reklama

„Dziś nawet ludzie, którzy trafiają do duszpasterstwa rodzin, potrzebują wtórnego katechumenatu”

Jesteśmy nieustannie zalewani informacjami o tym, że małżeństwo to trud, niedopasowanie, kłótnie, rozwód, walka o dzieci. Można wyciągnąć wniosek: skoro tak tragicznie wygląda los małżeństw i rodzin, to lepiej i wygodniej żyć samemu. Tymczasem to rodzina jest zwyczajną drogą do szczęścia! – przypomina abp Wiesław Śmigiel, przewodniczący Rady ds. Rodziny KEP.

JJ

dodane 01.12.2025 12:10

Maria Czerska (KAI): Księże arcybiskupie, w Polsce mamy poważny problem z demografią. Nie rodzą się dzieci. Co się dzieje?

Abp Wiesław Śmigiel: Zastępowalności pokoleń w Polsce nie ma już od wielu lat. To, co się dzieje teraz to już katastrofa demograficzna.

Sytuacja jest dramatyczna. Próbowano temu zaradzić na różne sposoby. Wydawało się nam, że poprawa warunków bytowych w kraju, zwiększenie ochrony społecznej i różnego rodzaju programy wspierające dzietność sprawią, że dzieci będzie się rodziło więcej. Często również pojawia się argument, że stabilność pracy i warunki mieszkaniowe mają wpływ na dzietność. Okazuje się, że są to procesy skomplikowane i raczej potrzeba działań rozpisanych na wiele lat.  Ciekawe, że największy przyrost naturalny w Polsce przypadł na lata powojenne, pełne nadziei, ale i biedy oraz na druga fala przyrostu to lata transformacji ustrojowej pełne nadziei i radości, ale też nacechowane trudnościami egzystencjalnymi.

Problem z dzietnością ma głębsze przyczyny, związane z mentalnością i być może – paradoksalnie – właśnie z dobrobytem. Przecież problem demograficzny dotyczy przede wszystkim krajów wysoko rozwiniętych. Ludzie zajęci są sobą, robieniem kariery zawodowej, polepszaniem przestrzeni życiowej oraz budowaniem dobrobytu. I owszem w którymś momencie, często gdy mają 30-40 lat, bywa, że decydują się na dziecko. Niekiedy jest już na to za późno lub pojawiają się poważne problemy.

Demografowie wskazują, że dzieci nie rodzą się przede wszystkim dlatego, że nie powstają związki.

Tak, to jest ważna przyczyna. Już nawet nie chodzi wyłącznie o małżeństwa sakramentalne, których mamy mniej również z uwagi na kryzys wiary… Problem polega na tym, że ludzie coraz rzadziej decydują się na związki formalne i trwałe. Zapominamy, że czym trwalszy związek tym większe poczucie bezpieczeństwa.

Papież Franciszek mówił kiedyś o tym zjawisku nazywając je „kulturą tymczasowości”. Cała nasza rzeczywistość jest płynna, właściwie nic nie jest pewne, wszystko jest umowne i podlega dyskusji. Jest to niebezpieczne, ponieważ w takiej optyce ludzkie decyzje również nie mogą być trwałe i ostateczne. Co za tym idzie – tymczasowe są też relacje z drugim człowiekiem.

Unikamy zatem wszystkiego, co mogłoby te relacje pieczętować. Unikamy dziecka, bo dziecko nie jest rzeczą, nie jest dodatkiem, ale jest owocem miłości, ale wiążę się z odpowiedzialnością i niewątpliwie winno scalać relację łączącą rodziców.

Nie tworzymy trwałych związków, ale przecież każdy trwały związek od czegoś się zaczyna. Tymczasem według badań CBOS, niemal 45 proc. młodych Polaków w wieku od 18 do 29 lat nie jest w ogóle w żadnym związku, nawet nietrwałym, nie ma chłopaka, czy dziewczyny, nie chodzi na randki. Jak mają powstawać rodziny?

Jest to problem dostrzegany przez Radę ds. Rodziny KEP praz duszpasterstwo rodzin. Duszpasterze posługujący młodym często mówią o tym, że dzisiaj relacje są płytkie, bardzo trudno o przyjaźń, zwykłą empatię czy wsparcie.

Przyczyn takiego stylu życia jest sporo, ale myślę, że jedną z nich jest doświadczenie pandemii. Był to czas trudny, pełen niepokoju i zapewne osłabił relacje. Znaczną część aktywności społecznej przenieśliśmy wówczas do przestrzeni wirtualnej i pewne nawyki zostały nami do dzisiaj.

W tej chwili młodzi ludzie bardzo często rozmawiają ze sobą za pośrednictwem różnego rodzaju komunikatorów oraz portali społecznościowych, i wydaje się, że w pewnym sensie wolą taki kontakt niż kontakt realny. Dlaczego? Ponieważ kontakt realny jest bardziej wymagający.  

Trzeba podjąć wysiłek, gdzieś się umówić, wyjść z domu, znaleźć miejsce i spotkać się, a przede wszystkim znaleźć na druga osobę czas. Gdy kontaktujemy się za pomocą komunikatorów jest łatwiej, a na pewno mniej zobowiązująco. Można tworzyć wirtualne wspólnoty, ale one są tymczasowe i w każdej chwili mogę je opuścić. Nawet nagłą ucieczkę z takiej relacji mogę usprawiedliwić kłopotami technicznymi.

Jestem jednak głęboko przekonany, że relacje wirtualne są tylko protezą, namiastkę tego, co jest rzeczywistą relacją, koleżeństwem, przyjaźnią i miłością. Jeżeli młodzi poświęcają zbyt wiele czasu na takie powierzchowne interakcje, za mało mają okazji, by uczyć się budować prawdziwe relacje z drugim człowiekiem i mają z tym w dorosłym życiu ogromny problem.

By powstał związek, małżeństwo, by pojawiło się dziecko potrzeba – co zupełnie oczywiste – relacji realnych, pełnych miłości i odpowiedzialności, a nie wirtualnych i „płynnych”.

Kolejna sprawa – obawiam się, że w naszym społeczeństwie, w sferze kultury zrobiono bardzo wiele, by pokazywać kobiety i mężczyzn w pewnej opozycji. Pojawia się jakieś negatywne napięcie – jakbyśmy byli wrogami, mieli ze sobą rywalizować, konkurować, a nawet walczyć.

Tymczasem chrześcijaństwo przekonuje, że kobieta i mężczyzna są sobie niezbędni, mają być dla siebie darem. Męskość i kobiecość są względem siebie komplementarne. Uzupełniają się wzajemnie, dopełniają i potrzebują siebie. Nie w konkurencji, nie jako wrogowie, nawet nie jako współpracownicy, ale właśnie jako ci, którzy się uzupełniają, którzy siebie wzajemnie potrzebują.

Myślę, że takiego myślenia z wielu powodów nam dziś brakuje. A media, rozmaite ideologie i kultura idą w takim kierunku, by nas sobie przeciwstawiać. Zresztą cały współczesny świat raczej zmierza w kierunku podziałów, rywalizacji i konformacji, a nie w stronę budowania mostów. Zauważmy, że w czasie wojny najpierw są bombardowane m.in. mosty. Dlatego jednanie i budowanie mostów to jedno z ważnym zadań Kościoła.

Co w tej sytuacji radzi Rada ds. Rodziny? Jak pomagać ludziom nawiązywać relacje, tworzyć trwałe związki, zawierać małżeństwa?

Musimy pamiętać, że całe duszpasterstwo rodzin w Polsce, chociaż ma bardzo rozbudowane struktury i dociera do wielu ludzi, to jednak nie obejmuje wszystkich. Z wielu powodów. Społeczeństwo polskie się laicyzuje i nie wszyscy korzystają z duszpasterstwa. Ewangelizacja też ma ograniczone oddziaływanie.

To, co jest naszym pierwszym zadaniem jako duszpasterzy rodzin, to budzenie wiary. Okazuje się, że dziś nawet ludzie, którzy trafiają do duszpasterstwa rodzin, potrzebują wtórnego katechumenatu – pogłębienia wiary a niekiedy jej rozbudzenia. Obecność w Kościele wynika często z tradycji a nić wiążąca człowieka ze wspólnotą wiary jest niekiedy bardzo krucha. Trzeba te relacje wzmocnić, znaleźć argumenty i poszukać inspiracji, które sprawią, że wiara będzie silniejsza – po prostu w życiu nie będzie świątecznym dodatkiem, ale ważnym składnikiem codzienności.

Drugi wymiar naszego duszpasterstwa to wymiar bardziej ludzki, nauka budowania relacji, rozmawiania, komunikowania się.

Warto tu przypomnieć podstawowe zasady obecne w formacji Spotkań Małżeńskich – w relacjach z drugim człowiekiem trzeba bardziej słuchać niż tylko mówić, bardziej rozumieć, mniej oceniać, bardziej dzielić się doświadczeniami niż dyskutować, czy kłócić się. No i oczywiście przebaczać. Brzmi pięknie, ale w codziennym życiu trzeba się tego nieustannie uczyć.

Niektórzy nie potrafią rozmawiać, a dialog zamienia się w „przemarsz wojsk” i demonstrację siły. Niestety urazy też potrafimy nosić w sobie przez wiele lat. Tymczasem powinniśmy pracować nad przebaczeniem, a pielęgnować to, co szlachetne i pełne miłości.  

To wszystko dotyczy jednak ludzi, którzy korzystają z duszpasterstwa rodzin, którzy już są w relacji. Jak wychodzić na zewnątrz? Jak pomagać tym, którzy mają problem, by te relacje nawiązać?

Warto podkreślić, że zasady dobrej komunikacji, o których wspomniałem, a które dotyczą nie tylko relacji małżeńskich. Tak powinni ze sobą rozmawiać i narzeczeni, i chłopak z dziewczyną, i mężczyzna z kobietą.

Dziś trochę inaczej patrzymy na duszpasterstwo rodzin. Wprawdzie bezpośrednio jest ono skoncentrowane na tych, którzy się przygotowują do małżeństwa oraz na tych, którzy już zawarli związek małżeński. Jednak dziś nie możemy już ograniczać naszej troski tylko i wyłącznie do tradycyjnego duszpasterstwa rodzin. Musimy patrzeć szerzej i głębiej. Można powiedzieć, że rodzina i małżeństwo to powinien być klucz do całej posługi pastoralnej. Powinniśmy to mieć na względzie na różnych etapach posługi pastoralnej, formacji i katechezy.

Gdy pracujemy z dziećmi powinniśmy uczyć je szacunku do siebie nawzajem, tego, jak chłopiec powinien traktować dziewczynkę, jak dziewczynka chłopca. O perspektywie małżeństwa i rodziny i o różnych zagadnieniach z tym związanych powinniśmy rozmawiać oczywiście z młodzieżą.

Co bardzo ważne – ta perspektywa powinna również towarzyszyć formacji seniorów, dziadków i babć. Oni mają też ogromną rolę do odegrania. Mogą wspierać swoje dzieci, wnuki, mogą dawać dobry przykład życia małżeńskiego i rodzinnego. A jeśli są wdowami, wdowcami, mogą przez modlitwę, ale też przez dobre słowo, współtworzyć dobry klimat dla rodziny. Tak, by małżeństwa nie bały się przyjmować, rodzić i wychowywać dzieci.

Co zdaniem księdza arcybiskupa jest ważne dla naszego myślenia o tworzeniu związków i o demografii – nie tylko z perspektywy duszpasterstwa ale całego społeczeństwa?

Jeśli chodzi o demografię musimy mieć świadomość, że przed nami jest ogromna i systematyczna praca. Spraw związanych z małżeństwem, z rodziną i dziećmi, problemów demograficznych nie da się rozwiązać jakimś jednym aktem, programem czy inicjatywą. To wymaga systematycznej pracy różnych środowisk. To wielkie zadanie dla Kościoła, ale nie tylko Kościół powinien się tym zajmować. Potrzebna jest też odpowiednia polityka państwa, bo przecież od tego, jak funkcjonują rodziny i jaka jest demografia zależy kondycja państwa, również ta ekonomiczne. Nie trzeba szczegółowo wyjaśniać, jakiego rodzaju katastrofy nas czekają, jeśli Polska będzie się wyludniać w tym tempie jak obecnie.

Natomiast jeśli chodzi o tworzenie rodzin, ale również o demografię to mam jedną sugestię i ciągle ją powtarzam: musimy pokazywać małżeństwa, które są radosne i szczęśliwe.

Nie skupiać się na tragediach i nieustannie mówić o tym, jak wiele związków się rozpada. Rozpadają się, to prawda. Ale już to wiemy. Takie treści zapewne zwiększają  „klikalność” ale w wyniku tego jesteśmy nieustannie zalewani informacjami o tym, że małżeństwo to trud, niedopasowanie, kłótnie, rozwód, walka o dzieci. Bazując na takim przekazie można wyciągnąć wniosek: skoro tak tragicznie wygląda los małżeństw i rodzin, to lepiej i wygodniej żyć samemu. Tymczasem to rodzina jest zwyczajną drogą do szczęścia!

Powinniśmy dawać przykłady dobrych małżeństw, takich, które się wspierają, które sobie pomagają, żeby młodym pokazać, że małżeństwo i rodzina to jest piękna droga życiowa. Droga pełna trudów, ale też radości, droga, która gwarantuje pełny rozwój człowieka.

Źródło: KAI

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

1 / 1

reklama