że w historii Kościoła niewielu papieży wołało o modlitwę i pokutę za zagrożonych potępieniem z taką mocą jak Pius XII. Słowa świętych mistyków ukazują, że od naszej modlitwy może zależeć wieczność wielu. Dziś jednak, jak zauważa dominikanin, w Kościele coraz częściej widać kryzys tej postawy, zastępowany indywidualizmem lub naiwną wiarą w powszechne zbawienie.
Chyba jeszcze żaden papież nie wzywał głośniej do modlitwy i pokuty za zagrożonych potępieniem wiecznym, niż uczynił to Pius XII.
„Zaiste, straszliwa to tajemnica – napisał w encyklice poświęconej Kościołowi, który jest mistycznym ciałem Chrystusa – i nigdy dostatecznie jej nie zgłębimy: Oto zbawienie wielu ludzi zawisło od modlitw i dobrowolnych umartwień członków mistycznego Ciała Jezusa Chrystusa”.
O tym, że niektórzy z nas mogą zbawienia nie dostąpić, nie godzi się przypominać z perspektywy akceptującego obserwatora. Ludzie naprawdę rozkochani w Bogu, kiedy wspominali o potępieniu wiecznym, nigdy nie zapominali o tym, że „Bóg pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni” (1 Tm 2,4). Mówiąc po prostu: Ostateczne zamknięcie się na Boga i odrzucenie Go nie powinno spotkać ani mnie, ani kogokolwiek. Aż trudno uwierzyć, ale niektórzy modlą się wtedy, że jeżeli, Panie Boże, w ogóle ktoś miałby znaleźć się w piekle, to już lepiej ja niż ktokolwiek inny. Z tym zastrzeżeniem jednak: „bylebyś mi tylko, Panie Jezu, zostawił miłość do Ciebie”.
W ten sposób modliło się wielu świętych mistyków. „Lepiej będzie dla mnie – modliła się święta Katarzyna ze Sieny – jeśli wszyscy będą zbawieni, a ja sama będę znosić męki piekielne, bylebyś tylko mi zostawił miłość do Ciebie... Jeśli Twoja prawda i sprawiedliwość zgodzą się na to, chciałabym zupełnego zniszczenia piekła albo przynajmniej, żeby żadna dusza tam się więcej nie dostała. A najbardziej bym się cieszyła, gdybyś położył mnie na paszczę piekła, żeby ją zamknąć i żeby nikt więcej tam się nie dostał. Bo w ten sposób wszyscy moi bliźni byliby zbawieni”.
Katarzyna jest jedną z zaledwie czterech kobiet, które należą do grona doktorów Kościoła. Ona bardzo dobrze rozumiała, co Kościół głosi na temat potępienia wiecznego – że z jednej strony staramy się nie ulegać wygodnickim marzeniom o pustym piekle, ale z drugiej strony stanowczo i na różne sposoby otwieramy się na pragnienie samego Boga, „by wszyscy ludzie zostali zbawieni”.
Na wszelki wypadek przypomnijmy, że znane nam z Ewangelii obrazy ognia i różnych udręk, ciemności zewnętrznych, płaczu i zgrzytania zębami to tylko bardzo przejmujące metafory, zawierające przekaz, że ktoś swoje życie może doprowadzić aż do tak ostatecznego bezsensu. Trudno nie zgodzić się z Beatą Obertyńską, że istotą piekła jest niewyobrażalnie całkowite odrzucenie Boga:
Nie rozumiem ni nieba, ni piekła... To wszystko
zbyt ogromne na myśl mą – ciasną i kaleką.
Wiem tylko, że to będzie albo Ciebie blisko,
albo od Ciebie daleko.
Ale wróćmy do tematu. Wielkie modlitewne walki o zbawienie zatwardziałych grzeszników prowadziła święta siostra Faustyna. Spójrzmy na zapis w jej Dzienniczku znajdujący się pod datą z 9 sierpnia 1934 r.:
„Obstąpiło mnie mnóstwo psów czarnych, wielkich, skacząc i wyjąc, chcąc mnie poszarpać na kawałki. Spostrzegłam, że nie są to psy, ale szatani. Jeden z nich przemówił ze złością: za to, żeś nam odebrała tej nocy tyle dusz, to my cię poszarpiemy na kawałki. Odpowiedziałam, że jeżeli taka jest wola Boga najmiłosierniejszego, to szarpcie mnie na kawałki, bo na to słusznie zasłużyłam, bo jestem najnędzniejsza z grzeszników, a Bóg jest zawsze święty, sprawiedliwy i nieskończenie miłosierny. Na te słowa odpowiedzieli wszyscy razem szatani: uciekajmy, bo nie jest sama, ale jest z nią Wszechmocny”.
Promotorka nabożeństwa do Najświętszego Serca Pana Jezusa, święta Małgorzata Maria Alacoque, potrafiła nawet z Nim się „kłócić” w obronie dusz zagrożonych odrzuceniem wiecznym:
„Rzuciłam się do Jego stóp świętych, mówiąc doń: O mój Zbawicielu, wyładuj raczej na mnie cały swój gniew i wymaż mnie z księgi żywota, niż miałbyś gubić te dusze, które Cię tak wiele kosztowały!”. A ponieważ Pan Jezus nie ustąpił, „ja, objąwszy nogi Zbawiciela jeszcze mocniej: Nie, mój Panie, nie puszczę Cię, dopóki im nie przebaczysz”
Teresa od Dzieciątka Jezus była jeszcze dzieckiem, kiedy postanowiła zawalczyć o duszę skazanego na śmierć mordercy, który nawet czekając na wykonanie wyroku nie zamierzał żałować swoich zbrodni. Wielka była jej radość, kiedy dowiedziała się, że ten nieszczęśnik, zbliżając się do gilotyny, chwycił podany mu krucyfiks i zaczął namiętnie go całować.
Epizod ten również po wstąpieniu do zakonu był dla niej drogowskazem:
„Od tej łaski jedynej w swoim rodzaju moje pragnienie ratowania dusz wzrastało z każdym dniem. Zdawało mi się, że słyszę Jezusa mówiącego do mnie jak do Samarytanki: Daj mi pić! Była to prawdziwa wymiana miłości. Duszom dawałam krew Jezusową, a Jezusowi ofiarowywałam te same dusze ożywione Boską rosą. Sądziłam, że w ten sposób ugaszę Jego pragnienie; im więcej dawałam Mu pić, tym bardziej wzrastało równocześnie pragnienie mojej biednej małej duszy, a to żarliwe pragnienie dawał mi On, jako najsłodszy napój swej miłości”.
We współczesnym Kościele obserwujemy raczej kryzys tej postawy duchowej, która przymuszała wielu Bożych przyjaciół do wielkiego błagania za tymi, którzy wydają się najbardziej zagrożeni utratą zbawienia. Można pytać, czy kryzys ten świadczy o tym, że bakcyl indywidualizmu zniekształca w nas samą nawet nadzieję zbawienia, czy może jest to efekt szerzenia się łatwej nadziei na powszechne zbawienie i w konsekwencji lekceważenia sobie niebezpieczeństwa utraty zbawienia.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.