Jezus triumfujący, czyniący cudowne znaki, uzdrawiający jest nam zwykle bliższy niż Jezus cierpiący, wyśmiewany, biczowany i opluwany. Pytamy samych siebie, czy rzeczywiście te męki były konieczne? Czy rzeczywiście Bóg nie mógł wybrać innej drogi zbawienia rodzaju ludzkiego?
Dzisiejszy fragment Ewangelii rozpoczyna się od słów: „Wszyscy pełni byli podziwu dla wszystkich czynów Jezusa” (Łk 9,43). Jezus stawał się znany głównie z racji na cudowne znaki, dokonywane najczęściej w obecności uczniów i tłumów. Z opisu św. Łukasza wynika, że Jezus nie tak dawno uciszył burzę, uwolnił opętanego Gerazeńczyka, uzdrowił cierpiącą na krwotok, wskrzesił córkę Jaira, rozmnożył chleb, przemienił się na górze Tabor w obecności Piotra, Jana i Jakuba, uzdrowił opętanego epileptyka. Nic dziwnego, że wszyscy „osłupieli ze zdumienia nad wielkością Boga” (Łk 9,43).
Można powiedzieć, używając modnego dzisiaj powiedzenia, że Jezus był u szczytu sławy. Zresztą ludzie szli za Nim tłumnie nie tylko z racji na dokonywane cuda, ale także dla Jego wyjątkowego nauczania i szczególnej zgodności między słowami i czynami, jaką łatwo dostrzegali w Jego sposobie życia. I to właśnie w tym momencie wielkiej „popularności” Jezus wypowiada słowa, które z pewnością zaskoczyły wielu: „Weźcie wy sobie dobrze do serca te słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi” (Łk 9,44). Być może niektórzy z apostołów przypomnieli sobie inne słowa Zbawiciela wypowiedziane przecież nie tak dawno, zaraz po wyznaniu wiary ze strony św. Piotra, po którym Jezus dodał: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; zostanie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie” (Łk 9,22).
Jezus, jako doskonały pedagog, chciał przygotować swoich uczniów na to wszystko, co Go czekało, a czego oni ani nie przewidywali, ani nie byli w stanie pojąć. Już teraz im zapowiada, że czas chwały, popularności i sławy przeminie, a przyjdzie dzień męki i śmierci. Św. Łukasz w bardzo zwięzły sposób opisuje ich postawę: „Lecz oni nie zrozumieli tego powiedzenia; było ono zakryte przed nimi, tak że go nie pojęli, a bali się zapytać Go o to powiedzenie” (Łk 9,45).
Jezus triumfujący, czyniący cudowne znaki, uzdrawiający jest nam zwykle bliższy niż Jezus cierpiący, wyśmiewany, biczowany i opluwany. Pytamy samych siebie, czy rzeczywiście te męki były konieczne? Czy rzeczywiście Bóg nie mógł wybrać innej drogi zbawienia rodzaju ludzkiego? Jeszcze częściej pojawiają się te i podobne im pytania, gdy nas samych albo naszych bliskich dotyka bezpośrednio cierpienie, zwłaszcza jeśli nie poczuwamy się do winy i widzimy jak inni, którzy niekiedy szydzą z krzyża Chrystusa, unikają takich sytuacji. Chrystus pokazał nam, że każdy z nas, jeśli chce być Jego uczniem, musi przejść przez to doświadczenie, które jest jak ogień – przynoszący cierpienie i oczyszczający zarazem – i prowadzące do nieprzemijającego szczęścia.
ks. Waldemar Turek