Według najnowszych badań naukowych niemal połowa krajów świata przeżywa niż demograficzny, który oznacza, że nie wystarczy dzieci, by utrzymać ich populację. Niestety, Polska również mierzy się z tym problemem.
W 2014 r. magazyn „Science” opublikował badania naukowców z University of Washington, którzy doszli do wniosku, że około 2040-2050 roku będzie nas 9 mld. Co najbardziej niepokojące, to większość mieszkańców będą stanowić dziadkowie, a nie wnuczęta.
Z kolei badania demograficzne opublikowano w piśmie „Lancet” w 2019 roku, podsumowują tendencje demograficzne we wszystkich krajach świata na przestrzeni lat 1950-2017. Na początku tego okresu w ciągu życia kobieta rodziła 4,7 dzieci. W roku 2017 była to mniej więcej połowa: 2,4.
Dzieci brak
Za każdym razem, gdy średnia liczba urodzeń w danym kraju spada do poziomu 2,1 jego populacja zaczyna się kurczyć. Na początku lat 50-tych ubiegłego wieku żadne z państw nie miało takiego problemu. – Dotarliśmy do progu, gdzie połowa krajów ma wskaźniki płodności poniżej poziomu zastępowalności, więc jeśli nic się nie zmieni populacje w tych krajach będą się zmniejszać – powiedział w rozmowie z BBC autor raportu, profesor Christopher Murray, szef Institute for Health Metrics and Evaluation na Uniwersytecie w Waszyngtonie.
Lepiej rozwinięte ekonomicznie kraje mają dziś niższe wskaźniki urodzeń: większość Europy, USA, Korea Południowa i Australia. To jest jeden z największych problemów współczesnego świata. W miejscach, gdzie ludziom żyje się na tzw. poziomie, panuje antynatalistyczna tendencja. Zamiast powiększać swoją rodzinę i dzielić się wypracowanym bogactwem, współcześni wolą konsumować egoistycznie swoje materialne zdobycze. Poza materializmem, który degraduje człowieka do postaci konsumenta, swoją cegiełkę antynatalistyczną dorzuciła rewolucja seksualna, która oddzieliła rodzicielstwo od przyjemności seksualnej oraz całe lobby antykoncepcyjne. To spowodowało, że od roku 1968 do dziś rodzi się coraz mniej dzieci.
Obecnie najwięcej dzieci rodzi się w takich krajach jak Niger, gdzie przypada 7,1 dzieci na jedną kobietę, Czad – 6,7; Somalia – 6,1; Mali – 6; Afganistan – 6; Arabia Saudyjska – 5,9; Burkina Faso – 5,4; Burundi – 5,3; Uganda – 5,2. Widać z tego, że najwięcej dzieci rodzi się w krajach muzułmańskich oraz biednych. Z tego występują już takie problemy dla współczesnego świata jak migracja z tych krajów do Europy, a co za tym idzie przenosi się kulturę islamską tam, gdzie dominowała kultura chrześcijańska. Takie zderzenie różnych, diametralnie innych cywilizacji musi spowodować napięcia i konflikt, co już możemy zaobserwować w takich bogatych państwach jak Francja, Niemcy czy Wielka Brytania. Od tego nie ma ucieczki.
A gdzie rodzi się najmniej dzieci? Cypr – 1; Tajwan – 1; Południowa Korea - 1,2; Andora - 1,2; Puerto Rico - 1,2; Tajlandia - 1,2; Bośnia i Hercegowina – 1,3; Mołdawia – 1,3; Japonia – 1,3.
Co z Polską?
Polska w badaniu naukowców znalazła się koło Mołdawii z wynikiem 1,3. Choć GUS w czerwcu br. opublikował raport o dzietności w Polsce, z którego wynika, że wskaźnik ten polepszył się do 1,4. To niestety wciąż za mało, i Polska znajduje się w naprawdę trudnej sytuacji.
W 2018 roku GUS alarmował, że w ciągu najbliższych 25 lat liczba ludności Polski zmniejszy się o 2,8 mln osób. Wyniki opublikowano w raporcie Głównego Urzędu Statystycznego „Sytuacja demograficzna Polski. Tworzenie i rozpad rodzin”. Największy wpływ na ten stan rzeczy będzie miała umieralność. „Wyniki prognozy wskazują, że przez najbliższe około 25 lat liczba ludności Polski zmniejszy się o 2,8 mln osób (dla przypomnienia – w ciągu minionych 25 lat zwiększyła się o ponad 360 tys.). Największy wpływ na ten stan rzeczy będzie miała umieralność (przewiduje się, że np. w 2040 r. liczba zgonów sięgnie 440 tys.), tj. zacznie wymierać wyż demograficzny z drugiej połowy lat 50. XX wieku – czyli obecni około 60-latkowie. Natomiast wiek emerytalny zaczną osiągać obecni 30/40-latkowie i będą wówczas stanowić najliczniejszą grupę. Mediana wieku ludności wyniesie 50 lat (tj. o prawie 10 lat więcej niż obecnie), co oznacza, że co drugi mieszkaniec Polski będzie już po 50-tce. Prognoza nie przewiduje wzrostu liczby urodzeń, co prawda zakłada wzrost współczynnika dzietności, ale liczebność potencjalnych matek (obecnie są to kilkuletnie dziewczynki) spowoduje, że liczba urodzeń nie będzie znacząca (np. ok. 240 tys. w 2040 r.). Najbardziej zmniejszy się liczba mieszkańców woj. opolskiego oraz lubelskiego, łódzkiego i śląskiego, najmniej mazowieckiego, pomorskiego i małopolskiego” – czytamy w raporcie.
Nie są to dobre prognozy. Krytycy obecnego rządu, wykorzystują dane raportu GUS do atakowania Programu 500 plus. Mówią, że nie przynosi on obiecanych wyników, czyli nie polepsza demografii w Polsce. Trzeba jednak zauważyć, że program ten nie miał w założeniu poprawy demograficznej, ale miał i ma nadal przygotować fundament pod posiadanie więcej niż jednego dziecka. Dziś ponad 50 proc. rodzin w Polsce ma tylko jedno dziecko. Od tego roku obowiązuje program 500 plus rozszerzony, czyli adresowany właśnie też dla tych, którzy mają na wychowaniu jedno dziecko. Czy to sprawi, że te rodziny będą miały więcej dzieci? Tutaj problem jest inny. Chodzi o mentalność, która atakuje współczesnych Polaków. Ideologia antynatalistyczna niestety infekuje również nasze rodziny, związki partnerskie, których jest coraz więcej (kryzys małżeństwa). Coraz częściej młodzi ludzie wybierają rozwój zawodowy od rozwoju osobowego i rodzinnego. Konsumpcja odbija na tym swoje piętno. Po okresie ponad trzyletniego działania Programu 500 Plus, można przyznać, że spowodował on, że w tysiącach rodzin polepszył się byt materialny, co za tym idzie również relacje rodzinne. Ale nie spowodował on wzrostu dzietności w Polsce. Bo spowodować nie mógł, gdyż problem demografii należy badać również w kontekście rozwodów. W 2018 roku w Polsce zawarto 192,4 tys. małżeństw, a w tym samym okresie odnotowano 62,8 tys. rozwodów. Oznacza to, że na każde 100 ślubów przypadały 33 prawne rozwody. Według ekspertów od polityki prorodzinnej, rozwody nie tylko powodują wiele problemów natury psychicznej dla obydwu małżonków, ale dramatyczne wpływa na rozwoju dzieci, które znalazły się w takiej sytuacji.
Promocja tradycyjnego modelu rodziny
Obecnie polski rząd mocno zdaje sobie sprawę z tego, że z demografią nie jest najlepiej i trzeba wreszcie coś przedsięwziąć, by zahamować ten proces. Premier Mateusz Morawiecki powoła wkrótce pełnomocnika ds. polityki demograficznej. Osoba ta będzie odpowiadała za wzrost dzietności oraz promocję tradycyjnego modelu rodziny. Obecnie kandydatem na to stanowisko jest Barbara Socha, w przeszłości zaangażowana w prorodzinne kampanie społeczne. Do zadań rządowego pełnomocnika ds. polityki demograficznej będzie należało opiniowanie dokumentów i aktów prawnych traktujących o demografii, a także inicjowanie działań, które będą sprzyjały rozwojowi rodziny.
Pod koniec listopada br. Michał Dworczyk, szef Kancelarii Premiera RP mówił, że dla zapewnienia zastępowalności pokoleń w Polsce potrzebny jest wskaźnik na poziomie 2,1, czyli 600 tysięcy urodzeń w ciągu roku. – Jeśli chodzi o wskaźnik dzietności, to jesteśmy, niestety, na bardzo odległym miejscu. Nie tylko w skali Unii Europejskiej, ale w ogóle w skali świata – zauważył minister Michał Dworczyk.
W czerwcu 2019 roku urodziło się 28,2 tys. dzieci (rok temu 32,8 tys.), a zmarło 31,4 tys. osób (rok temu 30,8 tys.) – wynika z danych GUS. To alarm dla nas wszystkich, że należy jak najszybciej przedsięwziąć takie kroki, by uratować wymianę pokoleń.
Współfinansowano ze środków Funduszu Sprawiedliwości, którego dysponentem jest Minister Sprawiedliwości