Wytrychy maturalne

O zbiurokratyzowanym podejściu do nowej matury i jego skutkach

Maturzysta z pewnością świetnie wypełni blankiet na poczcie, a w dorosłym życiu zawsze udzieli takiej odpowiedzi, jakiej będą od niego oczekiwać.

Najpierw był eksperyment „Dziennika”, podczas którego okazało się, że znani intelektualiści mieliby problem ze zdaniem matury z polskiego. Potem poloniści spierali się, czy temat dotyczący „Lalki” został prawidłowo sformułowany. Z matematyką też nie było lepiej — w zadaniu brakowało informacji, że uczniowie mają do czynienia z wielomianem trzeciego stopnia. W arkuszu odpowiedzi z fizyki pojawił się błąd. Na dodatek na maturze z wiedzy o społeczeństwie zaserwowano ideologiczny tekst Jacka Żakowskiego, w którym autor atakował obóz Kaczyńskich, a wybory z 2005 roku porównywał do stanu wojennego. Nic dziwnego, że po tylu wpadkach szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, Marek Legutko, podał się do dymisji. Czy zapowiadana przez minister Katarzynę Hall debata o nowej maturze pozwoli uniknąć podobnych błędów w przyszłości?

Unikatowy uczeń twórczy

Należałoby sobie życzyć takiego obrotu sprawy, ale okazuje się, że niektórzy urzędnicy w obecnej sytuacji nie widzą żadnego problemu. Maria Magdziarz, która po dymisji dotychczasowego dyrektora podjęła obowiązki szefa CKE, na zarzut dziennikarza „Gościa”, że nowa matura z polskiego nie promuje twórczego myślenia, odpowiada rozbrajającym pytaniem: — A jaki procent uczniów jest twórczych? Nikły, prawda?

Chciałoby się powiedzieć: jeśli większość urzędników zajmujących się oświatą będzie miała takie podejście jak pani Magdziarz, to uczniów twórczych pozostanie rzeczywiście niewielu. Bo choć człowiek z natury jest istotą twórczą, to aby tę cechę z niego wydobyć, potrzebna jest właściwa edukacja. Zła edukacja może spowodować efekt przeciwny — zabić w młodym człowieku kreatywność. Po co mam tworzyć, proponować oryginalne ujęcie problemu, skoro zostanę za to ukarany niższą oceną? To już lepiej wykuć na pamięć gotowe formułki, tak aby zmieścić się w kluczu.

Obrońcy nowej matury twierdzą, że mamy do czynienia z nagonką. Fakt, niektóre zarzuty wydają się chybione, np. to, czy Izabela Łęcka spała, czy marzyła na jawie, nie ma większego znaczenia dla charakterystyki tej postaci. Błędy w egzaminach z przedmiotów ścisłych też można potraktować jako wypadki przy pracy. Może za rok będzie lepiej. Ale sprawa klucza stosowanego przy ocenie wypracowań jest znacznie poważniejsza, bo dotyczy rozwiązań systemowych.

Awantura o klucz

Grupa intelektualistów wystosowała już w tej sprawie list do minister Hall. Zwracają oni uwagę, że nawet najlepsza praca może zostać oceniona bardzo nisko, jeśli maturzysta nie użyje w niej sformułowań preferowanych przez egzaminatorów. Pod listem podpisali się m.in. profesorowie Jerzy Bralczyk, Jadwiga Staniszkis, Andrzej Paczkowski, a także — co znamienne — była wiceminister edukacji Irena Dzierzgowska, współodpowiedzialna za reformę polskiej szkoły. „Czuję się winna tego, co się teraz dzieje (...) Przygotowując nową maturę, nie przewidzieliśmy pewnych sytuacji i nie wprowadziliśmy procedur, które zapewniłyby wystarczającą kulturę oceny prac” — wyznała Dzierzgowska w wywiadzie dla „Dziennika”.

Ale — jak podał portal Gazeta.pl — setka egzaminatorów z języka polskiego napisała do minister Hall drugie pismo. Wzywają oni do utrzymania obowiązującego systemu sprawdzania prac. Motywują swoje stanowisko tym, że nie chcą powrotu do sytuacji ze starej matury, gdzie oceny były nieporównywalne i wszystko zależało od tego, na jakiego nauczyciela maturzysta trafił. Klucza — na razie utajnionego — broni też dziennikarka „Gazety” Aleksandra Pezda. Twierdzi, że podane w nim odpowiedzi traktowane są jedynie jako przykładowe. Uczeń może użyć innych sformułowań, byle odnosiły się do tekstu. — Niepotrzebnie zrobiono tyle szumu, klucz jest tak opracowany, by nie krzywdzić uczniów — potwierdziła „Gościowi” tę informację jedna z katowickich egzaminatorek, prosząca o anonimowość. Innego zdania jest Klara Klinger z „Dziennika”, której również udało się dotrzeć do tajnego klucza. Według niej, za wykazanie się znajomością „Lalki” uczeń mógł otrzymać zaledwie 1 punkt na 25, natomiast za samo przepisanie z tekstu, co widziała we śnie Izabela — aż 5 punktów!

Test dobry na wszystko?

Podstawowe wątpliwości budzi jednak nie tyle tegoroczny klucz, co w ogóle sam pomysł, by oceniać prace humanistyczne według jednego szablonu, narzucającego kierunek interpretacji. Taka praca nie powinna być przecież testem encyklopedycznej wiedzy, ale sprawdzianem twórczego myślenia. Dotyczy ona w końcu najczęściej tekstu literackiego, który ze swej natury jest wieloznaczny. W literaturoznawstwie nieraz zdarza się, że dwie interpretacje tego samego utworu dotykają zupełnie różnych jego warstw i obydwie są wybitne!

Chyba jednak za bardzo zaufaliśmy, tak popularnym na Zachodzie, testowym metodom egzekwowania umiejętności. Oczywiście mają one również swoje zalety. Szybciej się je sprawdza i są „porównywalne”. Choć ten drugi walor też jest dyskusyjny, bo to egzaminator ostatecznie decyduje, czy dana odpowiedź mieści się jeszcze w schemacie, czy też nie. Im węższe horyzonty egzaminatora, tym sztywniejsze trzymanie się klucza — to jasne. Najgorsze jest jednak nie to, że ktoś z tego powodu dostanie niższą ocenę. O wiele groźniejszy wydaje się fakt, że nowa matura sprawdza wiedzę powierzchowną, a nie ma w niej miejsca na zadania, które wymagają pogłębionej odpowiedzi. Uczeń powinien zmieścić się w schemacie „a, b, c, d”, czasem znaleźć coś w tekście, czasem coś krótko uzasadnić. W gruncie rzeczy matura z polskiego sprawdza więc jedynie czytanie tekstu ze zrozumieniem. Maturzysta z pewnością świetnie wypełni blankiet na poczcie, a w dorosłym życiu zawsze udzieli takiej odpowiedzi, jakiej będą od niego oczekiwać. Jak na absolwenta szkoły średniej, to jednak trochę mało.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama