Rodzina dobra na kryzys [N]

Polska rodzina przetrwała zabory, wojny, okupację i komunizm. Niestety przemiany społeczne po 1990 r. ugodziły w podstawy życia rodzinnego - czy jest jeszcze czas, żeby ten proces odwrócić?

Polska rodzina przetrwała czasy zaborów, wojen i okupacji. Miała się nieźle w Peerelu, odnotowując wielki baby boom w końcówce lat 40. i w latach 50. ubiegłego wieku. Mniejszy w latach 70. i całkiem spory w 80. Mimo komunistycznej paranoi rodzina była dla Polaków autoterapią. Dziś wszystko stanęło na głowie!

Zmiany, które w 1980 r. rozpoczęły się pokojową rewolucją Solidarności, zamiast wzmocnić rodzinę, o którą upomniano się również w postulatach sierpniowych, przyniosły jej poważny kryzys. Było wtedy biednie, ale dzieci się rodziły i nikt nie obawiał się bezrobocia. A w zakładaniu rodziny i posiadaniu dzieci kluczowa jest pewność zatrudnienia — podkreślają demografowie.

Jak kula u nogi

Cezurę w demografii wyznacza rok 1990, kiedy to rozpoczął się wielki proces ustrojowej transformacji. Jej twórcy, fundując społeczeństwu terapię szokową, nie przewidzieli, jak wielka będzie społeczna cena szybkich przemian. Rodzina i demografia zeszły na daleki plan. „Gospodarka, głupcze!” — powtarzali jak mantrę politycy. A bezrobocie rosło i do dziś utrzymuje się na wysokim poziomie.

Jednak od dawna ze statystyk wiadomo, że najbiedniej w Polsce żyją młode małżeństwa z dziećmi. Aż dziw, że od wielu lat nie ma u nas klimatu dla rodziny. Czasami wydaje się, że rodzina to kula u nogi rządzących. Trudno się dziwić, że taki przekaz dociera do społeczeństwa. Obecnie sukcesem nie jest przecież posiadanie rodziny. Na każdym kroku lansuje się modę na konsumpcję i nietrwałe związki. Pytanie brzmi: tylko co dalej? Joanna Krupska, prezes Związku Dużych Rodzin „Trzy Plus”, obecną zapaść demograficzną tłumaczy faktem, że państwo odwróciło się od dzieci. — U nas dyskusja wokół pomocy dla rodzin sprowadza się czasem do tego, że dziecko jest prywatną sprawą rodziców. Tymczasem nie da się rozdzielić potencjału gospodarczego od demograficznego — zapewnia Krupska.

Nie możemy się dotąd doczekać polityki prorodzinnej z prawdziwego zdarzenia. Każdy rząd o niej mówi, z praktyką jest fatalnie. Jacek Stróżyński, pełnomocnik ds. rodziny Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”, twierdzi wręcz, że następuje proces rozbijania rodziny. — Partie rządzące nie widzą partnera w rodzinie, widzą natomiast w tzw. tęczowych związkach, które ze względów wyborczych są korzystniejsze; elementy polityczne zaczęły przeważać — komentuje Stróżyński.

Odnosi się wrażenie, że władza sobie, a społeczeństwo sobie. Wreszcie, gdy minister edukacji Katarzyna Hall usiłowała nakazem zagnać do nieprzygotowanych szkół sześcioletnie dzieci, większość rodziców powiedziała: NIE! Dzięki akcji „Ratuj maluchy”, zorganizowanej przez Karolinę i Tomasza Elbanowskich, zdesperowane rodziny wymusiły na władzy, by zaczęła się wreszcie liczyć z ich opinią i traktować jak partnera. Dali po nosie rządowi, bo odłożył wdrożenie przymusu o 2 lata.

Właściwie rodziny powinny protestować nieustannie, bo rząd nie musiał się zgodzić na to, by w obecnej sytuacji demograficznej zwiększać VAT na ubranka dziecięce z 8 na 23 proc. Utrzymanie niemowlaka i tak kosztuje, jak obliczyły mamy, ok. 700 zł miesięcznie, a prawie co trzeci Polak zarabia równowartość płacy minimalnej — 1500 zł brutto. Dla większości młodych rodzin to niemały wydatek. Dlatego Polki po urlopie macierzyńskim najczęściej zmuszone są wrócić do pracy. Mimo pięknie brzmiących inicjatyw unijnych „flexicurity time”, w kraju brakuje przyjaznych dla matek stanowisk w wymiarze 2-3 godzin, jak jest we Francji czy Holandii. Dlatego Polki często odkładają macierzyństwo „na potem”. Niestety, biologiczny zegar tyka i „potem” różnie z dzietnością bywa.

A kraj powoli wymiera. Od wielu lat nie ma prostej zastępowalności pokoleń. Wydłużanie wieku emerytalnego pozbawi wnuki bliższego kontaktu z dziadkami, a nie jest receptą na problem demograficzny, bo polityka społeczna to naczynia połączone. Polki na początku obecnej dekady znalazły się w grupie rodzących najmniej dzieci spośród wszystkich kobiet w 27 krajach Unii Europejskiej. Na Polkę przypada 1,2 dziecka. W tej sytuacji rodziny wielodzietne to w Polsce wielki skarb!

Chcemy mieć dzieci

Z Diagnoz Społecznych, raportów przygotowywanych pod kierunkiem prof. Czapińskiego wynika, że dla Polaków rodzina nadal jest, obok zdrowia, najwyżej ceniona w hierarchii wartości. Najczęściej marzą o dwójce dzieci. Oby tylko była praca, zdrowie i dach nad głową. Ale pracy brakuje...

Polki mieszkające w Wielkiej Brytanii statystycznie rodzą dwa razy więcej dzieci niż ich koleżanki z Polski. Baby boom na Wyspach Brytyjskich wśród naszych emigrantów jest dowodem na to, że Polki chcą rodzić dzieci, jeżeli jest praca, dobrze zorganizowana pomoc socjalna, sprawnie funkcjonująca służba zdrowia. Potrzeba nam porządnej polityki gospodarczej i społecznej. Autentycznego, a nie pozornego rozwiązywania problemu bezrobocia.

Potrzebna jest też odwaga wprowadzenia rozwiązań fiskalnych, które być może nie spodobają się — tak jak na Węgrzech — instytucjom finansowym, globalnym hipermarketom i korporacjom, które do perfekcji opanowały sztukę transferu dochodów za granicę. Ale tylko niepopularne dla niektórych środowisk decyzje pozwoliły ustabilizować węgierski budżet i zrekompensować w nim koszt ulg wynikający z niższego opodatkowania rodzin. W ostatnich paru latach Polska straciła swój największy skarb — ostatni w Europie wyż demograficzny, pozwalając wyjechać 2 mln młodych ludzi.

Obecny system podatkowy jest nadal nieprzyjazny dużym rodzinom, traktuje dzieci jak luksusową konsumpcję, na którą stać niewielu. Nie uwzględnia faktu, że wychowanie dzieci jest inwestycją w kapitał ludzki. — Jesteśmy w tak dramatycznej sytuacji demograficznej, że czas na poważne w tym obszarze rozwiązania, podobne do tych, które zaproponował dla rodzin na Węgrzech premier Viktor Orbán — twierdzi poseł PiS Przemysław Wipler. Gdy projekt ustawy wprowadzającej progresywne odliczenie podatku dla rodzin wychowujących więcej niż dwoje dzieci zaproponowali eksperci Fundacji Republikańskiej, reakcja Ministerstwa Finansów była ostra: Polski nie stać na takie ulgi. — A czy Polskę stać na czekanie z prorodzinnymi zmianami, zwłaszcza w prawie podatkowym, gdy Polska się wyludnia? — pyta Wipler.

Trudna sytuacja na rynku pracy i niskie płace zniechęcają młodych do angażowania się w świadome rodzicielstwo. Podane w maju wyniki najnowszych badań przeprowadzonych na zlecenie Fundacji Mamy i Taty są alarmujące. Posiadanie dzieci wymaga zbyt dużych wyrzeczeń i poświęceń — stwierdziło 45 proc. Polaków. Podobną opinię wyraziło 33 proc. osób poniżej 20. roku życia oraz 44 proc. rodzin wychowujących trójkę i więcej dzieci. Prorodzinność postaw nie przekłada się w Polsce na wzrost urodzeń.

Emigracja ma różne oblicza

Jej pozytywnym aspektem, ratującym kraj przed recesją, są transfery od emigrantów, którzy wyjechali za pracą. Do rodzin w kraju wędruje rocznie ok. 9 mld euro. Te środki nakręcają popyt wewnętrzny, który decyduje o konsumpcji, kreując sytuację na polskim rynku towarów i usług.

Jednak emigracja ma też bolesne oblicze — rozłąkę rodzin. Narasta problem „słomianych wdów” i „wdowców”, a przede wszystkim dramat eurosierot — dzieci pozostawionych przez emigrantów pod okiem babć, ciotek, bywa też, że najstarszego rodzeństwa. Psycholog społeczny dr Tomasz Grzyb, z wrocławskiej Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, nie ma wątpliwości, że eurosieroctwo przekłada się na zachowanie i przyszłe postawy społeczne młodzieży. Ministerstwo Edukacji Narodowej zanotowało 290 tys. eurosierot.

— Ta emigracja jest inna. Kiedyś też wyjeżdżano, ale razem z rodzinami. Teraz czasem mąż wyjeżdża za pracą do innego kraju, żona do innego, a dzieci zostają w domu. Dramat. Jakże trudno wtedy uchronić rodzinę przed rozpadem — zauważa przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp. Józef Michalik. I mówi o potrzebie modlitwy za polską rodzinę, bo znajduje się ona dziś w najgłębszym kryzysie. Jednocześnie, według abp. Michalika, przyszłością Polski jest właśnie rodzina. I to ona stanowić będzie o sile naszej wiary.

Podczas majowego spotkania Duszpasterstwa Rodzin Diecezji Warszawsko-Praskiej abp Henryk Hoser powiedział do zgromadzonych: — Rodzina jest siłą człowieka. Pozwala przeżyć człowiekowi najgorsze momenty w życiu. Państwo nas opuści, instytucje charytatywne nas opuszczą, ale jeżeli rodzina nas nie opuści, bo stanowimy z nią jedno, wówczas możemy przeżyć wszystko.

Pod hasłem „Rodzina receptą na kryzys” ulicami niemal 40 miast Polski przejdą 3 czerwca Marsze dla Życia i Rodziny. Organizujące je środowiska pro-life i prorodzinne chcą zwrócić uwagę na kondycję rodziny w dobie kryzysu ekonomicznego i moralnego. Marsze odbędą się w łączności z VII Światowym Spotkaniem Rodzin w Mediolanie.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama