Poszukiwania filozoficzne

Fragmenty książki "Niewidzialne światło", abp. Józefem Życińskim rozmawiają Dorota Zańko i Jarosław Gowin

Poszukiwania filozoficzne


Józef Życiński, Dorota Zańko, Jarosław Gowin

Niewidzialne światło

Z abp. Józefem Życińskim rozmawiają Dorota Zańko i Jarosław Gowin


ISBN: 978-83-240-1597-9
wyd.: Wydawnictwo ZNAK 2011

Spis wybranych fragmentów
CZŁOWIEK I BÓG
Rodzina i środowisko
Szkoła i początki powołania
Kościół, państwo, społeczeństwo
Seminarium
Początki kapłaństwa
Wiara i słabość
Poszukiwania filozoficzne
Powołanie biskupie
PYTANIA NA NOWY WIEK
Sobór — czterdzieści lat później
Jan Paweł II i kryzys współczesności
Rachunek sumienia i zło w Kościele

Poszukiwania filozoficzne

Etap pracy parafialnej nie trwał w życiu Księdza Arcybiskupa długo...

Po dwóch latach pracy duszpasterskiej objąłem w Krakowie stanowisko prefekta w seminarium i równocześnie podjąłem studia doktoranckie. Przez kilka dni w tygodniu poświęcałem się więc pracy wychowawczej, a resztę czasu spędzałem nad książkami w krakowskich bibliotekach. To było cztery lata po udowodnieniu słynnego twierdzenia Hawkinga—Penrose'a...

Jakie to było twierdzenie?

O istnieniu osobliwości w modelach kosmologicznych. Istniały wtedy dwie szkoły interpretacji tego twierdzenia, rosyjska i anglosaska. Zapoznanie się z nimi i przemyślenie materiału wymagało dużo czasu, ale w dwa lata później, w 1976 roku, mogłem przedstawić pierwszą pracę doktorską na ten temat.

A jakie były następne etapy pracy intelektualnej Księdza Arcybiskupa?

W 1978 roku obroniłem w ATK drugą pracę doktorską, tym razem z filozofii. Zaraz potem wyjechałem do Stanów Zjednoczonych na urlop naukowy, podczas którego przygotowywałem habilitację w cieniu Katolickiego Uniwersytetu Ameryki, utrzymując kontakty z pobliskim uniwersytetem w Maryland oraz z jezuickim Georgetown. Po powrocie w 1980 roku przedstawiłem habilitację na temat roli dyskonfirmowalności i prostoty jako kryteriów heurystycznych w kosmologii relatywistycznej.

Czy poświęcenie się pracy intelektualnej można traktować jako jedną z form wypełniania powołania kapłańskiego?

Zawsze uważałem, że tak. Wzorem był dla mnie ksiądz Kłósak, jego asceza i wyrzeczenie. Nigdy nie jeździł na urlop, jedynie raz w roku, w czasie wakacji, poświęcał dwa dni, żeby odwiedzić siostrę. Trzy noce w tygodniu spędzał w pociągu, kursując pomiędzy KUL-em, ATK i PAT-em. W jego osobie słowa Ewangelii ukazujące Chrystusa jako Prawdę uosobioną przekładały się na konkret. Ta prawda, której poszukiwało się, ślęcząc nad pracami filozoficznymi, była prawdą przybliżającą do Chrystusa.

Kiedy byłem na czwartym roku seminarium, zaniosłem do „Tygodnika Powszechnego” mój pierwszy artykuł W poszukiwaniu kosmicznego credo. Pamiętam, że recenzentem był Stefan Wilkanowicz. Artykuł kończył się stwierdzeniem, że poszukiwanie innych rozumnych istot w kosmosie przybliża nas do rozumu Boskiego, którego obecność możemy odkrywać w naszym życiu na różne sposoby. Potem starałem się konsekwentnie rozwijać tę młodzieńczą tezę.

Od studentów PAT-u wiem, jak ważny był dla nich kontakt z ówczesnym księdzem profesorem Życińskm. A jakie znaczenie miały dla Księdza Arcybiskupa kontakty ze studentami, praca wychowawcza z młodymi ludźmi?

Byłem urzeczony ich pasją poszukiwania prawdy. Pamiętam choćby, jak w posępnym okresie stanu wojennego, kiedy od Rynku ciągnęło gazami, oni przeciskali się przez kordony milicji, żeby dostać się na Franciszkańską, gdzie z Michałem Hellerem organizowaliśmy konwersatoria. Dyskutowali o Popperowskim „trzecim świecie”, metodach konstruktywistycznych w matematyce, o różnych metodach interpretacji osobliwości początkowej. To był niezwykły świat, położony gdzieś daleko od tamtej ponurej polskiej rzeczywistości. Wielu moich studentów, którzy byli już absolwentami innych uczelni (bo wtedy do PAT przychodziło się, żeby studiować drugi fakultet), mówiło, że po studiach technicznych ich wiedza była wycinkowa i „nie widzieli całości”. Dopiero filozofia dała im tę fascynującą wizję całości. Podziwiałem tych, którzy mając już na utrzymaniu rodziny, a chcąc zarobić na studia, pracowali ciężko w czasie wakacji, malując na przykład kominy fabryczne, bo prace na wysokości były dość dobrze płatne. Żyłem ich problemami — najpierw jako prodziekan, potem jako dziekan Wydziału Filozoficznego — dzieliłem ich radości, cieszyłem się, gdy przy mojej pomocy udawało im się czasem coś opublikować. Wiele z tych więzi przetrwało do dziś.

Pamiętam, jak w roku 1997 po poświęceniu pomnika kardynała Wyszyńskiego na Jasnej Górze wracaliśmy z procesją do bazyliki, a do mnie podszedł jeden z policjantów i powiedział, że był słuchaczem moich wykładów. Jego żoną została również moja była studentka. Powiedział, że są szczęśliwi, bo nie tęsknią za pieniędzmi, lubią sobie natomiast czasem podyskutować na tematy filozoficzne.

A czym w życiu Księdza Arcybiskupa była filozofia?

Początkowo to poszukiwanie prawdy rodziło się ze sprzeciwu wobec indoktrynacji marksistowskiej. Potem marksizm znikał, pozostawał filozofią żenująco naiwną i prymitywną, natomiast prawdy dociekałem w przestrzeniach wyznaczonych przez wielkich mistrzów, poczynając od Platona, a kończąc na Whiteheadzie. W mojej pracy ze studentami starałem się zawsze odwoływać do różnorodności tradycji, ukazywać odmienne podejścia, nie narzucać im jednej koncepcji.

Nigdy nie miał Ksiądz Arcybiskup poczucia konfliktu między Atenami a Jerozolimą?

Natrafiałem na kwestie, w których filozofia albo mogła spekulować w zupełnie dowolnych kierunkach, albo nic więcej nie mogła powiedzieć. Miałem więc niewątpliwie wyraźną świadomość tego, że głos Aten rozbrzmiewa inaczej niż głos Jerozolimy, ale nie przekonywał mnie nigdy Karl Barth i w moich publikacjach dość mocno spierałem się z Barthowskim przeciwstawieniem Aten Jerozolimie.

dalej >>

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama