„Bądź ze mną, proszę!”. Chorzy na COVID-19 potrzebują obecności bliskich i kapelanów

Trwa ogólnopolski program wsparcia „Bądź przy mnie”. Jego celem jest obniżenie poziomu stresu i podniesienie jakości życia chorych na COVID-19 leczonych w szpitalach poprzez zapewnienie im wsparcia społecznego i duchowego. Rozmowa z bliskimi i z kapelanem jest kluczowa!

Samotność to straszna trwoga
„Samotność to taka straszna trwoga, ogarnia mnie, przenika mnie. Wiesz mamo, wyobraziłem sobie, że, że nie ma Boga nie, nie ma nie!” – śpiewał Ryszard Riedel w „Liście do M”. Jak piszą osoby zaangażowane w program, „to prawda, że Ryszard Riedel wyśpiewywał swojej matce te słowa w zupełnie innych okolicznościach, ale nie zmienia to faktu, że samotność może być aż tak głęboka, dotkliwa, smutna także dla tych, którzy często zupełnie niespodziewanie znaleźli się na oddziale szpitalnym dla chorych na COVID-19. Tam, gdzie najbliżsi nie wejdą, nie usiądą przy nich, nie wypiją z nimi herbaty. Tam, gdzie jedynie z krzątaniny osób dokoła, ubranych szczelnie, chorzy mogą się domyślać, że ktoś się o nich troszczy i że komuś na nich zależy. Bo nie poczują ciepła dotyku ludzkiej ręki w rękawiczce i nie zobaczą uśmiechu na zamaskowanej twarzy. A często trudno im usłyszeć i zrozumieć wypowiadane słowa, zwłaszcza gdy nawet w „normalnych” warunkach trochę niedosłyszą”. To bardzo smutna, pandemiczna rzeczywistość.

„Można zaryzykować stwierdzenie, że żyjemy w czasach „wymuszonej samotności”, dotykającej niespodziewanie także tych, którzy dotychczas samotności nie doświadczali. Co więcej, wiele osób, szczególnie w najtrudniejszych chwilach życia, szuka odpowiedzi, sensu i siły w Bogu. Dla nich prawdziwym cierpieniem może być ograniczenie, a nawet brak dostępu do sakramentów i do posługi kapelana w sytuacji lęku o życie, zwielokrotnionego przez poczucie bycia opuszczonym przez ludzi, a może też przez Boga” – podkreślają wspólnie dr n. med. Beata Brożek, dr n. teol. Grzegorz Giemza, dr n. med. Piotr Gajewski i prof. dr hab. n. med. Małgorzata Krajnik, Prezes Zarządu PTODM, która jest pomysłodawcą programu „Bądź przy mnie”. Dziś trzeba zmierzyć się z samotnością chorych na COVID-19 leżących w szpitalach, z tym, co ta samotność w nich powoduje, a także z tym, co pomaga im znaleźć nadzieję, sens życia i siłę. I stąd właśnie pomysł na wyjątkowy program wsparcia!

Telefon, który przynosi ulgę...
Zanim jednak kilka słów o programie, warto przytoczyć świadectwo dr. Grzegorza Giemzy, osieroconego syna. Słowa te obrazują, jak ważna jest dla umierającej osoby, możliwość kontaktu z bliskimi:

„W niedzielę, 18 października, rano zadzwonił telefon. Dzwoniła moja mama. Numer rozpoznałem od razu, bo dzięki życzliwości pacjenta z sali, który pożyczył jej swój telefon dzień wcześniej, kilka razy z nią rozmawiałem. Mama trafiła do szpitala w sobotę. Została przywieziona z domu opieki, w którym mieszkała od roku. Dzielił nas dystans 400 km. Od tygodnia miała zdiagnozowany COVID-19, w sobotę rano jej stan się pogorszył. Personel postanowił wezwać pogotowie. Decyzja była natychmiastowa – szukamy szpitala. Trochę trwało (taki eufemizm), zanim znaleziono szpital, który by ją przyjął. Potem 90 km drogi do niego, około 2 godzin oczekiwania w karetce i… mama trafiła do sali na tzw. dostawkę. I dzięki Bogu, bo właśnie na tej sali leżał przemiły pacjent, który pozwolił jej korzystać ze swojego telefonu i dzwonić do wszystkich bliskich. Dzięki temu wiedzieliśmy, gdzie jest, bo gdy karetka wyjeżdżała, nie było to jeszcze jasne. Ta bardzo samodzielna kobieta zawsze potrafiła zorganizować cały świat wokół siebie przez telefon, ale tym razem jej komórka została w pokoju w domu opieki, w strefie covidowej.
Wracając do niedzielnego poranka.
– Jest tam gdzieś Bożena? – zapytała. Chodziło o moją żonę.
– Tak.
– Zawołaj ją, bo chcę wam coś powiedzieć.
Żona przyszła do pokoju, a ja włączyłem telefon na tryb głośnomówiący. Mama wtedy zaczęła do nas mówić.
– Dzwonię, bo wszystko może się stać. Miałam dobre życie. Dziękuję wam. Wiecie, że czasem mówiliśmy sobie szczerze trudne rzeczy, ale zawsze potem wszystko wyjaśnialiśmy. Bożena, dziękuję ci. Starałam się żyć w zgodzie ze wszystkimi. Powiedzcie to wszystkim znajomym. Kocham was. Powiedzcie dzieciom, wnukom i prawnukom, i wujkowi, że bardzo was wszystkich kocham…
– Mamo, też ci dziękujemy. Kochamy cię, z Bogiem.
– Wiem. Z Bogiem.
Następnego dnia zadzwoniła jeszcze raz. Z trudnością już mówiła, ciężko oddychała pod respiratorem. Chciała, żebym zorganizował dostarczenie jej paru rzeczy z domu opieki. We wtorek rano zadzwonił telefon, tym razem numer stacjonarny szpitala. Mama zmarła.
Dlaczego o tym piszę? Bo teoretycznie, a jestem ewangelickim duchownym, posiadam wiedzę na temat towarzyszenia osobom umierającym i w żałobie. Zresztą, prowadząc kursy i szkolenia z tej dziedziny, często podkreślałem, jak ważna jest możliwość pożegnania się z osobą umierającą. Jakie to jest bezcenne dla osoby, która odchodzi, a także dla jej rodziny. Teraz doświadczyłem tego na własnej skórze. Poczułem, jak to jest, gdy nie można wejść do domu opieki, żeby zobaczyć bliską osobę, gdy nie można dostać się na oddział szpitalny, żeby przy niej być, kiedy umiera. Doznałem, co robi z człowiekiem oczekiwanie bez możliwości nawiązania kontaktu. Wyobrażanie sobie bezradności mamy czującej, że umiera w osamotnieniu… Ból, wściekłość, smutek, gniew, bezsilność… Doświadczyłem również tego, jak uwalniające jest powiedzenie w ostatnich dniach czy chwilach życia, że się kocha, że się jest wdzięcznym, a jeszcze ważniejsze okazało się usłyszeć to samo. Mama, gdy była jeszcze świadoma tego, co się dzieje, pogodziła się z tym, co nastąpi, i zadzwoniła do nas, bo obok niej była życzliwa osoba – pacjent, który poszedł do niej, gdy została przeniesiona do innej sali, żeby mogła zatelefonować. Ale co by było, gdyby obok nie było tego człowieka z telefonem? Przecież nie każdy jest świadomy, że umiera. Bywa, że osoby umierające nie mogą się pożegnać, ani też nikt ich nie żegna. Rozmowa telefoniczna może przynieść ulgę – wszystkim, również personelowi szpitala”. Tylko co, jeśli nie ma takiej możliwości?

Potrzeba obecności bliskich i kapłana
„Bądź przy mnie – wsparcie społeczne i duchowe dla pacjentów hospitalizowanych z powodu COVID-19” to program, który ma taką możliwość dawać! Jak i możliwość po prostu zwyczajnej rozmowy z osobami bliskimi, nawet, gdy osoba nie jest umierająca. Bliskość jest ważna. Program jest realizowany przez Polskie Towarzystwo Opieki Duchowej w Medycynie (PTODM), we współpracy z Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia, Zespołem Konferencji Episkopatu Polski ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia i Polską Radą Ekumeniczną, pod patronatem honorowym Rzecznika Praw Pacjenta. Celem programu jest obniżenie poziomu stresu i podniesienie jakości życia chorych leczonych w szpitalach poprzez zapewnienie im wsparcia społecznego i duchowego.

Program oparty jest na dwóch głównych podporach. Pierwsza z nich to „Porozmawiaj ze mną”. Niezwykle ważne jest, aby szpitale umożliwiały chorym, szczególnie niesamodzielnym, w stanie ciężkim lub w stanie zagrożenia życia, wirtualny bądź telefoniczny kontakt z osobami bliskimi. Druga podpora to „Podnieś mnie na duchu”, czyli umożliwienie chorym kontaktu z kapelanem (zgodnie z potrzebami religijnymi). Dla wiernych bardzo istotne jest to, aby szpital w jasny i przystępny sposób informował ich o możliwości kontaktu z kapelanem i umożliwił im spotkanie przy zachowaniu procedur właściwych dla bezpieczeństwa epidemicznego.

Organizatorzy programu wsparcia zapewniają, że szpitale, które do niego przystąpią, otrzymają bezpłatnie: w ramach pierwszej części programu, czyli „Porozmawiaj ze mną”, dwa smartfony, jeden na oddział intensywnej terapii i jeden na oddział „covidowy”, z pakietem darmowych rozmów i transmisji danych, w celu umożliwienia chorym na COVID-19, szczególnie niesamodzielnym, w stanie ciężkim lub w stanie zagrożenia życia, wirtualnego kontaktu z osobami bliskimi (darczyńcą jest Polkomtel Sp. z. o.o., operator sieci Plus); a w ramach drugiej części programu, a więc „Podnieś mnie na duchu”, wsparcie w zakresie środków ochrony osobistej dla kapelanów.

Zbliżają się święta – trzeba działać szybko
Jak najszybsze wdrożenie tego programu w szpitalach jest niezwykle istotne także ze względu na zbliżające się święta Bożego Narodzenia. Ten wyjątkowy czas wielu chorych będzie musiało spędzić w szpitalu, odizolowanych od swoich bliskich. To niezwykle ważne, aby żaden chory nie czuł się samotny w szpitalu, zwłaszcza w okresie zagrożenia życia, bezradności i umierania i aby nikt nie był pozbawiony opieki duchowej właśnie wtedy, gdy najbardziej jej potrzebuje.

„Chorzy dają upust duchowemu cierpieniu nieraz w zaskakujący sposób, na przykład głośno wołając o pomoc, przywołując bliskich. Byłem tego świadkiem i wiem, jak ważne jest towarzyszenie ciężko choremu, którego czasem wystarczy potrzymać za rękę, aby przynieść mu ulgę. Jak ważna jest rozmowa z chorym, który cierpi, bo nie ma wsparcia najbliższych i odczuwa przejmującą samotność. Ile znaczy pomoc niesamodzielnemu pacjentowi w zjedzeniu posiłku czy podanie mu telefonu, by mógł zadzwonić do rodziny. Jak ważna dla wielu chorych jest fizyczna obecność kapelana na oddziale; zbliżające się Święta Bożego Narodzenia jeszcze tę potrzebę kontaktu z osobą duchowną spotęgują” – dzieli się Jerzy Polaczek, były pacjent hospitalizowany z powodu COVID-19. „Wszyscy powinni mieć świadomość tych duchowych potrzeb, które dla indywidualnego chorego mogą mieć równie duże, a niekiedy nawet większe znaczenie, niż podawanie leków” – dodaje.

Jak jest największy paradoks pandemii koronawirusa? Izolacja społeczna pokazała, jak bardzo ludzie się nawzajem potrzebują. Jak potrzebują obecności bliskich, jak i tych, którzy przybliżają im Boga. Potrzebują drugiego człowieka na co dzień, żeby żyć, ale też i w szczególnych momentach, takich jak umieranie, żeby móc spokojnie umrzeć.

źródło: Polskie Towarzystwo Opieki Duchowej w Medycynie

Szczegółowy program na stronie ptodm.org.pl >>

« 1 »
Załączone: |

reklama

reklama

reklama

reklama