„Krew Boga”, najnowsze dzieło nominowanego do Oscara Bartosza Konopki, przenosi widza do średniowiecza, ale też stanowi współczesną refleksję nad istotą wiary. Dla samego reżysera siedmioletnia praca nad obrazem stała się okazją, by na nowo nawiązać relację z Bogiem.
Film, doceniony w Gdyni za zdjęcia Jacka Podgórskiego, wejdzie na ekrany kin 14 czerwca.
Bartosz Konopka jest znany widzom m.in. dzięki „Królikowi po berlińsku”, za który w 2009 uzyskał nominację do Oscara w kategorii „Najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny”, a także wielokrotnie docenianemu „Lękowi wysokości”.
Najnowszy film twórcy to posiadająca współczesny wymiar refleksja nad istotą wiary i Kościoła, formą przypominająca bezkompromisowe dzieła Nicolasa Windinga Refna oraz serialowy hit „Gra o tron”.
Konopka podkreśla, że „Krew Boga” to opowieść o tym, jak łatwo błądzić w relacji z Bogiem i jak trudno zrozumieć, co do nas mówi. „Oczywiście jeśli mamy otwarte serce i żyjemy w dobrych, szczerych kontaktach z ludźmi, to łatwiej jest rozpoznać swoje przeznaczenie i iść dobrą ścieżką. Ale kiedy zaczynamy służyć innym bożkom albo władzy, zakłamywać siebie i otoczenie, to wtedy coraz trudniej usłyszeć głos Boga albo ten nasz, wewnętrzny” – mówi.
„Krew Boga” przenosi nas do średniowiecza. Na ostatnią pogańską wyspę, cudem uniknąwszy śmierci, dociera rycerz Willibrord – w tej roli znakomity Krzysztof Pieczyński. Okrutnie doświadczony przez los, lecz twardo stąpający po ziemi wojownik, już dawno zginąłby, gdyby nie pomoc Bezimiennego – pełnego ideałów chłopaka, skrywającego przed światem prawdziwą tożsamość. W postać tę wciela się Karol Bernacki. Pomimo różnic w światopoglądzie i podejściu do religii, mężczyźni zostają towarzyszami podróży. Kontynuują wędrówkę połączeni wspólnym celem – chcą odnaleźć i ochrzcić ukrytą w górach osadę pogan. Chociaż chrystianizacja mieszkańców to jedyny sposób, by uchronić ich przed zbliżającą się zagładą, misję bohaterów spróbują zatrzymać kapłan pogan oraz ich wódz, Geowold. Ich działania wystawiają poglądy przybyszów na wielką próbę. Jednak w ostatnim bastionie „starej wiary” Willibrord i Bezimienny mogą liczyć na nieoczekiwanego sojusznika. Jest nim Prahwe – charyzmatyczna córka Geowolda. Wkrótce miłość skonfrontuje się z nienawiścią, dialog z przemocą, szaleństwo z zasadami, a wielu będzie musiało zginąć.