O 40-letniej pracy z małżeństwami i problemach, z jakimi się zmagają oraz o Międzynarodowym Zjeździe Liderów Krajowych i Liderów Diecezjalnych Ośrodków Spotkań Małżeńskich mówią w rozmowie z KAI Irena i Jerzy Grzybowscy.
Irena i Jerzy Grzybowscy to założyciele stowarzyszenia Spotkania Małżeńskie.
Paulina Godlewska (KAI): Spotkania Małżeńskie mają już ponad 40 lat. Czym są?
Jerzy Grzybowski (JG): Spotkania Małżeńskie są ruchem rekolekcyjnym, który w momencie, kiedy zaczęły się precyzować jego duchowość, charyzmat i misja, przekształciliśmy w stowarzyszenie. To ruch, który promuje dialog jako drogę do porozumienia między ludźmi w ogóle. Zaczęliśmy od dialogu w małżeństwie, ale potem nasza działalność rozszerzyła się też na przygotowujących się do małżeństwa, a także na innych płaszczyznach relacji społecznych. Myślę, że dzięki dialogowi, tak jak go definiujemy, jesteśmy w różnych krajach m.in. Europy Wschodniej, z którymi w wielu miejscach nasza historia jest trudna.
KAI: Jak powstał ten ruch?
JG: W 1976 roku z Kanady Stanisław Boguszewski przywiózł jeden z ówczesnych programów ruchu Marriage Encounter. Pierwszy eksperymentalny „weekend dla małżeństw” odbył się w 1977 r. w Laskach. Spotkania Małżeńskie mają więc już nawet nieco więcej niż 40 lat. Zobaczyliśmy bardzo szybko, że ten pierwotny program trzeba zmienić. Zaczęliśmy go rozwijać zarówno w zakresie warsztatu psychologicznego, jak i od strony doświadczenia dialogu z Bogiem. Do Warszawy przyjeżdżały małżeństwa z różnych miast Polski i potem one zapragnęły mieć Spotkania Małżeńskie u siebie. Tak powstawały kolejne ośrodki. Dziś jest ich w Polsce 28.
Potem zaczęły przychodzić zaproszenia z innych krajów. Najpierw z Rosji, gdzie pierwsze Spotkania Małżeńskie odbyły się dla małżeństw skupionych wokół o. Aleksandra Mienia. To było tuż przed jego śmiercią. Później inspirowaliśmy powstanie ośrodków w innych krajach. W 2000 r., podczas pielgrzymki jubileuszowej do Rzymu, spotkaliśmy się z ówczesnym sekretarzem Papieskiej Rady ds. Świeckich, biskupem (dziś kardynałem) Stanisławem Ryłką, który zachęcił nas do opracowania statutu i złożenia dokumentów w Papieskiej Radzie ds. Świeckich. W 2004 r. Rada ta zatwierdziła Spotkania Małżeńskie jako międzynarodowe prywatne stowarzyszenie wiernych eksperymentalnie na 5 lat, a w 2009 r. na stałe.
Irena Grzybowska (IG): Już w latach 70. przed każdymi rekolekcjami spotykaliśmy się w grupie prowadzących. Wiedzieliśmy, że musimy się dobrze przygotowywać do dzielenia się swoim doświadczeniem dialogu. Później zobaczyliśmy, że część osób, które uczestniczyły w rekolekcjach, również chce się spotykać i rozwijać dialog w małżeństwie. I tak z jednej strony zaczęła się praca formacyjna z prowadzącymi rekolekcje, a drugiej praca porekolekcyjna z uczestnikami.
KAI: Od 14 do 16 września w Konstancinie-Jeziornie odbędzie się Międzynarodowy Zjazd Liderów Krajowych i Liderów Diecezjalnych Ośrodków Spotkań Małżeńskich. Czego będzie dotyczyło to spotkanie?
IG: Będziemy rozmawiać przede wszystkim o tym, jak być liderem Ośrodka. Dobre funkcjonowanie Ośrodka Spotkań Małżeńskich opiera się na duchowości, charyzmacie i misji. Drugim ważnym filarem są programy, które prowadzimy. Trzecim filarem jest organizacja, a czwartym wspólnota. Zadbanie o te 4 filary jest ważnym zadaniem lidera: konkretne programy, organizacja i wspólnota mają wspierać duchowość, charyzmat i misję Stowarzyszenia. Liderzy muszą potrafić stworzyć zespół, który zadba o wszystkie filary. W Zjeździe weźmie udział ok. 160 osób, z czego prawie połowa spoza Polski.
JG: Wszystkie programy i podręczniki są wspólne. Bardzo dbamy o jedność programową; o to, żeby duchowość i charyzmat wszędzie były takie same. Dlatego Zjazdy, które organizujemy cyklicznie, są bardzo potrzebne.
KAI: Jakie małżeństwa zgłaszają się na rekolekcje?
JG: Obserwujemy wyraźnie, że w ostatnim czasie przyjeżdża wiele młodych małżeństw. To znak, że zmieniamy język i jesteśmy dla nich czytelni. Przyjeżdżają zarówno małżeństwa w ciężkim kryzysie, dla których te rekolekcje to „ostatnia deska ratunku”, jak i pary bezpośrednio po ślubie, które mówią, że nie przeżywają problemów, ale związki ich rodziców są rozpadły i boją się o swoje małżeństwo. Na tych rekolekcjach widzą małżeństwa w różnym wieku z różnym stażem, które opowiadają o swoich kryzysach i o tym, jak z nich wyszły, co daje dużo nadziei.
Przypomina mi się świadectwo młodego małżeństwa, które po kilku latach od uczestniczenia w spotkaniach powiedziało, że kiedy byli na rekolekcjach, to zdawało im się, ze problemy na nich poruszane nie dotyczą ich, ale gdyby nie te rekolekcje, nie przeżyliby kryzysu, który dopadł ich związek dwa lata później. Rekolekcje te są też przygotowaniem do tego, żeby nauczyć się wychodzić z trudnych sytuacji i przyjąć, że kryzysy są sprawą normalną i mogą być szansą do budowania związku. Zgłaszają się do nas również małżeństwa niesakramentalne.
KAI: Z jakimi problemami zmagają się małżeństwa uczestniczące w rekolekcjach?
JG: Przede wszystkim nie potrafią ze sobą rozmawiać i mają problemy z porozumieniem. Drobne nieporozumienia, wynikające m.in. z różnic osobowości, przeradzają się często w poważne konflikty. My oczywiście nie o wszystkich problemach wiemy, ale bardzo częstym problemem jest już zaistniała zdrada. To kwestia zrozumienia, że strona, która zdradziła, nie zawsze we wszystkim jest winna, chociaż krok był jej. Wina rozkłada się na obie strony, bo ich relacje w pewnym momencie były takie, że jedno z nich nie wytrzymało i znalazło osobę, która bardziej zrozumiała i pewną namiastką zaspokajała potrzeby bliskości. Na naszych rekolekcjach dokonuje się często takie zrozumienie, które otwiera drogę do przebaczenia.
IG: Ale my nie wchodzimy w treść ich dialogu. My przede wszystkim własnym świadectwem inspirujemy dialog. Dzisiaj małżeństwa ulegają trendowi szukania łatwych rozwiązań i konsumpcyjnego stylu życia. Polega on na tym, że kiedy kupię jakąś rzecz, która mi nie odpowiada, to ja oddaję do sklepu albo wyrzucam. Tak samo wiele osób robi w relacjach z drugą osobą. Obecnie obserwujemy powszechność takiej postawy. Oczywiście one kiedyś też się pojawiały, ale nie na taką skalę.
KAI: Rekolekcje małżeńskie to czasem „ostatnia deska ratunku” dla związków. Ile z nich udaje się uratować?
JG: My tego do końca nie wiemy. Założenie jest takie, że pary nie muszą się z nami dzielić owocami tych rekolekcji. Są osoby, które to robią, ale są też takie, u których rezultat tych rekolekcji jest widoczny później. Ale wycofane z sądów wnioski rozwodowe są czytelnym świadectwem.
KAI: Wspomnieli Państwo, że na rekolekcje zgłaszają się także małżeństwa niesakramentalne.
JG: Po jednych rekolekcjach, jeszcze w latach 90. ub. wieku, podeszła do nas para i powiedziała, że jest małżeństwem tylko cywilnym. Wyznali, że te rekolekcje były dla nich wstrząsem - odkryli się, że te rekolekcje były również dla nich, że oni też są w Kościele i mogą na nowo odkryć swoją więź z Panem Bogiem. Takie świadectwa się powtarzały, więc stwierdziliśmy, że trzeba zrobić dla takich par oddzielny program. Poruszamy z nimi tematy przebaczenia w poprzednim związku, problem relacji z dziećmi z poprzedniego związku, problem możliwości powrotu i szukania porozumienia z małżonkiem sakramentalnym.
Ci ludzie boją się często uczestniczyć w różnych rekolekcjach, ponieważ przewidują, że będą namawiani przez prowadzących do zaprzestania współżycia seksualnego lub do natychmiastowego rozstania się ze swoim współmałżonkiem, co w ich sytuacji jest zwykle niemożliwe, ponieważ mają np. czwórkę dzieci. To są ludzie niesłychanie poranieni, którzy przeżyli ogromne dramaty w swoim życiu. Zachęcamy ich do zauważenia miłosierdzia Bożego, zauważenia, że Pan Bóg ich kocha w każdej sytuacji, również w tej, w której się teraz znajdują. To, jak potoczą się ich dalsze losy, jest ich decyzją. My do niczego nie będziemy ich zmuszać, bo oni muszą to sami rozeznać w swoim dialogu w ich związku i w dialogu z Panem Bogiem.
IG: Nie ma wielu chętnych na takie rekolekcje. Jeżeli ktoś kiedyś się zdecydował na zerwanie małżeństwa, to na ogół ma świadomość, że jest to sprzeczne z nauką Kościoła i że z niego odchodzi. Mówimy im, że są nadal w Kościele. Ale taka osoba musi chcieć być bliżej Boga. Zgłaszają się do nas ludzie, którym jest trudno w nowym związku. Przeszkadza im własna niedoskonałość. Zachęcamy ich, żeby uczyli się dialogu, bo to jest zawsze wejście na drogę bardzo chrześcijańską. Doświadczenie dialogu oznacza, że nie ja mówię, ale najpierw ja posłucham ciebie. Spróbuję cię zrozumieć.
KAI: Pracują Państwo nie tylko z małżeństwami, ale prowadzą również „Wieczory dla Zakochanych”. Na czym one polegają?
JG: To jest seria spotkań przygotowujących do sakramentu małżeństwa. praca własna uczestników pod inspiracją świadectw i wprowadzeń małżeństwa i kapłana. To jest najważniejsze, że wszystko dzieje się między nimi, w ich wolności. Niczego im nie narzucamy, nie moralizujemy. Oni sami, we dwoje, muszą przepracować pewne tematy. Zadajemy pracę domową, której oczywiście nie sprawdzamy, ale wiemy, że to ich inspiruje i na ogół wykonują to, co im proponujemy do pracy w ciągu tygodnia. Nasze zaświadczenia są akceptowane przez Kościół jako katechezy przedmałżeńskie.
IG: Zaangażowanie emocjonalne, jakie między nimi istnieje, inspiruje ich do tego, żeby na naszych zajęciach dotykać trudnych tematów. Pary nie podejmują różnych tematów na co dzień, bo nie mają świadomości, że trzeba o nich rozmawiać, albo nie wiedzą jak. Niektóre zdają się być krępujące. Na "Wieczorach dla Zakochanych" stwarzamy im warunki do takiej rozmowy.
KAI: O czym młodzi nie rozmawiają?
JG: To są na ogół tematy takie jak: modlitwa, więź z Panem Bogiem, temat dzieci – czy i ile chcą ich mieć. To także temat niezależności związku od rodziców. Mniejsze lub większe uzależnienie od rodziców jest ogromną częścią przyczyn rozwodów i konfliktów w małżeństwie. Coraz częściej zwracamy także uwagę na temat uzależnienia od komputera, czy od używek. Nie rozmawiają często o motywach zawarcia małżeństwa.
IG: Nie mają też świadomości wpływu domów rodzinnych na ich postawy, zdolność budowania związku. Dotyczy to m.in. tzw. syndromu DDA (dorosłych dzieci alkoholików). Oni często mówią: moi rodzice pili, ale u nas w domu tak nie będzie. Ale obciążenia wyniesione z domów rodzinnych na ogół przenoszą się na dzieci w sposobie reagowania, niskim poczuciu własnej wartości, nieumiejętności budowania relacji, lękach, które są podświadome. Powinni mieć świadomość, że problem DDA będzie miał wpływ na ich relacje i że będą go musieli podjąć. Często zachęcamy wtedy, by poszli na terapię, bo wykracza to poza granice naszych kompetencji.
KAI: A o czym Państwo rozmawiają z zakochanymi?
JG: To raczej oni rozmawiają ze sobą. Prowadzący tylko inspirują ich rozmowy. W programie zaczynamy od spotkania z samym sobą - przyjrzenia się temu, jak przeżywam to, że jestem mężczyzną i jak przeżywam to, że jestem kobietą. Później mówimy o emocjach, uczuciach. Zwracamy uwagę, aby młodzi zdali sobie sprawę, żeby nie budować relacji tylko na uczuciach fascynacji, zakochania czy pożądania. One są piękne i dodają kolorytu, ale trzeba zadać sobie pytania: jaka jest nasza hierarchia wartości? Jakie są motywy zawarcia naszego małżeństwa? Kim jest dla mnie Pan Bóg? Kim są dla mnie rodzice, kim są teściowie? Czy będziemy potrafili budować związek niezależnie od nich? Inspirujemy ich do rozmów na temat ich hierarchii wartości. Czasem ujawnia się, że są one tak różne, że nie będą w stanie dogadać się i pary rozstają się. Większość jednak znajduje konsensus, utwierdza się w tym, co ich łączy.
IG: Podejmujemy również tematy seksu i naturalnego rytmu płodności, wychowania dzieci, odchodzenia z domu rodzinnego i kryzysu w związku. Chcielibyśmy, by w małżeństwie traktowali kryzys jako szansę rozwoju ich związku.
JG: Życie zgodne z naturalnym rytmem płodności nie jest kościelną metodą antykoncepcyjną, jak wciąż uważa wielu młodych ludzi, tylko dostosowaniem życia do cyklu fizjologicznego kobiety. Chodzi o to, żebyśmy we wspólnym dialogu zdawali sobie sprawę z tego, że zróżnicowanie reagowania kobiety w różnych fazach cyklu fizjologicznego jest normalne, a nie wynika z tego, że „ty jesteś chora psychicznie czy złośliwa”. To jest uczenie się miłości także wtedy, kiedy ktoś jest mniej predysponowany do podejmowania np. trudnych tematów. W kwestii rozpoznawania cyklu płodności nie chodzi tylko o kwestię tego, kiedy można, a kiedy nie można współżyć seksualnie.
KAI: Ile par po tych spotkaniach dochodzi do wniosku, że nie powinni jednak brać ze sobą ślubu?
JG: W Warszawie w każdym cyklu „Wieczorów dla Zakochanych” uczestnicy od 20 do 30 par. Co najmniej jedna, czasem dwie albo trzy znikają po drugim czy trzecim spotkaniu. Czasami po prostu znikają, a czasami mówią, że podjęli decyzję o rozstaniu. Znam też osobę, która podjęła decyzję o rozstaniu z dziewczyną, a dwa lata później uczestniczyła w "Wieczorach" ponownie z inną. Do dziś są szczęśliwym małżeństwem.
KAI: Spotkania Małżeńskie to metoda komunikacji, czy droga duchowa?
JG: Św. Jan pisze: „Miłujmy się wzajemnie, bo miłość jest z Boga” (1J 4,7). Na Spotkaniach Małżeńskich troszczymy się o taką miłość między małżonkami, „która jest z Boga”. Ta miłość realizuje się w codziennym dialogu i decyzjach na podstawie tego dialogu podjętych. Dlatego dialog, który jest metodą komunikacji, jest stylem życia, jest drogą duchową i jest drogą do świętości.
KAI: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Paulina Godlewska / Warszawa