Koreański misjonarz miłości

Misja to dar od Pana Boga. Nasze życie w Kapshagay w Kazachstanie toczy się zupełnie zwyczajnie. Jednak w zwykłej codzienności dostrzegam cuda.

Misja to dar od Pana Boga. Nasze życie w Kapshagay w Kazachstanie toczy się zupełnie zwyczajnie. Jednak w zwykłej codzienności dostrzegam cuda.

Poznałam ostatnio Adila, 50-letniego mężczyznę. Jest Koreańczykiem i urodził się na terenach obecnego Kazachstanu. Studiował w Rosji. Ze względu na pracę i znajomych przemieszczał się z miejsca na miejsce. Kilka lat temu przyjechał do Astany. Z okna swojego mieszkania widział wieżę kościoła. Do tamtego czasu nie znał Kościoła Katolickiego. Kiedyś był związany z baptystami, więc z ciekawości wszedł do świątyni. Później przychodził na msze święte, nabożeństwa. Niewiele z tego rozumiał. Siedział w ostatniej ławce, tuż obok konfesjonału. Już wtedy Pan Bóg miał dla niego plan.

Adil spotkał tam jednego z ojców – księdza Stanisława, którego dziś nazywa swoim aniołem. Początkowo znali się tylko z widzenia. Po pewnym czasie zaczęli rozmawiać o życiu, o Bogu. Mężczyzna ze wzruszeniem wspomina jedną z rozmów. Tego dnia Pan Bóg go dotknął w sposób szczególny. Jak mówi, płakał tak w życiu tylko dwa razy – w wieku 11 lat, gdy umarła jego mama i właśnie tego dnia. Wtedy jego życie zaczęło się zmieniać. Cztery lata temu przyjął chrzest. Zaangażował się we wspólnotę Opus Dei. Jednak nie odnalazł w niej swojego powołania.

Z zimnego domu do Ogniska

Na jego drodze pojawiły się siostry Matki Teresy z Kalkuty, Misjonarki Miłości. Ktoś poprosił go o zawiezienie sióstr do wiosek, gdzie mieszkają dzieci potrzebujące pomocy. Często w skrajnej biedzie i patologii. Zgodził się. To, co zobaczył na miejscu, bardzo go poruszyło. Mała dziewczynka pokazywała swój dom. Na pytanie gdzie śpi, odpowiedziała „tu” i wskazała gołą ziemię. Kazachstan to kraj, gdzie zimą bywa -30o C. Jej miejsce spania jest tam, gdzie się położy. W domu z dziurawym dachem nie ma podłogi. Jest klepisko. Od progu uderza w nozdrza silny odór brudu i alkoholu. Dzieci żyją tam bez nadziei i bez przyszłości.

Dzisiaj, dzięki ogromnemu zaangażowaniu Wladimira, ta 12-letnia dziewczynka mieszka w naszych oczagach (domy dziecka nazywane Ogniskami Panny Maryi). Tydzień temu zdobyła brązowy medal na konkursie śpiewu. Jest niezwykle mądra i zawsze uśmiechnięta. Dobrze się uczy. Jestem w niej szczerze zakochana i kompletnie nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak wiele to małe, niewinne, radosne dziecko widziało w przeszłości.

Odkrywając piękno w brzydocie

Wladimir, wracając myślami do pierwszych wyjazdów na wioski, wspomina, że gdy przybiegały do niego brudne, zawszawione dzieci, nie mógł oprzeć się poczuciu obrzydzenia. Widział ogromną potrzebę udzielenia im pomocy, ale on nie chciał tego więcej robić. Jednak później poproszono go o pomoc jeszcze raz. Potem następny. Chciał zrezygnować. Było wiele bardziej atrakcyjnych alternatyw. Jednak z czasem coraz bardziej odkrywał w tym piękno.

Teraz każdy wolny dzień, kiedyś zarezerowowany na piłkę nożną i góry, poświęca na wyjazdy do wiosek, do potrzebujących dzieci. Mówi, że to odmieniło jego życie. W dojrzałym już wieku odkrył to zadanie jako swoje powołanie. Pomimo nadal pojawiających się czasami chwil zwątpienia, ufa, że to Pan Bóg przychodzi do niego w tych dzieciach. Widząc, jak bardzo Bóg, posługując się jego rękoma, odmienił życie tych najmniejszych, jest naprawdę szczęśliwy.

Kiedy poznaję historie tych ludzi, kiedy widzę z jak wielkich zranień podniósł ich Jezus, kiedy widzę, jak bardzo się Mu powierzają, zachwycam się mocą i wielkością Boga.

Anna Błaszczak, wolontariuszka MWDB, pracuje na misji w Kazachstanie

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama