reklama

Postaw na Boga

ks. Tomasz Jaklewicz ks. Tomasz Jaklewicz

dodane 30.06.2025 13:34

Pytanie Piotra pada tuż po spotkaniu Jezusa z bogatym młodzieńcem, który odszedł zasmucony na wieść, że ma porzucić swoje bogactwo. Przyznajmy, że wypowiedź Piotra brzmi bardzo interesownie. Co będziemy z tego mieć, że idziemy za Jezusem? Czy i my nie myślimy często podobnie? Tacy jesteśmy. Choć głośno  nie przyznajemy się do tego. Chcemy wiedzieć, czy bycie uczniem Jezusa się opłaca. Sądząc po ludzku, chrześcijanin ponosi straty. Uczciwość, przebaczanie wrogom, wierność prawdzie itd. – słowem cała moralność chrześcijańska nie ułatwia wcale życia, ale naraża człowieka na wiele nieprzyjemności, ustawia na z góry  przegranej pozycji w wyścigu o kariery, sławy, wielkich pieniędzy. W świecie, w którym liczy się przede wszystkim korzyść, przyjemność i twarda walka o swoje, uczeń Jezusa nie ma wielkich szans.  

Jezus nie oburza się na Piotra. Ale składa jemu i nam kilka obietnic: będzie nam dane zasiadanie na tronie i sądzenie Izraela, liczne nowe więzy, a nawet  stokrotne zyski w doczesności i ostatecznie życie wieczne. Obietnice są tak sformułowane, że profity doczesne i wieczne jakoś się tutaj przenikają. Paralelny tekst u Marka koncentruje się bardziej na nagrodzie w doczesności. Mateusz wydaje się bardziej akcentować wieczność. Więc jak to w końcu jest? Jesteśmy interesowni  spodziewając się nagrody od Boga? Czy nasze pójście za Jezusem jest podszyte interesownością? Nie trzeba się wstydzić tego, że oczekujemy czegoś od Boga, że spodziewamy się po Nim dobra. W logikę miłości wpisane jest oczekiwanie wzajemności. Nie oczekujemy wypłaty należności, nagrody za dobre sprawowanie. Ale ufamy, że stawiając w życiu na Boga, obstawiamy ostatecznie najlepszą kartę. Straty w rozumieniu tego świata, są niczym w porównaniu z największą miłością na wieki. Tak, że w najgłębszym sensie to się nam opłaca. 

Nie przypadkiem czytamy tę Ewangelię w Święto św. Benedykta, autora najsłynniejszej i najowocniejszej reguły zakonnej Zachodu. Benedykt pragnął założyć „szkołę służby Pańskiej”. Ułożył zasady tej szkoły w taki sposób, aby mądrze zrównoważyć wymagania Ewangelii i niezbędną dyscyplinę z rozsądnym umiarem i zrozumieniem dla ludzkiej słabości. Zasadą benedyktynów było przede wszystkim quaerere Deum – szukanie Boga. Mnisi modląc się i pracując zgodnie z regułą – nie tylko przybliżali się do swojego zbawienia, ale jednocześnie przepisywali księgi, uprawiali rolę, rozwijali przemysł, prowadzili szkoły – ich klasztory w krótkim czasie stały się bogate i promieniowały kulturą nie dlatego, że kierowała nimi żądza zysku, ale po prostu dlatego, że żyjąc po bożemu człowiek w jakieś mierze już tu na ziemi doświadcza tego, co obiecał Jezus „stokroć tyle otrzymuje”.

1 / 1

reklama