Walka trwa. Społeczeństwa ateistów nie będzie

Historię naszej państwowości – nieprzypadkowo – liczymy od momentu przyjęcia chrztu przez Mieszka I w 966 r. Dlaczego więc dziś to samo państwo tak zawzięcie walczy z Kościołem?

Jak doszło do tego, że to państwo stało się narzędziem do pozbywania się Boga z życia społecznego? „Walka z katolicyzmem polega na usuwaniu przejawów religii katolickiej ze sfery publicznej, która w efekcie tego staje się przestrzenią pustą” – podkreśla ks. Piotr Mazurkiewicz, profesor nauk o polityce i katolickiej nauki społecznej, wybitny znawca tematyki europejskiej, filozofii polityki, moralności. Niedawno ukazała się jego książka „Złoty cielec i fałszywi prorocy. Państwo jako narzędzie walki z Bogiem”, w której przygląda się, jak władza walczy z Kościołem katolickim i gdzie upatrywać przyczyn tego zjawiska. „Doświadczamy obecnie prawdziwej inwazji państwa na nasze umysły, szczególnie na naszą wiarę – zauważa, przypominając, że takie działania znamy z historii: najnowszej i tej dawniejszej. – Okres bolszewicki w Polsce (PRL), niemiecka okupacja, czas zaborów i konfederacji targowickiej – wszystko to wiązało się z pozbawieniem kraju niepodległości, narodu – wolności, a poszczególnego obywatela – swobodnego dostępu do oświaty i dóbr narodowej kultury” – wskazuje.

Bogu, co boskie

Jak zauważa ks. prof. Piotr Mazurkiewicz, w Polsce mamy dobre zapisy, które nadają ramy współistnieniu Kościoła i państwa: konstytucję, konkordat i regulacje okołokonkordatowe gwarantujące wolność religijną. „Ponieważ komuniści zerwali konkordat ze Stolicą Apostolską, w związku z tym była potrzeba wynegocjowania i podpisania nowego. I te dwa procesy – tworzenia konstytucji i prac nad konkordatem – zbiegły się w czasie. W związku z tym ten model, który widnieje w obu dokumentach, jest taki sam: państwo i Kościół to dwie niezależne i autonomiczne instytucje” – tłumaczy ks. Mazurkiewicz. Precyzuje jednocześnie, iż ta niezależność oznacza, że jedna instytucja nie podlega drugiej, zaś każda z nich ma własne prawo i nim się kieruje. „Kościół ma prawo kanoniczne, państwo ma prawo cywilne – wyjaśnia kapłan. – Równocześnie mamy dwa ośrodki władzy: państwo i Kościół, które nie są konkurencyjne wobec siebie, ponieważ dotyczą innych zakresów. Człowiek podlega państwu w zakresie spraw doczesnych i podlega Kościołowi w zakresie spraw duchowych” – kontynuuje, zauważając, iż w cywilizacjach przedchrześcijańskich państwo miało władzę również nad sumieniem obywatela.

„Państwo nie decyduje o tym, w co mają wierzyć ludzie, i państwo nie decyduje o tym, co ludzie mają uważać za dobre i złe, nie ma w tym zakresie kompetencji. To jest kompetencja Kościoła w świecie zorganizowanym według modelu cywilizacji chrześcijańskiej i człowiek rozlicza się z tego właśnie w stosunku do Kościoła. Również Kościół uznaje, że to dobrze, iż istnieje państwo”

– tłumaczy. Przywołuje też słowa św. Tomasza z Akwinu, który mówił, że w sprawach doczesnych mamy obowiązek – jako chrześcijanie – bardziej słuchać państwa niż Kościoła, ale w tym, co należy do kompetencji państwa. Natomiast w tym, co nie należy do kompetencji państwa, musimy bardziej słuchać Kościoła.

Nie taka neutralna

Współczesna Europa bardzo chętnie głosi hasło neutralności światopoglądowej, a to, co dziś nazywa się często sekularyzacją, w rzeczywistości jest podmianą jednej religii na inną.

„Jedną z najszybciej rozwijających się religii, za sprawą migracji i dzietności, jest islam, ale to także np. sekty ewangelikalne, które przychodzą z Ameryk, religie wschodnie. Trzeba się liczyć z tym, że rzeczywistość społeczna nie znosi próżni i ostatecznie, jeśli myślimy o czymś, co by się spontanicznie kształtowało, nie będzie to społeczeństwo ateistów. To będzie społeczeństwo, w którym religia czy religie będą obecne w jakiś sposób, który może być dla nas zaskakujący”

– konkluduje ks. prof. Mazurkiewicz. Odnosząc się do neutralności liberalnej, zauważa, że ostatecznie prowadzi ona do postulatu, by wykluczyć wpływ sumienia na decyzje obywatelskie. Wskazuje też na takie elementy przestrzeni publicznej, jak świątynie chrześcijańskie, pomnik Michała Archanioła czy tablice Dekalogu na budynkach sądów w Stanach Zjednoczonych. „Postulat nagiej przestrzeni publicznej oznacza, że należy to usunąć. W związku z tym neutralność rozumiana jest jako usuwanie wszelkich przejawów religijności, które nagromadziły się w tej przestrzeni publicznej jako przejawy życia ludzi kształtujących tę przestrzeń w ciągu dziesięcioleci” – zauważa.

Co ciekawe, polityka usuwania religii z życia publicznego poszczególnych krajów Europy dotyczy tylko katolicyzmu.

„W efekcie do dzisiaj w Europie mamy kilka państw wyznaniowych: Wielka Brytania i Dania są państwami z oficjalną religią państwową, Finlandia ma dwie oficjalne religie państwowe, Grecja czy Cypr mają oficjalną religię państwową – tylko to nie jest katolicyzm”

– zauważa ks. prof. Mazurkiewicz. Jak przekonuje, sekularyzacja społeczeństw, której jesteśmy dzisiaj świadkami, nie stanowi spontanicznego procesu, a raczej wynik świadomej polityki danego państwa. Zwraca uwagę, że np. szkolnictwo państwowe zrodziło się tak naprawdę ze szkolnictwa przejętego z rąk Kościoła. „Kiedy te szkoły stawały się państwowe, to przez pewien czas religia była w nich nauczana, potem następowała eliminacja nauczania religii” – przypomina i dodaje, że jednym z podmiotów wolności religijnej jest rodzina, gdzie rodzicom przysługuje prawo do wychowania dzieci zgodnie ze swoją wiarą. „A w tym zakresie państwo pełni rolę pomocniczą, tzn. powinno usuwać przeszkody, by obywatele mogli w pełni korzystać z prawa konstytucyjnego do wolności religijnej. Także do wolności edukacji dzieci w zakresie wyznawanej religii i moralności” – tłumaczy, zauważając, że tymczasem dzisiaj w Polsce toczymy spory wokół kwestii nauczania religii w szkole publicznej.

Grzywna za sumienie

Dziś doświadczamy również tego, że państwo, które coraz mocniej podkreśla potrzebę świeckości i neutralności, jednocześnie próbuje ograniczyć oddziaływanie Kościoła na sferę moralną życia publicznego i życia obywateli.

„Tym samym samo wchodzi w rolę Kościoła, tzn. podejmuje coraz więcej takich decyzji, które mają charakter moralny i zobowiązują obywateli do pewnych zachowań o charakterze moralnym – przyznaje ks. Mazurkiewicz. – Ale równocześnie władza państwowa, polityczna decyduje nie tylko o zewnętrznym zachowaniu, ale również wskazuje, co obywatele muszą uznać za etycznie dobre. Np. kiedy spojrzymy na toczący się spór dotyczący prawa do życia, jedną kwestią jest to, że państwo tworzy ustawę, która nie chroni tego życia w pełni, ale na drugim biegunie mamy karanie ludzi za to, że się z tym nie zgadzają! Nie za niezgadzanie się z tą ustawą, tylko za mówienie, że tego typu prawo jest niemoralne. We Francji za negatywne wypowiadanie się na temat aborcji grozi grzywna, kara może sięgać nawet dwóch lat pozbawienia wolności”

– alarmuje kapłan i podkreśla, że dzieje się tak nie za nieprzestrzeganie francuskiego prawa, które zezwala na aborcję, ale za mówienie, że aborcja jest czymś moralnie złym. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku karania za mówienie, że pary jednopłciowe to relacje niezgodne z naturą. „Uznawanie przez posłów, co jest mową nienawiści, to stawianie siebie w roli Boga. Parlamentarzyści wchodzą w rolę Boga, który ustanawia konkretną rzeczywistość, nazywając ją etycznie dobrą bądź etycznie złą. Dzieje się tak, ponieważ nie jest możliwe prowadzenie polityki państwowej, tworzenie systemu prawnego jako całkowicie neutralne. Kościół jedynie o tym przypomina, mówiąc, że nie rości sobie pretensji do interwencji w ten obszar polityki, tworzenia prawa, ale dopóki tworzone ono jest zgodne z prawem naturalnym” – puentuje.

Źródło: „Echo Katolickie” 47/2025

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama