W Kościele jest dużo więcej dobra niż zła

Nie my wymyśliliśmy Kościół i nie my Go zakładaliśmy. I nie my daliśmy się ukrzyżować również za jego, Kościoła, grzechy. Kościół jest naszą współczesnością z Jezusem, innej nie ma – przypomina ks. prof. Jerzy Szymik, teolog, poeta, publicysta, pracownik naukowy Wydziału Teologii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

Ostatnie doniesienia medialne pokazują Kościół katolicki w bardzo złym świetle. Myślę tu o skandalach obyczajowych z udziałem niektórych duchownych, tuszowaniu przez hierarchów zachowań pedofilskich księży oraz molestowania osób dorosłych. Jaka zatem jest moralno-etyczna kondycja  duchowieństwa?

Myślę, że mimo wszystko dobra. Ta moja pozornie gładka odpowiedź nie stanowi jakiejkolwiek próby udawania, że nie jesteśmy grzesznikami, bywa że wielkimi grzesznikami. Nie chcę tego negować. Lecz sądzę, że nie wolno przeskalowywać tego problemu.

Jaka jest zatem rzeczywista skala dramatu nadużyć seksualnych w Kościele?

Z tysiąca księży w diecezji (katowickiej – przyp. Opoka), około 950 pracuje dla swych parafian z wiarą, lepiej lub gorzej, bo mają więcej lub mniej talentu. Ogromna większość duchownych żyje sakramentami, przestrzega przykazań, nawraca się, idzie za Chrystusem. Zdecydowana większość moich kolegów, jeśli nie wszyscy, których znam: ciężko pracują, mają słabości jak każdy człowiek. Ale są to ludzie szczerze oddani sprawie. Wśród księży trafiają się oczywiście „czarne owce”, także cynicy, absolutnie nie mam zamiaru usprawiedliwiać żadnego zła.

Kiedy wychodzi na jaw, że jakiś duchowny dopuścił się nadużyć seksualnych, jak powinien reagować Kościół hierarchiczny?

W ostatnich 20-30 latach takie zachowania zostały już dość szeroko opisane, dobrze umocowane i doprecyzowane w prawie. Są odpowiednie przepisy, to wszystko dzieje się na naszych oczach. Papież wydaje odpowiednie rozporządzenia, biskupi podporządkowują się temu w zdecydowanej większości. Każda diecezja ma narzędzia prawne i ludzi, którzy się tym zajmują.

Ostatnio jednak opinię publiczną wstrząsnęła sprawa kardynała Stanisława Dziwisza, osobistego sekretarza Jana Pawła II.

Autorzy reportażu w TVN „Don Stanislao” zarzucili mu „zamiatanie pod dywan” skandali seksualnych w Kościele, jedno miało dotyczyć molestowania nieletnich przez arcybiskupa Nowego Jorku, kardynała McCarricka... To bardzo poważne oskarżenie.
Z jednej strony zgoda: tuszować zbrodni nie wolno. Z drugiej: nie wiemy czy było tak jak pokazał to telewizyjny reportaż. Mamy tu słowo przeciwko słowu – tezy zawarte w reportażu i słowa kardynała, który wielu z owych tez zaprzecza.

Kardynał Dziwisz nie odpowiedział jednak na pytania reportera, który usilnie próbuje umówić się na spotkanie. Wygląda to tak, jakby emerytowany arcybiskup krakowski zwodził dziennikarza... Nie lepiej byłoby, gdyby na wizji odniósł się do tych wszystkich kwestii?

Pierwsza rzecz, obaj jesteśmy dziennikarzami i wiemy jak działają media – potrafią w taki sposób wyeksponować temat i tak go przedstawić, zinterpretować, że wyrasta on ponad to, czym jest w rzeczywistości. Nie twierdzę, że tak jest w wypadku tego reportażu. Ale sądzę, że aspekt medialny sprawy powinniśmy tu traktować z pewną konieczną dozą ostrożności. Druga rzecz, przypomnę, że w ostatnim czasie głośna – choć zamilczana dokładnie przez te media, które nagłaśniają „sprawę Dziwisza” – jest sprawa arcybiskupa Melbourne, kardynała Pella. To pouczająca historia. Człowiek, który wiele miesięcy spędził w więzieniu, został całkowicie oczyszczony przez Sąd Najwyższy Australii z zarzutów seksualnego wykorzystywania małoletnich. A skali tamtejszego antykatolicyzmu nie da się porównać do żadnego kraju w Europie.

Tymczasem o roli kardynała Dziwisza za pontyfikatu papieża Jana Pawła II świadczy dość szeroko opublikowany kilka dni temu raport w sprawie kardynała McCarricka.

Nie mam zamiaru bronić błędów strategicznych kardynała Dziwisza ani – być może, nie wiemy tego na pewno, ale trzeba to brać pod uwagę – popełnionego zła. Ówczesne działania sekretarza papieża zbada komisja watykańska i wtedy będziemy mądrzejsi o fakty, ufam. To, co mówię, nie jest przeciw pracy mediów. Media mają w sprawie prawdy ważną rolę do spełnienia. Nie chciałbym w jakikolwiek sposób wychodzić przed szereg i to nie kunktatorstwo, tylko, że widziałem w życiu sporo, a przypadek Pella nie jest banalny. Poza tym mamy taki czas, że Kościół katolicki jest „chłopcem do bicia”. A polowanie z nagonką niekoniecznie służy prawdzie.

Szokujące przypadki nadużyć seksualnych w Kościele są niestety prawdziwe. Porażająca jest historia założyciela zgromadzenia Legionistów Chrystusa, Marciala Degollado, który wykorzystywał nawet swoje dzieci, które miał z dwoma kobietami. Jak to możliwe, że ktoś taki, ale i kardynał McCarrick byli protegowanymi w Watykanie?

Osobiście wykluczam powody merkantylne czy diaboliczne. Że niby Stolica Apostolska wiedziała, że ma do czynienia z potworami, a pchała tych ludzi wyżej, bo Kościół jest mafią. Myślę, że Degollado i McCarrick cieszyli się względami najwyższych hierarchów z dwóch powodów. Po pierwsze, diabeł zwłaszcza w swoich najpotworniejszych wcieleniach kłamie fenomenalnie. Sowiecki komunizm coś nam o tym fenomenie mówi. A w przypadkach Degollado/McCarrick mamy do czynienia właśnie z tym: z perwersyjnym złem opartym na  diabolicznym kłamstwie. Po drugie: w 2020 roku w dziedzinie nadużyć seksualnych nasza wiedza – moralna, psychologiczna, społeczna, prawna, zapobiegawcza – jest znacznie większa niż ćwierć wieku temu. Chcę jednak powiedzieć coś głębszego: w Kościele dzięki sakramentowi pokuty, kategoriom miłosierdzia Bożego, od zawsze dominowała, dominuje i mam nadzieję będzie dominowała postawa nakłaniania do nawrócenia i zakładania dobrej woli nawracającego się grzesznika. To co zrobiłeś jest złe i tego nie chce Bóg, ale nie możemy cię odrzucić jako Kościół. Bo wszyscy jesteśmy grzesznikami, beneficjentami miłosierdzia Boga. I to może sprzyjać naiwności, którą bezwzględnie wykorzystuje diaboliczne zło.

Pozostaje kwestia rozliczenia i ukarania sprawców nadużyć seksualnych, zwłaszcza wobec dzieci. Tymczasem słyszymy, że duchowni mający takie zbrodnie na sumieniu byli przenoszeni przez hierarchów do innych parafii, a nawet dalej pracowali z małoletnimi...

Nadużycia seksualne należy wypalać gorącym żelazem. To jest coś absolutnie strasznego i niedopuszczalnego. 25 lat temu biskupi nie bardzo wiedzieli jak zachowywać się w takich sytuacjach. To zło przewyższyło wyobraźnię i trzeba było wypracować narzędzia, owo „gorące żelazo”, zresztą ten proces trwa.

Władze kościelne muszą decydować w takich przypadkach zdecydowanie i szybko, tym bardziej, że osoby duchowne powinna cechować szczególna wrażliwość na dobro drugiego człowieka. Wierni, a zwłaszcza dzieci idą do księdza jak do ojca. Niestety, czasem spotykają potwora...

Odwołam się do słów Benedykta XVI, a uważam Papieża Seniora za najgenialniejszego diagnostyka naszych czasów. Wiosną ub. roku napisał, że podstawowym błędem Kościoła w kwestiach nadużyć seksualnych jest fakt, iż pozwolił i pozwala, by ściek świata wlewał się do Jego wnętrza. Od kilku pokoleń przychodzą do seminariów klerycy z coraz bardziej chorych rodzin, porozbijanych, nieraz z problemem alkoholowym czy obarczone schorzeniami psychicznymi. To skutek „pracy” świata nad rodziną. Księża są tacy jakie mamy rodziny. Drugą sprawą jest wszechobecna seksualizacja, jak choćby łatwość dostępu do pornografii. Początek temu trendowi – na taką skalę – dała rewolucja seksualna 1968 roku. Bywamy – jako Kościół – bezbronni wobec rzeczonych zjawisk, bo wszyscy jesteśmy z tej samej gliny, ludzkiej, grzesznej. Staram się tu zrozumieć zjawisko, ale nie je usprawiedliwić. Bo nic nie usprawiedliwia zła, tym bardziej zbrodni.

W Ewangelii Świętego Jana są takie piękne słowa „Wtedy powiedział Jezus do Żydów, którzy Mu uwierzyli: Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. Lepsza zatem jest każda prawda, nawet ta najgorsza niż najmniejsze kłamstwo. Wszelkie krętactwa w końcu wychodzą na jaw, czego „zatrute owoce” zbiera dziś Kościół.

Pełna zgoda. Wszyscy potrzebujemy prawdy i oczyszczenia. Inna droga do Boga i wolności nie istnieje.

Co chciałby Ksiądz Profesor powiedzieć wiernym?

Że Kościół pozostaje Kościołem, chcianym i założonym przez Chrystusa.  Słabym, grzesznym, ale też świętym, bo mającym źródło w Bogu samym. Nie my wymyśliliśmy Kościół i nie my Go zakładaliśmy. I nie my daliśmy się ukrzyżować również za jego, Kościoła, grzechy. Kościół jest naszą współczesnością z Jezusem – innej nie ma. Radzę: przede wszystkim dbajmy o własne serce, prowadźmy głębokie życie sakramentalno-modlitewne, dbajmy o czynienie dobra, o wewnętrzną prostotę, bo być może grzechy w Kościele są monstrualną szatańską pokusą, w której chodzi o to, byśmy całą swoją wewnętrzną uwagę skierowali na zło. Żebyśmy się nim ekscytowali, by nas odwiodło od esencji życia Kościoła: od cichego dobra babć odmawiających różaniec, od dzieci zachwyconych pierwszą Komunią, od ofiarności, od prostej miłości proboszcza do parafian, od młodych zafascynowanych Jezusem... Zło nie może zdominować naszego duchowego horyzontu. Tylko dobro jest warte życia, zło jest niczym.

Rozmawiał: Ireneusz Stajer
Źródło: Tygodnik Regionalny „Nowiny” w Rybniku, enowiny.pl.

« 1 »

reklama

reklama

reklama