Jesienią 2011 roku otwarto pierwszy odcinek Beskidzkiej Drogi św. Jakuba, który, obejmując trzy kraje: Słowację, Polskę i Czechy, prowadzi z Litmanowej do Ołomuńca.
Co roku, od czasów średniowiecza, pielgrzymi z całego świata zmierzają do grobu św. Jakuba w hiszpańskim Santiago de Compostela, gdzie według legendy zostało przewiezione ciało Apostoła. Do celu można dotrzeć wieloma drogami, a europejskie trasy wyznaczają muszle św. Jakuba i żółte strzałki. Jesienią 2011 roku otwarto pierwszy odcinek Beskidzkiej Drogi św. Jakuba, który, obejmując trzy kraje: Słowację, Polskę i Czechy, prowadzi z Litmanowej do Ołomuńca.
- W drodze, siłą rzeczy, spędzamy razem dużo czasu. Na co dzień pochłaniają nas różne zajęcia i obowiązki. Pielgrzymując, stajemy się jednością - mówią Marzena i Paweł Szklarscy, którzy od trzech lat przemierzają drogi św. Jakuba i nie wyobrażają sobie innego sposobu na spędzenie wakacji. Pomysł podsunął znajomy duszpasterz, ks. Bogdan, który szukając towarzyszy wędrówki, skrzyknął czteroosobową grupę pielgrzymów. W jej skład, poza nim samym, weszli Marzena i Paweł oraz ich wspólna znajoma Agnieszka. Pierwsza wyprawa odbyła się w 2016 roku i objęła I część Beskidzkiej Drogi. Prowadziła ze Starego Sącza do Myślenic. Trwała 4 dni, a pielgrzymi pokonali 138 kilometrów. Jesienią, tego samego roku, wędrowcy przeszli „Prolog" z Litmanowej do Starego Sącza. Rok później, pokonali odcinek z Lizbony do Fatimy, a w te wakacje - odcinek z Myślenic do Szczyrku.
Dzień inny niż zwykle
- Modlitwa i kawa to podstawa, od której zaczynamy wspólny dzień na pielgrzymkowym szlaku - mówi Paweł. - Idziemy według wyznaczonych w przewodniku tras i choć wiemy, gdzie powinniśmy znaleźć się wieczorem, nie wiemy, co nas spotka po drodze. Niezmienna jest tylko modlitwa. Dzięki temu, że mamy w ekipie księdza, codziennie uczestniczymy we Mszy św. Wspólnie odmawiamy różaniec, Anioł Pański i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wielokrotnie śpiewaliśmy godzinki - dodaje Marzena. Małżonkowie podkreślają, że modlitwa nie tylko dodaje sił i pomaga iść do przodu, ale jednoczy i scala. - To są dla mnie rekolekcje w drodze. Mam więcej czasu dla Boga, dla siebie i dla żony - zauważa Paweł.
Momentem wytchnienia są wieczory, w czasie których można się zrelaksować, rozmasować bolące plecy i stopy oraz cieszyć się swoją obecnością. - Wszystko robimy razem: idziemy, modlimy się, jemy, a nawet śpimy - opowiada Paweł.
Beskidzka Droga św. Jakuba nie należy do najłatwiejszych z powodu dużych przewyższeń oraz meczących i stromych górskich zboczy. Dla Marzeny najcięższym wyzwaniem są podejścia, a dla Pawła droga w dół. - Nie wstydzimy się swoich słabości. W ciężkich sytuacjach możemy na siebie liczyć, wiemy, co kogo boli. Człowiek zmęczony ma różne humory. Czasem jest ciężko i z wyczerpania dopada nas kryzys. Najlepszym lekarstwem na marudzenie jest modlitwa - zgodnie przyznają małżonkowie.
Wygodne buty zamiast szpilek
Marzena na co dzień wygląda jak typowa businesswoman: elegancka garsonka, szpilki, biżuteria i delikatny makijaż. Podczas pielgrzymki zamienia swój strój na sportową odzież. - Na początku przejmowałam się tym, że inaczej wyglądam. Teraz jest już lepiej. Plecak na mojej pierwszej wyprawie ważył 13 kilogramów. Wzięłam nawet suszarkę i piankę do włosów! To było szalone i niewygodne. Z czasem, doszłam do wprawy i mój bagaż to niecałe 7 kilogramów - wyznaje Marzena, a Paweł ze śmiechem wspomina, że kiedy podchodzili pod górę w Limanowej, spotkali biegacza, który, oceniając zawartość ich plecaków, był przekonany, że są paralotniarzami.
Pokonanie trasy pielgrzymki wiąże się z wieloma wyrzeczeniami i wyjściem z przysłowiowej strefy komfortu. Przyjaciele i rodzina Szklarskich, rozumiejąc ten trud, proszą małżonków o modlitwę i powierzają im swoje intencje. Są również i tacy, którzy pukają się w głowę i mówią, że bez plaży, piasku i słońca nie ma wakacji. - Odnaleźliśmy radość w wędrowaniu. Za rok porzucamy na chwilę Beskidzką Drogę i pielgrzymujemy bezpośrednio do Santiago! - dzielą się swoimi planami małżonkowie. - Czasami sam zastanawiam się, po co tak wędrujemy? Trzeba było leżeć! Na szczęście szybko mi przechodzi - żartuje Paweł.
Każdy odcinek drogi charakteryzuje się innymi trudnościami. - Kiedy szliśmy do Fatimy, w Portugalii panowała susza i szerzyła się plaga pożarów. Plan naszej trasy sprawdzali strażacy, którzy ostrzegali nas przed potencjalnym ryzykiem pożaru. W oddali widzieliśmy słupy dymu i gaszące ogień samoloty. Odkryliśmy również wartość wody w naszym życiu. Był taki moment, że nam jej zabrakło. Dzieliliśmy się nawet najmniejszym łyczkiem. To było niezapomniane przeżycie - wspomina Paweł. W tym roku największą niedogodnością była deszczowa pogoda - Po kilku minutach mieliśmy powódź w butach. Było zimno, a nawet padał grad - dodaje.
Najpiękniejszym momentem wędrówki jest, zdaniem Marzeny, dojście do kresu podróży. - To jest dla mnie niesamowite umocnienie. Jestem dumna i czuję satysfakcję, że pomimo wielu trudności, dałam radę i zaniosłam do Pana Boga powierzone mi intencje. Nie byłoby to możliwe bez Jego pomocy i wsparcia!
Święty Jakub Apostoł, był synem Zebedeusza i bratem św. Jana Ewangelisty. Należał do bliskiej grupy uczniów Chrystusa. Był obecny podczas wskrzeszenia córki Jaira, przemienienia na Górze Tabor, modlitwy Chrystusa w Ogrojcu, a także cudownego połowu ryb i ustanowienia św. Piotra pierwszym papieżem. Według tradycji, po zesłaniu Ducha Świętego, udał się z misją chrystianizacyjną do Hiszpanii, ale zniechęcony jej niepowodzeniem, powrócił do Jerozolimy. Zginął męczeńską śmiercią w czasie prześladowań chrześcijan przez króla Heroda. W ikonografii często przedstawiany jest jako pielgrzym, ubrany w kapelusz z szerokim rondem. Patronuje Hiszpanii, Portugalii, kapelusznikom i pielgrzymom.
Joanna Folfasińska | Archidiecezja Krakowska