• Echo Katolickie

Taniej nie będzie

Rozmowa z Bartoszem Piłatem, ekspertem Polskiego Alarmu Smogowego zajmującego się ochroną środowiska na styku z gospodarką.

Które zapisy w kamieniach milowych, na jakie rząd się zgodził, by otrzymać pieniądze z KPO, będą miały wpływ na to, czym będziemy ogrzewać domy?

Wszystkie. Ta nowa polityka rozwojowa, która została w nich ujęta, będzie się przekładała na całość polityk energetycznych czy to, jak mieszkamy i podróżujemy. Zarówno zapisy nowego Polskiego Ładu, jak i Fit for 55 oraz European Green Deal, które były przygotowywane przez ostatnią dekadę, to jedna wielka zmiana w podejściu do zarządzania energią. A to będzie miało dramatyczny wpływ na nasze opłaty za ogrzewanie mieszkań. Ponieważ trwa wojna na Ukrainie, trudno powiedzieć, jak koszty ogrzewania będą wyglądały tej czy kolejnej zimy. Ona pokazała, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od paliw kopalnych. Kiedy Kijów był oblężony, w Buczy trwała masakra ludności cywilnej, Donieck atakowano, cały czas rurociągami biegnącymi przez Ukrainę były tłoczone gaz i ropa. To zdumiewające, ale – niestety – ludzkość żyje dzięki surowcom.

Natomiast na dłuższą metę tzw. green deal będzie miał pozytywny wpływ na nasze portfele, bo podniesie poziom przewidywalności cen energii i ograniczy okresowe wahnięcia. Niekoniecznie jednak oznacza to, że np. koszty ogrzewania za dziesięć lat będą niższe niż dziś.

Ostatnio głośno podnoszono temat spółek związanych z energetyką, które mają szokująco wysokie marże i wyniki finansowe…

To nie jest ich złośliwość czy pazerność, ale efekt tego, że firmy kupują teraz na potęgę surowce, bo nie są w stanie przewidzieć, czy te drastycznie nie zdrożeją lub skończy się ich dostępność. Stąd lepiej zakupić po cenie, którą mamy obecnie, i utrzymać wysoką marżę, by później, w sytuacji dramatycznego wzrostu cen, być w stanie niwelować zawirowania. To dotyczy zarówno ropy, jak i gazu. Firmy w ten sposób przygotowują się na jeszcze większe wahnięcia cen.

To znaczy, że tej zimy będzie bardzo drogo?

Najbliższa zima może być dla wielu osób szokiem. Sądzę, że ceny gazu już się ustabilizowały, mamy zagwarantowane dostawy, działający gazoport, nowy gazociąg z Morza Północnego. I chociaż raczej nie powinniśmy się spodziewać atrakcyjnych spadków, wzrostów też nie powinno być. Myślę, że podobnie jest z paliwami do aut – jesteśmy raczej u szczytu zwyżki cenowej.

Większy kłopot będzie z węglem?

Do tej pory w domach jednorodzinnych w Polsce zużywaliśmy 10 mln ton węgla, który pochodził w większości z importu. Ten wydobywany w Polsce nie ma takich parametrów technicznych, które predysponowałyby go do użycia detalicznego, trafia głównie do elektrociepłowni, zakładów produkcyjnych. Węgiel do użytku w domach powinien mieć odpowiednią grubość, nie kruszyć się łatwo, nie spiekać. Do tej pory importowano go przede wszystkim – paradoksalnie – z Rosji i Ukrainy. Stąd dziś olbrzymie zawirowania, a także nadużycia, bo choć Polska doskonale wywiązuje się z nałożonego embarga, nie jest w stanie wszystkiego kontrolować i sprawdzać każdego transportu na granicach. Trudno przewidzieć, co będzie tej zimy, jeśli chodzi o węgiel, ale można spodziewać się dużych wahnięć cen oraz trudności w dostępności. Nadzieja w dostawach z Australii i Kolumbii, choć mamy – niestety – dużą konkurencję ze strony Niemiec, które wciąż prawie połowę energii czerpią z klasycznych elektrowni węglowych. Ceny węgla raczej nie będą spadać w stosunku do tego, co jest teraz, jeśli już należy spodziewać się wzrostów. Jedyna nadzieja w działaniach rządu, który wprowadził regulowane ceny za tonę węgla.

A co z peletem i drewnem, które też drożeją w zastraszającym tempie?

Tutaj uczciwie powiem, że nie pojmuję tej sytuacji. Co prawda rząd stara się przygotować na zachwiania na rynku energii, ale nie rozumiem jego postępowania, jeśli chodzi o drewno. Polska jest bardzo dużym producentem w tym zakresie, dość śmiało eksportujemy nieprzetworzone drewno, czyli surowiec tańszy od przetworzonego. Jeżeli jesteśmy gotowi porwać się na embargo dotyczące węgla, ropy czy gazu, to dlaczego nie jesteśmy w stanie w tym momencie wyhamować eksportu drewna? Bo żeby zwiększyć dostępność tego surowca na rynku polskim, a co za tym idzie peletu, wystarczą odpowiednie regulacje.

Polacy są przerażeni, że na ogrzewanie w najbliższym sezonie będą musieli wydać nawet swoje oszczędności… Czy to nie spowoduje powrotu do palenia śmieciami, oponami, czyli de facto większego zanieczyszczania środowiska?

Obawiam się, że może powrócić trend do palenia byle czym, zwłaszcza gdy tradycyjnych surowców będzie brakować lub ich ceny drastycznie wzrosną. Jednak śmieciami palić można tylko w tych najstarszych piecach, których jest już w naszym kraju zdecydowanie mniej, do tego spalanie pewnych odpadów, jak np. tkaniny, nie jest opłacalne czy ekonomiczne, bo dają mało ciepła. Palenie opon, plastików, odpadów meblowych nie doprowadzi do ogólnopolskiej katastrofy, ale lokalnie już może stanowić zagrożenie. Bo nawet kilkumiesięczne zanieczyszczenie powietrza ma ogromny wpływ na zdrowie.

Ratunkiem miała być fotowoltaika, ale 1 kwietnia 2022 r. zmieniono zasady rozliczania, zniechęcając wiele osób do zakładania takich instalacji.

Rzeczywiście, w przypadku fotowoltaiki problemem są gorsze warunki rozliczania się, czyli sprzedawanie i odkupywanie energii po cenach rynkowych. Do tego dochodzi wzrost cen, inflacja, czyli mniejsza wartość rządowych dotacji, i stąd chwilowe zahamowanie tej technologii. Problemem jest również bardzo duże przesilenie sieci przesyłowej, która nie jest przygotowana na takie tempo przyrostu nowych instalacji fotowoltaicznych. Polska ma ogromne zaniedbania w kwestii energetyki, termoizolacji, sięgające dziesięć lat wstecz. Bo kto wtedy słyszał o programach typu Czyste powietrze czy Mój prąd? Gdyby były realizowane od 2012 r., dziś nie czulibyśmy się zagrożeni brakiem 10 mln ton węgla, tylko 5 mln. To pokazuje, że obecna polityka energetyczna zawarta w KPO, choć chwilami może być bardzo uciążliwa, w dłuższym okresie pozytywnie przełoży się na nasz portfel. Dlatego - mimo że zasady rozliczania fotowoltaiki są gorsze od poprzednich - ogrzewanie domu pompą ciepła zasilaną z fotowoltaiki jest obecnie najbardziej opłacalne i bezpieczne, bo najmniej zależne od zawirowań rynków.

Tylko jeszcze trzy lata temu kazano montować piece gazowe jako najbezpieczniejsze źródło ogrzewania, a już za chwilę Unia chce zakazać ich sprzedaży… Przeciętnego Kowalskiego nie stać na tak szybkie tempo zmian, by sprostać przepisom.

Już samo wpisywanie do programu „Czyste powietrze” pieców gazowych rodziło spory, bo one z punktu widzenia klimatycznego nie są dobrym rozwiązaniem. Ale było jasne, że rynek pomp ciepła czy innych źródeł niskoemisyjnych w tamtym czasie nie był w stanie dostarczyć potrzebnej ilości produktów i nie zawsze była możliwa realizacja pewnych sieci. Jeżeli gaz na poziomie polityki energetycznej zostanie potraktowany jako niepożądane źródło ogrzewania, polski rząd powinien domagać się stosowania zasady podziału na tych, co mają i chcą. Bo jeżeli będziemy eliminować gaz, to osoby, które do tej pory indywidualnie instalowały gazowe źródła ciepła, powinny zostać potraktowane ulgowo, czyli nie będzie się im narzucać zakazów czy wymuszać wymianę. Wystarczy, że najpierw zaprzestaniemy dofinansowywać takie instalacje, a za jakiś czas wprowadzony zostanie zakaz instalacji nowych.

W Siedlcach toczy się dyskusja nt. spalarni śmieci, która miałaby pozwolić na pozyskanie energii do ogrzewania bloków – to dobra droga?

Moim zdaniem, patrząc na Kraków, który spalarnię posiada, taka decyzja musi być ściśle powiązana z gospodarką oraz uwzględniać rachunek zysków i strat. Uważam, że spalanie odpadów w Polsce jeszcze ma sens, choć wkrótce ta sytuacja się zmieni. To bardzo droga inwestycja, która ma jednak dobre systemy filtrowania i nie zanieczyszcza powietrza, bo obwarowania są dziesięciokrotnie wyższe niż dla elektrowni czy elektrociepłowni. Pojawia się pytanie: lepiej opalać elektrownię lub elektrociepłownię węglem, czy może mniej go wydobywać, a zużywać odpady, z którymi sobie nie radzimy, a ich składowanie jest szkodliwe i dużo kosztuje? Jednak patrząc na to, że spalarnia musi działać ok. 30 lat, by jej praca miała sens ekonomiczny, warto przyjrzeć się, skąd brać odpady, czyli paliwo do spalania. Przez ten czas może go po prostu zabraknąć w najbliższej okolicy spalarni, czyli śmieci trzeba będzie dowozić z coraz odleglejszych miejsc, aż w końcu ich zabraknie. A spalarnia musi mieć stały dopływ takiej samej masy odpadów. Dlatego z budową spalarni warto się pospieszyć, bo jeżeli ktoś ma ambicje, by ruszać z taką inwestycją za pięć lat, to - moim zdaniem - zupełnie się ona nie zwróci i będzie jedynie ogromnym obciążeniem dla danej gminy.

Dziękuję za rozmowę.

not. JAG
Echo Katolickie 25/2022

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama