Gdyby tylko Bóg był podobny do nas ludzi, ale nie: On woli zwracać się do nas cicho i po imieniu, jak do Marii Magdaleny w wielkanocny poranek, cały czas ryzykując, że nie usłyszymy Jego głosu i pomylimy Go z ogrodnikiem.
Pełny tekst czytań wraz z komentarzem >>
Mario!
Udaj się do moich braci i powiedz im. W czasie swojej ziemskiej wędrówki Pan Jezus wielokrotnie przekraczał przepisy żydowskiego Prawa: nie dbał o czystość rytualną, przebywał w podejrzanym towarzystwie (samarytanka, celnicy), łamał szabat, itp. Jednak dzisiaj, przy pustym grobie, jego wolność względem obowiązujących norm osiąga apogeum! Oto na pierwszego świadka zmartwychwstania, czyli na świadka najważniejszego wydarzenia w dziejach ludzkość, Pan Jezus wybiera – uwaga – kobietę! Wiemy, że w ówczesnym świecie kobieta miała najniższy status społeczny, podobnie jak niewolnicy i dzieci. Kobieta nie mogła chodzić do szkoły, brać udziału w życiu publicznym, nie mogła być powoływana do sądu na świadka. Jezus tymczasem powołuje kobietę na świadka zmartwychwstania! I to jaką kobietę! Wieśniaczkę z Magdali! Już sam brak imienia męża czy ojca przy jej imieniu, jak było wówczas w zwyczaju, może sugerować, że była to kobieta żyjąca samotnie, kobieta z której wypędzono „siedem złych duchów”, które obojętnie jak będą interpretowane, czy jako choroba psychiczna czy też jako moralna rozwiązłość, wskazują, że była to kobieta z tzw. „przeszłością”. A jednak, na przekór temu wszystkiemu, to właśnie z niej Jezus czyni zwiastunkę zmartwychwstania i „Apostołkę Apostołów”. Jakby chciał nam przez to powiedzieć, że w jego oczach nie ważna jest pozycja społeczna, zajmowane stanowisko, ba, nie jest ważna nawet nasza przeszłość, nawet ta najbardziej niechlubna. Dla Niego liczy się tylko to, kim jesteśmy w tej chwili.
Nie zatrzymuj Mnie. Zwróćmy uwagę, że podczas spotkania z Marią Magdaleną Pan Jezus ani jednym słowem nie wraca do przeszłości, do wspólnych przeżyć, do tamtych dni … Nie, chrześcijaństwo nie jest klubem kombatantów wspominających dawne, chlubne dzieje. Kto w ten sposób postrzega wiarę „zatrzymuje” zmartwychwstałego Jezusa, który pragnie wszystkich nas wprawiać w ruch: Marię Magdalenę posyła więc do swoich braci, Apostołów wysyła do Galilei, a nas?
Mario! Pogrążona w żałobie Magdalena nie rozpoznała Jezusa. Dopiero na dźwięk jego znajomego głosu, wypowiadającego jej imię, otwarły się jej oczy. Każdego z nas, jak Marię Magdalenę, Jezus woła po imieniu. Nie jesteśmy dla Niego masą, rzeszą, tłumem. Powiedział ktoś, że gdyby Bóg podobny był do nas ludzi, już dawno poradziłby sobie z naszą obojętnością, bezbożnością i lekceważeniem Jego praw. Wystarczyłoby, gdyby podniósł temperaturę na ziemi o kilka stopni. Wtedy roztopiłyby się lodowce, wezbrały morza, katastrofa. Widmo potopu sprawiłoby z pewnością, że kościoły zapełniłyby się wiernymi, a do konfesjonałów ustawiły kolejki. Gdyby tylko Bóg był podobny do nas ludzi, ale nie: On woli zwracać się do nas cicho i po imieniu, jak do Marii Magdaleny w wielkanocny poranek, cały czas ryzykując, że nie usłyszymy Jego głosu i pomylimy Go z ogrodnikiem.