Czarna legenda jezuitów

Z złych opiniach o Jezuitach

„Co się w świecie urodzi, zwłaszcza nietrafnego, tego wszystkiego jezuitowie przyczyną, (...) wyglądam rychło, kto się ozwie i pokaże, że i Jadam by nie zgrzeszył w raju, ani się by nie dał Jewie namówić na jabłko, by był jeden jezuita weń nie wmówił. I Kain by nie zabił Abla, by był mu jezuita pałki nie podał” — ubolewał w 1611 r., jezuita Kasper Sawicki

zdobyć władzę nad światem

Trzy lata później jedną z drukarni krakowskich opuściła broszurka, która wywołała w Europie poruszenie. Tytuł mówił sam za siebie: Monita secreta Societatis Jesus, czyli „Poufne rady jezuitów”. Miały to być tajne instrukcje przeznaczone do użytku wewnętrznego zakonu, napisane rzekomo ręką samego generała Klaudiusza Acquavivy. Miały ukazywać zakulisowe działanie jezuitów, których celem było zdobycie władzy nad światem. Punkt po punkcie przedstawiono w nich, jak jezuici mają postępować, by wkraść się w łaski królów, możnych i kleru, jak omotać ich siecią intryg i uzależnić od siebie.

Do końca XVII w. ukazały się aż dwadzieścia dwie edycje broszury. Monita były oczywiście fałszerstwem. Napisał je wyrzucony z zakonu Hieronim Zahorowski, który chciał się w ten sposób zemścić na swoich braciach. I trzeba przyznać, że mu się to udało. Tak doskonale podrobił styl Acquavivy, że przez wieki uważano, że jest to autentyk. Pomimo tego, że autor dzieła został ujawniony i przyznał się do fałszerstwa, nikt nie chciał uwierzyć wyjaśnieniom zakonników. Wszak Monita secreta zawierały pouczenie nakazujące wyparcie się instrukcji, gdyby posiadł je ktoś niepowołany.

odnaleźć Boga we wszystkim

Kiedy 27 września 1540 r. papież Paweł III powołał do istnienia Towarzystwo Jezusowe, nie wszyscy przyjęli tę wiadomość z zadowoleniem. Wielu pamiętało, że jego założyciel, Ignacy Loyola, kilka razy musiał tłumaczyć się przed Świętą Inkwizycją, przyszło mu nawet spędzić kilkanaście dni w więzieniu za wygłaszane nauki. Nic więc dziwnego, że jezuici od początku spotykali się z niechęcią i podejrzliwością. Popularności nie przysporzył im także odmienny od innych zakonów charakter wspólnoty. Jezuici zrezygnowali ze wspólnych modlitw, wyczerpujących postów, cielesnych umartwień, odrzucali także wszelkie godności kościelne. Zakon został stworzony jak mawiał św. Ignacy, by „wzrastać w łatwości szukania i znajdowania Boga we wszystkim”. Przyjęcie tej formuły oznaczało otwarcie się na świat, aktywne włączenie się w życie ludzi. Ignacy Loyola twierdził, że jest to na tyle trudne zadanie, że trwonienie sił czy zdrowia w innym celu byłoby marnotrawstwem. Paweł III nie zwracał uwagi na tych, którzy albo kwestionowali potrzebę powstania kolejnego zakonu, albo widzieli w nim zarzewie nowej herezji. Dostrzegł w zakonie siłę, która umiejętnie ukierunkowana mogła dopomóc w odnowie Kościoła. Długoletnia formacja, scentralizowana struktura zakonu, a także silnie akcentowane posłuszeństwo wobec przełożonych, miało zadecydować o tym, że jezuici w sposób doskonały wywiążą się z zadań, jakie wskaże im głowa Kościoła. Najważniejszymi wyzwaniami, przed jakimi stanęli jezuici w XVI i XVII w. były walka z reformacją i ewangelizacja w nowo powstałych koloniach. Był to dla zakonu czas wytężonej pracy misyjnej i kaznodziejskiej. Ale nie były to jedyne sfery ich aktywności. Jezuici wypełniali swoje powołanie uczestnicząc także w życiu naukowym i artystycznym. Właściwie nie było dziedziny, w której nie zaznaczyliby swojej obecności. Co więcej, w każdej z nich odnieśli niemały sukces. Jednak cena, jaką przyszło im za to zapłacić, okazała się ogromna.

złodzieje dni

Zacząć wypada od — wydawałoby najbardziej neutralnej dyscypliny — nauki. Jezuici zajmowali się teorią tańca, parali się medycyną, badali zjawiska elektryczne i prawa optyki. Chociaż to dzięki ich wstawiennictwu fundamentalne dzieło Kopernika o „Obrotach sfer niebieskich” wykreślono z indeksu ksiąg zakazanych, zarzucano im szerzenie ciemnoty i szarlatanerię. Zdaniem protestantów, jezuici wykorzystywali swoją wiedzę, aby mamić prosty lud. Mieli przykładowo tworzyć mechaniczne figurki Maryi Dziewicy, które na zawołanie w cudowny sposób poruszały oczami lub wydzielały mleko.

Oskarżano ich także o to, że sztucznie wywoływali trąd, aby go potem w tylko sobie znany sposób leczyć. Takie pomówienia nie zaskarbiały jezuitom przyjaciół. Przykładem tego może być chociażby reakcja na reformę kalendarza, jaką przeprowadził, za aprobatą Grzegorza XIII, jezuita Krzysztof Clavius. W 1582 r., na mocy papieskiego dekretu, kalendarz juliański zastąpiono nowym, zwanym dziś gregoriańskim. Była to skomplikowana operacja, ponieważ w celu synchronizacji czasu słonecznego i tego, jaki odmierzano za pomocą kalendarza, przesunięto daty dzienne. Ustalono, iż po czwartku 5 października 1582 r. nastąpi piątek, ale 15 października 1582 r. Kiedy tylko reformę wprowadzono w życie, ludzie poczuli się oszukani. Aby wyrazić swoją dezaprobatę wobec jawnej kradzieży dziesięciu dni życia, obrzucano kamieniami domy jezuickie w całej Europie.

misyjny niewypał

Podobnymi nieporozumieniami skończyła się dla jezuitów praca misyjna. Zakon prowadził czynną działalność ewangelizacyjną w Afryce, w obu Amerykach, a także w tak egzotycznych krajach, jak Indie, Chiny czy Japonia. Jak pisał w 1849 Włoch, Jaime Balmes: „Nie można udać się do najdalszych krajów, przepłynąć nieznanych mórz, odwiedzić odległych ziem lub spenetrować najstraszliwszych pustkowi, by nie natknąć się na ślady jezuitów”. W szczytowym okresie rozwoju misji w XVII w. jezuici mogli się pochwalić trzystutysięczną wspólnotą chrześcijan w Chinach i taką samą liczbą nawróconych w Japonii. Jeżeli nawet dane te są przesadzone, pokazują jak wielki zapał jezuici wkładali w dzieło ewangelizacji. Z porównywalnym zapałem sukces jezuitów starano się zdyskredytować. Do XVI w. to franciszkanie i dominikanie mieli monopol na pracę misyjną w Azji, z trudem jednak utrzymywali swoje placówki. Kiedy jezuita Franciszek Ksawery z powodzeniem zaczął nawracać Japończyków i mieszkańców Indii, a Mateo Ricci Chińczyków, stosunki obu zakonów z jezuitami uległy ochłodzeniu. Zaczęły pojawiać się zarzuty, że dla sukcesu ewangelizacji w zbyt dużym zakresie aprobowali miejscowe zwyczaje i obrzędy pogańskie. Były to mocne oskarżenia, oznaczały bowiem, że zamiast nawracać, tworzą oni nową synkretyczną religię, która nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. Mimo że dziś uważa się te oskarżenia za niesłuszne, w XVII w. na głowy jezuitów posypały się gromy.

zwycięstwo przegranych

Kolejne przykrości spadły na zakon już w Europie, chociaż początkowo nic tego nie zapowiadało.

Dzięki działaniom jezuitów powstrzymano odpływ wiernych do kościołów protestanckich. Udało się to w głównej mierze za sprawą reformy nauczania. Jezuici stworzyli od podstaw bezpłatne szkolnictwo powszechne, obejmujące nauczanie w szkołach podstawowych i średnich. To w nich kształciły się przyszłe elity polityczne wszystkich katolickich krajów. Jezuici byli wychowawcami przyszłych królów i papieży. Równie chętnie widziano ich na dworach. Bardzo często byli doradcami i spowiednikami monarchów. Wystarczy tutaj wspomnieć Piotra Skargę, który pełnił funkcję nadwornego kaznodziei Zygmunta III.

Jednak ich działalność na starym kontynencie wkrótce obróciła się przeciwko nim. Pierwszy atak na Towarzystwo przypuścili — ich naturalni wrogowie — protestanci. To oni przyczynili się do zniekształcenia obrazu jezuitów. Przedstawiano ich jako pozbawione sumienia i elementarnych uczuć bestie, które, postępując zgodnie z maksymą „cel uświęca środki”, zrobią wszystko, aby przywrócić papieżowi władzę nad chrześcijanami. W założonych przez siebie szkołach — według protestantów — zakonnicy starali się zebrać „najwspanialsze młode umysły świata i tak je wyszkolić, by papieżowi nigdy nie zabrakło narzędzi do zabijania królów”. Z przekonaniem twierdzono, że szerzą skryty terror, a w licznych miastach, m.in. w Krakowie i Paryżu, ukrywają składy broni, które w razie czego mają posłużyć do stłumienia ruchów antykatolickich. Oskarżano ich, że jako słudzy szatana wywołują pomór bydła, epidemie i wszelkie inne kataklizmy. Nazywano ich zwyrodnialcami, którzy zaspokajają swoje żądze w najbardziej plugawy sposób.

Te niewybredne oszczerstwa znalazły posłuch także w krajach katolickich. We Francji jezuitów obarczano odpowiedzialnością za wywoływanie wojen religijnych, ich sumienie obciążono trzema tysiącami hugenotów zabitych w czasie nocy św. Bartłomieja. Któż inny mógł wywołać tak bezsensowną rzeź? Elity polityczne także czuły się zagrożone wpływami zakonu. Ich nieufność potęgowała niezależność zakonników. Składali przecież przysięgę na wierność papieżowi, władcy Państwa Kościelnego, nie mogli być zatem do końca oddani monarchii. Co gorsza mogli knuć przeciw niej intrygi.

Kiedy pomimo usilnych starań nie znaleziono żadnych dowodów obciążających jezuitów, najzwyczajniej w świecie je sfabrykowano. I tak w Portugalii oskarżono ich o próbę królobójstwa, we Francji o malwersacje gospodarcze, a w Hiszpanii o wywoływanie rozruchów społecznych. Te wyssane z palca zarzuty wystarczyły, aby relegować zakonników do Państwa Kościelnego i zakazać im powrotu. Na tym się nie skończyło. W dniu 21 lipca 1773 r., wspomniane trzy monarchie wymusiły na papieżu Klemensie XIV podpisanie dokumentu o kasacie jezuitów.

i co dalej?

Nie jest to jednak koniec historii zakonu. W 1814 r. papież Pius VII ponownie powołał do istnienia Towarzystwo Jezusowe, które działa do dziś. A i sprawa autora Monit, Hieronima Zahorowkiego miała swój szczęśliwy epilog. Dożył w spokoju swoich dni jako przykładny kapłan. Przed śmiercią pojednał się z zakonem jezuitów. Spoczywa nawet w podziemiach ich kościoła jezuickiego w Lublinie.

Marcin Jakubionek

opr. aw/aw

List
Copyright © by Miesięcznik List 09/2006

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama