reklama

Jak gaworzące niemowlę

ks. Michał Kwitliński ks. Michał Kwitliński

dodane 01.12.2025 10:26

Św. Łukasz, tłumacząc na grecki mowę Pana Jezusa, użył słowa nēpiois, które można przetłumaczyć jako „niemowlę” albo „człowiek nieuczony”. Ponieważ Nauczyciel mówił do dorosłych, więc tłumacze użyli słowa „prostaczek”. Jednak dla zrozumienia sensu słów naszego Pana, „niemowlę” może być bardziej pomocne. Niemowlę nic nie wie, niemal całą wiedzę o świecie, który jest dla niego wielką tajemnicą, czerpie od rodziców. Niewiele może, poza przywoływaniem rodziców i to oni robią wszystko. Niemowlę ufa im całkowicie. Starsze dziecko również ufa najbardziej rodzicom, jako najpewniejszemu źródłu wiedzy o świecie. Jeśli nawet rodzic nie odpowie na pytanie albo dziecko odpowiedzi nie zrozumie, to się tym nie przejmuje. Ważne że mama lub tata wie.

Tym niemniej jesteśmy dorośli. Czy to znaczy, że wobec Boga mamy „grać” małe dzieci czy wręcz niemowlęta? Nie ma takiej potrzeby. Wobec Boga jesteśmy obiektywnie jak niemowlęta. Nasza wiedza w porównaniu z Jego wiedzą jest minimalna, a całe nasze poznanie jest możliwe tylko dzięki Niemu, nawet jeśli pochodzi z rozumu naturalnego. Możliwości działania najpotężniejszego władcy na ziemi są niczym wobec wszechmocy Boga. Chodzi tylko o to, aby uznać ten fakt, a to nas może kosztować. Św. Josemaría, w jubileusz swoich święceń kapłańskich powiedział, że po 50 latach czuje się „jak gaworzący niemowlak, każdego dnia zaczynam i ponownie zaczynam”. Obym miał wobec Boga taką właśnie postawę, co w niczym nie umniejsza potrzeby dążenia do  ludzkiej dojrzałości i bycia odpowiedzialnym wobec innych.

Praktycznym sposobem wzrastania w tej postawie dziecka jest przeżywanie różnych form pobożności, zwanej niekiedy „ludową”. Różne nabożeństwa, litanie, koronki czy pieśni, pomagają budować relację z Bogiem. Cechuje je często prostota, emocjonalność. Jak długo są zgodne z prawdami wiary, jest to raczej zaleta niż wada. Nasza wiara jest racjonalna, ale wyraża się również w uczuciach.

Przykładem dziecięcej pobożności, która służy wszystkim są Roraty. Oczywiście, sama Msza stanowi wspólna modlitwę Kościoła, stoi ponad wszelkimi innym rodzajami modlitwy. Tym niemniej różne zwyczaje, choć nie należą do depozytu wiary, pomagają ją przeżywać, właśnie na sposób dziecięcy. Ciepły mrok kościoła, lampiony w rękach dzieci, płonąca koło ołtarza roratka, a nawet obrazki czy kakao rozdawane dzieciom po zakończeniu, nie należy do liturgii, nie są konieczne dla ważności sakramentu. Ale oddziałują na dziecięce emocje, pomagają poczuć bliskość dobrego Ojca, wreszcie zostają w pamięci na zawsze. Bywa, że ktoś po latach wraca do Kościoła poruszony wspomnieniem tych dziwnych zimowych porankach, gdy na pół śpiący słuchał pieśni o Archaniele Gabrielu.

Oczywiście, nie możemy zatrzymać się tylko na poziomie emocjonalnym. Na przykład, warto się zastanowić, dlaczego w Adwencie poświęcamy tyle uwagi Maryi. Liturgicznie Msza roratnia jest dedykowana Matce Bożej, z czego pewnie większość uczestników nie zdaje sobie sprawy. Maryja jest dla nas wzorem przygotowania na przyjście Zbawiciela. Nie chodzi tylko o okres 9 miesięcy, gdy nosiła Go pod sercem. Całe Jej życie, od chwili Niepokalanego Poczęcia było przygotowaniem.

Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Jeśli poczuję się wobec Boga małym dzieckiem, które ufnie słucha i przyjmuje, wówczas zobaczę to, czego nie widzi człowiek skupiony na własnych możliwościach intelektualnych czy sile woli. I dopiero wówczas rozum i wola zaczynają służyć w dążeniu do tego co najważniejsze, do świętości, która oznacza życie w Bogu, jako Jego umiłowane dziecko.

1 / 1

reklama