Eliasz na białym koniu

Eliasz był jednym z największych bohaterów Izraela, który będąc wiernym narzędziem Boga, dokonał odnowy upadłego i upokorzonego ludu. Proroctwo o jego ponownym przyjściu jest bardzo stare, zapisał je prorok Malachiasz w VI wieku przed Chrystusem. Miał poprzedzić i przygotować „dzień Pański”, w którym Bóg ostatecznie zaprowadzi w świecie sprawiedliwość. Przepowiednia ożywa w późniejszej księdze Syracha, w której językiem poezji bohaterskiej opisane jest życie i tajemnicze odejście do Nieba wielkiego proroka.  

W miarę jak narastała świadomość nadejścia Mesjasza, stare proroctwo nabiera nowego znaczenia. Uczeni w piśmie interpretowali je dosłownie, jako powrót Eliasza, który zstąpi z Nieba, tak jak do niego został zabrany, na rydwanie. Rydwan był starożytnym wozem bojowym i choć w czasach Jezusa stracił na znaczeniu, nadal pozostał symbolem siły militarnej, jak dzisiaj czołg.

Niektórzy prawdopodobnie chętnie akceptowali taką interpretację, bo była wygodna i nie wymagająca. Potężny Eliasz przyjedzie w pojedynkę i zrobi za nas wszystko. Nie będzie wątpliwości, że idzie od Boga i Jego moc będzie z nim. Gdy Eliasz będzie torował drogę Mesjaszowi, my będziemy mu klaskać, a może nawet się ruszymy, gdy zwycięstwo będzie blisko. Trochę to przypomina marzenia o generale Andersie powracającym na białym koniu do zniewolonej przez Sowietów Polski.

Gdy Jan rozpoczął swoją działalność, ludzie zobaczyli w nim duchowego mocarza, wiernego Panu i głoszącego nadejście Mesjasza. Skojarzenie z Eliaszem nasuwało się samo. Co więcej, nawet swoim strojem z sierści wielbłądziej Jan upodabniał się do Eliasza. Tym niemniej, gdy wysłannicy Sanhedrynu zadają mu pytanie, czy jest Eliaszem, on odpowiada, że nie. Dlaczego więc Jezus utożsamia go z owym antycznym prorokiem? Odpowiedź jest prosta – Eliasz jest symbolem, co w przypadku proroctw nie jest niczym zaskakującym. Przepowiednia mówi o kimś, którego misja będzie w jakiś sposób podobna do misji Eliasza, a nie o jego powrocie duszą i ciałem do naszego świata.

Nowy Eliasz jest więc inny niż tego oczekiwano. Inny jest też Mesjasz. Bóg spełnia swe obietnice, ale inaczej niż sobie wyobrażamy. Jan Chrzciciel wzywa do nawrócenia, wzywa do walki, wymaga. Swoim nauczaniem pomaga prostować ścieżki, ale nie czyni tego za innych. Wielu mu uwierzyło, ale niektórzy odrzucili jego nauczanie. Ostatecznie Jan zginie z rąk słabych ludzi, który nie potrafili się nawrócić. Gdyby uczeni w Piśmie sięgnęli po śmierci Jana do Pisma zobaczyliby, że jego biografia w wielu momentach zdumiewająco przypomina biografię Eliasza. Przecież to ten prorok, po błyskotliwym tryumfie nad kapłanami Baala, jest noszony na rękach przez lud, aby wkrótce potem uciekać przed zemstą zdeprawowanej Jezabel, żony słabego króla Achaba. Bojaźliwy i nieudolny Herod zabije Jana z poduszczenia swej przewrotnej i ambitnej kochanki.

Adwent jest czasem radosnego oczekiwania, a nie wygodnego trwania. Święty Jan stawia nam wymagania, aby wyrwać nas z lenistwa i bierności, które utrudniają nam wyjście na spotkanie Pana. Eliasz już przyszedł, ale czy mam odwagę, żeby go słuchać?

« 1 »

reklama

reklama

reklama