Kiedy wyjedziemy z… PRL-u?

Pora przyjąć współodpowiedzialność za Polskę

"Idziemy" nr 36/2011

Krzysztof Ziemiec

Kiedy wyjedziemy z… PRL-u?

Przed wojną Luxtorpeda jechała z Warszawy do Zakopanego sześć godzin – opowiadała mi z sentymentem babcia. Nie dowierzałem jej, znając aż za dobrze realia lat 80. Podróż zatłoczonym pociągiem w Tatry lub Bieszczady spędzałem nierzadko w toalecie lub przejściu między wagonami. Gdy przyszedł rok 1989, oczekiwałem końca absurdów. Nadzieje okazały się płonne.

Jakie są skutki odkładania inwestycji, które powinno się zrealizować już w połowie lat 90.? Przekonałem się o tym na własnej skórze, wracając z wakacji. Na kolei tłok w wagonach, notoryczne opóźnienia, długi czas podróży, wysokie ceny biletów, chaos informacyjny. Na drogach fatalne oznakowanie i oświetlenie, wypadkogenne dziury, wlokące się remonty, bezmyślne zachowania innych kierowców, pieszych i rowerzystów. Sam kilka razy o włos uniknąłem stłuczki. Myślę, że do tej listy każdy z Czytelników może dopisać własne doświadczenia.

Jak zareagowałaby kolej na wzmożony popyt na jej usługi w normalnym kraju? Doczepiłaby wagony, uruchomiła dodatkowe połączenia i liczyła zyski. W Polsce AD 2011 jest odwrotnie. Odpowiedzialność za problemy rozmywa się na kilkadziesiąt spółek. Na wszystkim traci pasażer, godząc się z permanentnym upokarzaniem.

Korzenie takiego myślenia sięgają PRL: tam nie liczył się człowiek, tylko system. Od lat brakuje u nas dobrego prawa i gospodarzy zatroskanych o rozwój. Brakuje podejścia do państwa jako sztafety pokoleń, a nie folwarku przechodzącego z rąk do rąk. Nie pieniądze o wszystkim decydują – nieraz unijne dotacje przepadają, bo nie nadążamy z projektami i wykonawstwem. Bywa i tak, że pruje się niedawno wyremontowaną drogę, by tym razem wymienić kanalizację. Marnotrawione są ambicje i siły, które jako naród na dorobku mamy niestety już w coraz mniejszym stopniu. Rozczarowani, poddajemy się zniechęceniu i wewnętrznej emigracji, ograniczając pole naszych zainteresowań do spraw nam najbliższych.

Zmiany kiedyś przyjdą. Tylko dlaczego mamy czekać na nie tak długo? Słowacy i Chorwaci zaczynali 20 lat temu z tego samego punktu, co my. Ale dzięki ich wysiłkowi z Tatr nad Adriatyk można teraz dojechać autostradą w kilka godzin. Szybciej niż z Warszawy nad morze czy w góry.

Niech ta refleksja będzie apelem do polityków i do ich wyborców: pora przyjąć współodpowiedzialność za Polskę. Nie tylko na kolei i na drogach, ale także w głowach i sercach wielu rządzących ciągle trwa PRL. Nie traćmy kolejnych 20 lat, aby się od niego uwolnić.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama