Analizując fakty przedstawione przez dziennikarzy w filmie „Don Stanislao” dr Michał Skwarzyński z KUL dochodzi do zasadniczo odmiennych wniosków niż autorzy filmu. W jego przekonaniu film ma charakter nierzetelny, koncentrując się na sensacji, a nie dociekaniu prawdy
W swojej analizie pt. „Raport McCarricka - Komentarz do 'sensacyjnych' zarzutów medialnych wobec Kardynała Dziwisza” dr Michał Skwarzyński z KUL odpiera zarzuty wobec papieskiego sekretarza zawarte w filmach red. Marcina Gutowskiego. Zdaniem autora, atak na sekretarza papieskiego jest „damnatio memoriae” („potępieniem pamięci” - przyp. red.) świętego Jana Pawła II, które umożliwi dyskredytację jego dorobku i nauczania. W opinii dr. Skwarzyńskiego dziennikarze, podeszli do sprawy w sposób nierzetelny, z góry zakładając winę kard. Dziwisza oraz skupując się na „sensacyjności” tematu, ze szkodą dla prawdy.
Autor podkreśla na wstępie, że kard. Dziwisz jako metropolita krakowski nie miał obowiązku zawiadomienia Stolicy Apostolskiej o zaniechaniach biskupa z innej diecezji, w tym wypadku chodzi o bp. Tadeusza Rakoczego, biskupa bielsko-żywieckiego i sprawę Janusza Szymika. Przepisy uprawniające metropolitę do wszczęcia postępowania wobec biskupa z innej diecezji, aczkolwiek wchodzącej w skład metropolii, weszły w życie dopiero od dnia 1 czerwca 2019 r. na mocy motu proprio "Vos estis lux mundi".
Metropolita krakowski przed 2019 r. mógł co najwyżej poprosić biskupa bielsko-żywieckiego o interwencję w sprawie księdza z jego diecezji, nie miał przy tym żadnego innego wpływu. Obecnie może on zawiadomić Rzym, jeśli biskup rzeczywiście pozostaje w sytuacji zaniechania czy braku działania – czytamy w analizie.
Autor zauważył, że w filmie brakuje informacji o tym, że w 1993 roku prokuratura umorzyła postępowanie wobec ks. W., więc w sprawie dla ustaleń faktycznych konieczny był proces kanoniczny, gdyż w obiegu prawnym obowiazywała prawomocna decyzja o umorzeniu postępowania przez prokuraturę. Metropolita krakowski nie mógł przy tym zweryfikować tych zarzutów. Ksiądz W. to ksiądz innej diecezji (bielsko-żywieckiej) i metropolita czy Sąd Metropolitalny w Krakowie nie mógł prowadzić sprawy, jako własnej w I instancji.
„Natomiast jeśli chodzi o ks. D. to ustalenia dziennikarzy w filmie są rażąco sprzeczne z faktami w sprawie. W latach 2005 – 2016, więc w czasach gdy Stanisław Kardynał Dziwisz był Metropolitą Krakowskim było 7 spraw księży, którzy popełnili przestępstwo pedofilii w rozumieniu prawa kanonicznego (granica 18 lat) i wszystkie 7 spraw przekazano Kurii Rzymskiej – Kongregacji Nauki Wiary. Inaczej ujmując Stanisław Dziwisz przekazał każdą sprawę do Rzymu, dotyczącą księdza, nad którym miał władzę, a którego dotyczyło postępowanie o takie przestępstwo kanoniczne” - podkreślił dr Skwarzyński, dodając, że z sam fakt, że pokrzywdzony nie otrzymał orzeczenia nie obciąża metropolity, a sąd orzekający.
Ponadto w powyżej sprawie nie zaznawał sam poszkodowany, ale jego rodzice, będący świadkami w sprawie, a świadkowie z zasady nie otrzymują decyzji procesowych w prawie publicznym.
Odpowiedzi były, tylko dziennikarz nie był nimi zainteresowany
Drugim istotnym argumentem na rzecz kardynała jest brak zamieszczenia w filmie odpowiedzi na pytania skierowane do duchownego. „Dziennikarz zadał kilka grup pytań Kardynałowi, w filmie podano ich liczbę, a także to, że Kardynał się nie odniósł do każdego z nich. Otóż z nieopublikowanej, a pokazanej w filmie nieczytelnej formie odpowiedzi jasno wynika, że abp Stanisław Kardynał Dziwisz, w trzech punktach wskazał pytającemu materiały, z jakimi powinien się zapoznać, bo z pytań wynika, że miał dostęp tylko do części z nich, które mają charakter fragmentaryczny„ - wyjaśnia autor analizy.
Podkreśla również, że redaktor nie ponowił pytań, wskazując na zapoznanie się ze źródłami, podanymi przez kard. Dziwisza. „Trudno mieć zatem pretensję, że Kardynał nie chciał się spotkać z dziennikarzem, który nie słuchał wyjaśnień” - ocenił. Natomiast były metropolita krakowski wskazywał Gutowskiemu na konieczność zapoznania się z szeregiem dokumentów w sprawie, ponieważ zadawane pytania sugerowały oparcie się na jednostronnych źródłach. Pytający jednak tego nie zrobił.
W materiale TVN24 brakuje też wzmianki, że w 1993 r. umorzono postępowanie prokuratorskie wobec ks. W. W opinii dr. Skwarzyńskiego nie ma także rzetelnej analizy faktograficznej dotyczącej zarzutów związanych z kontaktami z założycielem Legionistów Chrystusa Marcialem Macielem Degollado, czy Theodorem McCarrickiem, a film opiera się w istocie o plotki bez podania rzetelnych źródeł.
Niewyjaśniony problem dat
Kolejną sprawą, do której odnosi się autor analizy jest wyznanie ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, który podkreśla, że dokumenty w sprawie ks. W. przekazał bezpośrednio na ręce kard. Dziwisza. Tu również doktor zauważa problem z datami, duchowny bowiem początkowo podaje, że stało się to 21 kwietnia 2012 roku, kiedy to kard. Dziwisz przebywał w Ziemi Świętej.
„Do tej daty szukano Listu od ks. T. Isakowicza-Zaleskiego w Archiwum Diecezjalnym (…) Ksiądz Isakowicz-Zaleski w swoim blogu wskazał ten list, ale ma on datę 24 kwietnia 2012 r. i rzeczywiście po tej dacie taki list jest zarejestrowany w archiwum Kurii Krakowskiej, tyle że do oświadczenia do artykułu w Onet.pl tego nie sprawdzano” - czytamy w analizie.
Dr Skwarzyński przyznał, że z rozmowy z kard. Dziwiszem wie, że po odnalezieniu listu przypomniał sobie tę sytuację. Przyznał, że list ks. Isakowicza-Zaleskiego zawierał szereg punktów dotyczących księży krakowskich i to interesowało kardynała, jako kwestie podlegające jego władzy. Natomiast sprawa księdza z sąsiedniej diecezji została przekazana właściwemu biskupowi.
„W 2014 r. pokrzywdzony zgłasza sprawę ks. W. oficjalną drogą obecnemu biskupowi bielsko-żywieckiemu Romanowi Pindlowi i ks. W. jest praktycznie natychmiast usunięty z parafii, zaczyna się wobec niego proces kanoniczny. Na jakie zatem zaniechania miał reagować Kardynał?” - stwierdził ekspert Ordo Iuris.
Nadmienił, że film jest zmontowany w sposób, który utrudnia zorientowanie się chronologiczne co po czym nastąpiło, a także powiela nieprawdziwe tezy o obowiązkach prawnych metropolity. Autor tekstu obnaża także okoliczności wywiadu z red. Piotrem Kraśką.
Ograniczone kompetencje papieskiego sekretarza a daleko idące oskarżenia
Dalej ekspert Ordo Iuris rozprawia się z tezą dotyczącą powiązań kard. Dziwisza ze sprawami krycia przestępców seksualnych Marciala Maciela Degollado i Theodora McCarricka. Autor podkreśla, że z dokumentacji sekretarza Jana Pawła II wynika, że sprawami tymi zajmowały się Kongregacje Kurii Rzymskiej, a nie Prywatny Sekretariat Papieża.
„Dokument w postaci Raportu McCarricka jest sprawnym pozorowaniem rzeczywistego śledztwa i ma służyć ukryciu kto miał możliwości wylansowania tego kandydata na Arcybiskupa Waszyngtonu. Metodologicznie poprawnie przygotowujący Raport powinni wyjść od odpowiedzi na pytanie kto miał interes, aby czynnego homoseksualistę wypromować na arcybiskupa Waszyngtonu?” - ocenił autor analizy.
Ekspert dziwi się, że media w Polsce, nie dostrzegają analogii do przypadków pojawiających się w Polsce, kiedy to Służba Bezpieczeństwa PRL zbierała informacje o homoseksualizmie księży, a potem pomagała im w awansach, by „mieć haki” na tychże duchownych, móc nimi manipulować i wykorzystywać ich pozycje.
„Jeśli chodzi o T. McCarricka (…) niemożliwym jest dostrzeżenie, że służby specjalne USA musiały wiedzieć o homoseksualizmie T. McCarricka; że amerykańskie służby specjalne miały interes w tym, aby arcybiskupem Waszyngtonu był ktoś na kogo mają wpływ i mogą go szantażować” - ocenił.
Autor analizuje także rolę, w całym tym procesie, sekretarza stanu kard. Angelo Sodano, który wg niego był „jedynym rozgrywającym, który sprawę mógł rozegrać logistycznie”, ponieważ „to rolą Kurii było sprawdzanie kandydatów, papież i prywatny sekretariat nie miał takiej logistycznej możliwości”.
Podsumowując ekspert Ordo Iuris podkreśla, że kard. Dziwisz ma problem z udowodnieniem swojej niewinności m.in. z uwagi na podeszły wiek, a także ze względu na fakt, że z obroną pozostał on właściwie sam. Zarówno urzędnicy w kurii w Krakowie, jak i „dawni przyjaciele” utrudniają mu dostęp do jakichkolwiek dokumentów umożliwiających przedstawienie rzeczywistości, takiej jaka była.