„Jestem osobą wierzącą, moja mama nakręciła film o Stanisławie Leszczyńskiej (..). A ona w obozie była aniołem dla matek (…) To jest przecież nasza rodzina. Ciocia mojej mamy. Dlatego sama nie zdecydowałabym się na aborcję. Ale szanuję to, że ktoś może mieć inne zdanie” – powiedziała Anna Lewandowska.
Żona Roberta Lewandowskiego w wywiadzie dla „Wprost” podkreśliła, że zabiera głos w ważnych sprawach, ale robi to delikatnie, bo nie chce nikomu narzucać własnego zdania.
„Na stories zabrałam stanowisko zarówno w sprawie sytuacji rodzin na granicy, jak też Polexitu. Po prostu zrobiłam to delikatnie. Wolę sugerować, jakie mam zdanie, niż je wykrzykiwać albo komuś coś narzucać. Kiedy zdarzało mi się to robić mocniej w przeszłości, to mój głos bywał przeinaczany” – powiedziała.
Dodała, że miała okazję doświadczyć, jak w Internecie łatwo manipuluje się słowami. Tak było w przypadku jej wypowiedzi o Strajku Kobiet.
„Tak jak w przypadku Strajku Kobiet. Kiedy wybuchły protesty, to napisałam, że politycy nie powinni wkraczać w pewne obszary życia. Jak dodałam ten post, to reakcje były pozytywne, że «Ania wspiera kobiety», że «Ania udzieliła poparcia». A dzień później, chociaż nic nowego nie napisałam, było już zupełnie inaczej, że ja się nie utożsamiam, że powinnam była jeszcze bardziej wesprzeć. Nie cofnęłabym swojego ruchu, ale dużo mnie to wtedy nauczyło, jak słowo może być zmieniane, manipulowane”.
Sportsmanka zaznaczyła, że sama jest osobą wierzącą i nie zdecydowałaby się na aborcję.
„Jestem osobą wierzącą, moja mama nakręciła film o Stanisławie Leszczyńskiej, której dr Mengele kazał w Auschwitz zabijać każde nowo narodzone dziecko. A ona w obozie była aniołem dla matek, odebrała 3 tys. porodów. To jest przecież nasza rodzina. Ciocia mojej mamy. Dlatego sama nie zdecydowałabym się na aborcję. Ale szanuje to, że ktoś może mieć inne zdanie” – powiedziała.
Źródło: wprost.pl