Gramy do jednej bramki!

Zarówno w środowiskach chrześcijańskich, jak i prawicowych istnieje zbyt wiele stowarzyszeń i grup, które rywalizują ze sobą, zamiast współpracować. Może pora wyleczyć się z syndromu Napoleona?

Pewien czas temu rozmawiałem z dwoma kolegami, którzy są znaczącymi osobami na konserwatywnej scenie społeczno-politycznej. Obaj zwrócili uwagę na to, że w środowiskach chrześcijańskich i  prawicowych istnieje wiele stowarzyszeń, ruchów, które ze sobą ...rywalizują. Rywalizują o zaangażowanie tych samych osób (jedna osoba z  reguły nie zaangażuje się w więcej niż w jedno dzieło), o pozyskanie tych samych darczyńców (ciężko wspierać wiele rzeczy naraz), o  przyciągnięcie uwagi do swoich działań tych samych ludzi (każdy z nas dysponuje tylko określonym czasem, jaki może przeznaczyć na  uczestniczenie w czyichś spotkaniach, na czytanie o tym co kto robi).

Moi rozmówcy byli sceptyczni co do możliwości współpracy różnych środowisk. Jak to określił kolega każdy z nas chce być Napoleonem, który sam chce zbawić świat. Uważam, że nie można tak myśleć!

Owszem chęć tworzenia czegoś własnego z reguły jest dobra. Nic nie działa tak motywująca do działania. Także pewna konkurencja jest potrzebna i zdrowa — zmusza nas do wytężonego wysiłku a co za tym idzie sprawia, że to co robimy staje się lepsze. Ale ...nie możemy z tym przesadzić,  traktować się w kategoriach wrogów, złych konkurentów.

Zakładam, że głównym powodem dla których  angażujemy się w różne działania nie jest chęć promowania własnej osoby, a opowiadanie się za określonymi wartościami. Wszyscy mamy więc wspólne cele i gramy w  jednej drużynie. Możemy niczym Real Madryt być zespołem naszpikowanym gwiazdami, który jak przychodzi co do czego w ostatnich latach zawodzi. Wielkie gwiazdy okazują się indywidualistami, którzy nie potrafią współpracować. A możemy być zespołem złożonym z niby słabszych graczy, ale który dzięki współdziałaniu, zgraniu osiąga lepsze rezultaty.

Rozdrobnienie prawicy jest jej wielkim problemem od lat. Podobnie katolików. 2,5 miliona osób jest zaangażowanych w różne ruchy katolickie, tymczasem pozwalamy się traktować jak jakiś margines a nasz głos gdzieś zanika w  debacie publicznej. Jest wielka potrzeba współdziałania! Głęboko wierzę, że w takim wypadku nasze stanowiska i postulaty mogłyby się znacznie skuteczniej przebijać w przestrzeni publicznej.

Oczywiście nie chodzi mi o to, aby istniejące ruchy porzucały swoją działalność i teraz robiły coś nowego razem. Niech każdy robi swoje. Co można zrobić, to współdziałać przy kwestiach fundamentalnych jak choćby w kwestii prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci.

Możemy się wspierać także w tych działaniach, które dane ruchy i tak same z siebie organizują. Jedną  z form pomocy może być choćby wzajemna promocja tego co się robi. Oczywiście, jeśli nasze wydarzenia, inicjatywy z sobą nie kolidują.

Każda współpraca powinna odbywać się z zachowaniem zdrowych zasad, czyli jeśli komuś pomagamy, to czymś naturalnym jest oczekiwanie, że on się nam adekwatnie odwdzięczy — patronatem medialnym, tym, że w  innej sprawie to on pomoże nam. Ktoś mógłby powiedzieć zaraz, a gdzie tu bezinteresowność, jak to się ma do chrześcijaństwa? Takiej osobie, chciałbym zwrócić uwagę na to, że długoterminowa współpraca zawsze będzie najbardziej efektywna jeśli obie strony mają z niej korzyści. Inaczej ktoś może się czuć wykorzystany albo zwyczajnie się wycofać z  danego działania, bo będzie wolał się poświęcić swoim priorytetom.

Częstą barierą z pozoru uniemożliwiającą współpracę jest to, że w ruchach katolickich i konserwatywnych mamy różne charyzmaty, różnimy się podejściem do wielu spraw. Jedni widzą rozwiązanie problemu aborcji w regulacjach prawnych oraz organizowaniu wystaw pokazujących brutalność aborcji, inni wolą prowadzić działania pozytywne — pomagać kobietom w ciąży, tworzyć alternatywy dla aborcji (Okna Życia, adopcja), prowadzić działania edukacyjne. Podobnie jest w wielu innych tematach. To jednak nie wyklucza tego, by zamiast traktować się jak wrogów, pewne rzeczy robić wspólnie, w końcu łączy nas jeden cel.

Pamiętajmy — gramy do jednej bramki! Mecz o  niezwykłej wadze — o kształt naszej ojczyzny, sumienia naszych rodaków, ludzkie życie . Naszym celem nie może być to, by samemu rozegrać dobrą partię, strzelić gola, ale by nasza drużyna przegrała. Musimy walczyć o  zwycięstwo! A osiągnąć je możemy grając razem!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama