Słowa, które zabolały

Słowa wypowiedziane nierozważnie przez bpa Długosza na Jasnej Górze zabolały. Umniejszanie wagi grzechu i przestępstwa pedofilii nie może mieć miejsca w Kościele

Apelowa modlitwa bp. Antoniego Długosza, wygłoszona w środę 11 sierpnia na Jasnej Górze, wywołała lawinę komentarzy. „Skandaliczne słowa” — brzmiały niektóre nagłówki. Państwowa Komisja ds. Pedofilii wystąpiła do przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Stanisława Gądeckiego o wyjaśnienie słów biskupa seniora, a nawet wyciągnięcie wobec niego konsekwencji zgodnie z prawem kanonicznym. Prymas, który jest delegatem KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży, wysłał list do biskupa, a ks. Piotr Studnicki, kierownik Biura Delegata, uznał słowa za szkodliwe dla podejmowanych przez Kościół w Polsce działań.

„Z wielkim bólem przeżywamy zaplanowany atak na biskupów. Wiąże się to z oskarżeniami, że niektórzy z nich zlekceważyli zatroskanie o skrzywdzonych przez księży ludzi, bagatelizując sprawców tych czynów” — mówił bp Długosz. Najbardziej zbulwersowały opinię publiczną jego dalsze słowa: „Kiedy ksiądz grzeszy, biskup wzywa go na rozmowę, upomina, wyznacza pokutę, po której, jeśli otrzymuje od księdza chęć poprawy, przebacza mu i daje szansę dobrego życia i duszpasterskiej pracy. Biskup ma być miłosiernym ojcem” — przekonywał, dodając: „Sprzeniewierza się swemu powołaniu, gdy staje się prokuratorem, donoszącym sądom na grzeszącego syna. Daleka mu jest logika szatana, który oskarża, bez oznaki miłosierdzia”.

Biskup Długosz przeprosił za swoje słowa. I właściwie można by uznać temat za zamknięty. Gdyby nie to, że nie jest to wypowiedź odosobniona. Myślę, że nie powinniśmy skupiać się na konkretnym biskupie i ze względu na tę jedną wypowiedź nie pozostawiać na nim suchej nitki. Ostatecznie, szczerze wierzę w dobre intencje bp. Długosza, nawet jeśli z jego wypowiedzią trudno mi się zgodzić. W kontekście jednak tych i podobnych słów, wydaje się uczciwe postawić pytanie: czy są one jedynie niepotrzebnymi incydentami, czy może raczej odsłaniają pewną postawę, która znajduje zrozumienie w szerszym gronie. I nie mam tu wcale na myśli jedynie duchowieństwa, ale również wiernych świeckich.

W związku z tymi wydarzeniami przypomniał mi się film Spotlight z 2015 r. Opowiada on o grupie dziennikarzy śledczych z „The Boston Globe”, którzy opisali przypadki molestowania seksualnego dzieci przez duchownych katolickich. Film pokazuje dylematy dziennikarzy, którzy z jednej strony mają przed oczami ofiary przemocy, z drugiej mają świadomość, że ich artykuł może podważyć zaufanie do Kościoła, którego roli w amerykańskim społeczeństwie bynajmniej nie negowali. Dramatyczny w tym filmie jest moment, w którym do dziennikarzy podchodzi przedstawiciel katolickiego laikatu i sugeruje, by odpuścić publikację przygotowanych artykułów. Uzasadnia to tym, jak wiele dobrego Kościół robi, w jak wiele dzieł charytatywnych się włącza, i sugeruje, że publikacja materiałów zebranych przez dziennikarski zespół pod nazwą Spotlight postawi Kościół w złym świetle i przekreśli to dobro. Zwracam uwagę, że ta argumentacja nie pada z ust hierarchii, ale ze strony świeckich. I nie mam wątpliwości, że mówiący te słowa miał szczere intencje. A jednak trudno powiedzieć, że próbował chronić faktyczne dobro Kościoła, jakim jest człowiek.

Film porusza temat trudny, ukazuje różne niuanse, ścieranie się różnych postaw. Niektóre mogą nas dzisiaj oburzać, choć łatwiej ocenia się z perspektywy czasu. Spotlight wywołał dyskusję w Kościele w Stanach Zjednoczonych, zebrał sporo nagród i nie przeszedł bez echa w Watykanie. Radio Watykańskie nazwało film szczerym i ważnym, a przedstawiciele watykańskiej komisji ds. pedofilii wśród duchowieństwa wzięli udział w prywatnym pokazie filmu.

W kontekście apelowej modlitwy bp. Długosza nie chodzi o to, byśmy wytoczyli ciężkie działa i strzelali do biskupów, oskarżając ich o najgorsze. Ostatecznie, mogliśmy zobaczyć, jak jeden biskup po bratersku upomina drugiego, a ten przyjmuje upomnienie i się reflektuje. Powinniśmy raczej wykorzystać to wydarzenie, by uczciwie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nie ma w nas postawy, wprost albo co gorsza zawoalowanej, w której nadrzędnym dobrem, którego bronimy, jest dobro instytucji, a nie konkretnego, w dodatku skrzywdzonego człowieka. Im szybciej uświadomimy sobie istnienie takiej niebezpiecznej postawy, tym skuteczniejsze będzie nasze świadectwo walki z grzechem i przestępstwem w przyszłości.

Ks. Wojciech Nowicki, redaktor naczelny „Przewodnika Katolickiego”

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama