Kiedy liczba ofiar koronawirusa zmierzała do 150 tys., odprawiane były specjalne nabożeństwa i wznoszone modlitwy do świętych. Dziś liczba zmarłych zbliża się do 1,1 mln osób, a martwimy się głównie o higienę i dystans społeczny.
Zostaliśmy sprowadzeni do biologii. W kwestii epidemii i zagrożeń koronawirusem ratunek widzimy w medycynie. Może jeszcze w pieniądzach, które mają przyspieszyć stworzenie szczepionki.
Mało tego, dyskusja w większości jest zorientowana na przeciwstawienie argumentów racjonalnych wierze i aspektom religijno -filozoficznym. Bardziej chodzi o ośmieszenie wiary niż dyskusję i poszukiwanie sposobów zrozumienia świata. Eksponuje się w niej przykłady księży negujących i lekceważących zagrożenie wirusem, wypędzających go wodą święconą i demonstracyjnie odrzucających środki zapobiegawcze, mimo jasnego stanowiska Kościoła o konieczności zwracania szczególnej uwagi na aspekt higieny i dystansu społecznego.
Mamy dyskusję o sposobie przyjmowania Eucharystii, w której w zasadzie brzmią głosy skrajne. Albo ślepa wiara, będąca zamiennikiem rozumu, albo skrajny racjonalizm negujący ducha i wiarę. Nie dociera głos, który pozwoliłby tym dwu światom, dziś coraz bardziej rozłącznym, choćby swobodnie przenikać się. Wszak nie kwestionujemy oczywistej obserwacji, że człowiek to nie tylko ciało, lecz także duch.
Rozum i statystyka
Na świecie umowną datą, kiedy rozpoczęła się pandemia był 11 marca 2020 roku. Wtedy Światowa Organizacja Zdrowia uznała zachorowania na Covid-19 za pandemię. Było to mniej więcej tydzień po tym, jak na świecie odnotowano pierwsze 100 000 przypadków osób zakażonych.
Szczyt pierwszej fali zachorowań wypadł w połowie kwietnia, czyli po około miesiącu od ogłoszenia pandemii. Śmiertelność w tych szczytowych dniach pierwszej fali była na poziomie 8 263 – 8 516 ofiar dziennie. Średnia 7-dniowa liczba ofiar koronawirusa w tej fali wyniosła 7 075 osób. Liczba zakażeń, czyli osób u których stwierdzono pozytywny wynik testu na koronawirusa, to było około 80 000 zakażonych średnio w ciągu 7 dni. Wskaźnik śmiertelności wynosił ponad 8%. Obecnie notujemy średnią siedmiodniową zakażeń na maksymalnych poziomach sięgających 334 141 osób z pozytywnym wynikiem testu. To ponad 4 razy więcej niż na wiosnę.
Jednocześnie od wiosny, pomimo wzrostu liczby zakażeń i wejścia w drugą falę pandemii, liczba ofiar nie przekroczyła tamtych wartości. 11 sierpnia zanotowaliśmy lokalny szczyt śmiertelności w fali drugiej. Wtedy średnia 7-dniowa wyniosła 6 002 zmarłych. Obecnie nie przekracza 5 340. To odpowiednio 30% mniej niż na wiosnę, a obecnie 36% mniej niż w szczycie wiosennej epidemii.
Można powiedzieć, że krzywa śmiertelności spada mimo wzrostu liczby zakażeń. Można to tłumaczyć mutowaniem wirusa i jego mniejszą „zjadliwością” albo większą liczbą wykrywanych przypadków bezobjawowych. Zapewne można znaleźć wiele innych racjonalnych argumentów potwierdzających przedstawione obserwacje.
Wiara
15 marca tego roku papież Franciszek udał się do bazyliki Santa Maria Maggiore w Rzymie, aby modlić się do patronki Wiecznego Miasta, Matki Bożej Salus Populi Romani, o ustanie pandemii. Była niedziela po południu. Szczyt, jak się okazało, pierwszej fali pandemii koronawirusa. Choć papieska wizyta miała charakter prywatny, to jednak widok Ojca Świętego, który pustymi ulicami Rzymu i pieszo dotarł do kościoła San Marcello al Corso, wywołał poruszenie. Tam modlił się żarliwie przed cudownym krucyfiksem, który w 1522 r. był niesiony w procesji przez dzielnice miasta, aby ustała w Rzymie „Wielka zaraza”.
Tydzień później, już razem z wiernymi z całego świata, podczas nabożeństwa online, papież modlił się na dziedzińcu placu św. Piotra i udzielił błogosławieństwa Urbi et Orbi. Intencją było błaganie Boga o miłosierdzie dla ludzkości pogrążonej w pandemii koronawirusa.
W miesiąc po tych zdarzeniach, pomiędzy 15 a 17 kwietnia 2020 roku, odnotowaliśmy szczyt zakażeń w pierwszej fali koronawirusa. Mimo, że pandemia trwa, to jednocześnie śmiertelność w następstwie zakażenia koronawirusem i choroby Covid-19 jest znacznie mniejsza i nie osiągnęła dobowych wartości z pierwszej fali. To dziwne, bo obecnie skala zakażeń jest ponad czterokrotnie wyższa niż w trakcie pierwszej fali. W skali świata przekłada się to na tysiące istnień ludzkich każdego dnia. Z moich wyliczeń wynika, że gdyby utrzymał się wskaźnik śmiertelności z pierwszej fali, to obecnie na Covid-19 umierałoby dziennie prawie 30 000 osób więcej niż obecnie.
Bez wiary rozum prowadzi na manowce
Mimo, że pandemia ma się dobrze, liczba zakażonych każdego dnia notuje kolejne rekordy, to już tylko gdzieniegdzie pobrzmiewają jeszcze nieśmiałe nawoływania do modlitwy. W większości zapomnieliśmy już o modlitwach do św. Sebastiana, św. Rocha, św. Antoniego, czy św. Rozalii – świętych ratujących od zarazy. Wołanie o modlitwę pojawia się zaraz po tym, jak przywołane zostaną wszystkie zalecenia sanitarne i zasady ograniczające dostęp do sakramentów i działalność parafii.
W natłoku wszystkich innych informacji wołanie o modlitwę o uwolnienie świata od pandemii i jej skutków słychać bardzo słabo. Jest wezwanie biskupa płockiego do ustawienia krzyży morowych, przy których byłaby możliwość modlitwy do Zbawiciela świata o miłosierdzie i ocalenie. Czy zostanie podjęte, skoro proboszczom sugeruje się, że „warto rozważyć możliwość” ich ustawienia?
Wszyscy ochrzczeni jesteśmy wezwani do dawania świadectwa swojej wierze. Nie wbrew rozumowi, ale w zgodzie z nim. Wiara Kościoła pomaga ludziom myśleć, więc dajmy jej świadectwo w tych trudnych czasach – z tą samą gorliwością módlmy się i nośmy maseczki.