„On przede wszystkim dostrzegał człowieka” – wspomina Anna Rastawicka, która przez 12 lat współpracowała z kardynałem Stefanem Wyszyńskim.
Wspomnieniami o Prymasie Tysiąclecia Anna Rastawicka dzieli się w wyprodukowanym przez Fundację Opoka filmie „Będziesz miłował” oraz towarzyszącym mu albumie.
„Ksiądz prymas Wyszyński był człowiekiem ogromnej kultury, był człowiekiem, który potrafił rozmawiać z każdym: z dzieckiem, które przyszło do niego, z ministrem, z ambasadorem on przede wszystkim dostrzegał człowieka” – opowiada A. Rastawicka.
Jak mówi, prymas był człowiekiem „z jednej strony bardzo dostojnym – budził respekt, a z drugiej strony bardzo prostym”. Wspomina m.in., jak kard. Wyszyński dbał o gości w czasie wspólnych posiłków. „Podczas obiadu troszczył się o gości, wskazując, żeby każdy sobie nałożył na talerz; po posiłku obierał jabłka, częstował. Starał się o to, żeby w czasie posiłku była pogodna atmosfera” – opowiada.
Prymas przy posiłkach unikał rozmów o poważnych tematach – uważał, że to źle wpływa na trawienie... Zdaniem Anny Rastawickiej był jednak jeszcze jeden powód takiego zachowania. „Ksiądz Prymas miał świadomość inwigilacji, miał świadomość, że wszystko, co mówimy, jest nagrywane i nie chciał narażać ludzi” – tłumaczy współpracowniczka kardynała.
Spotkanych ludzi prymas zarażał swoim spokojem. „Ludzie nieraz przychodzili z ogromnym niepokojem, pytając: «Eminencjo, to co teraz z nami będzie?» A ksiądz prymas odpowiadał: «Tylko Bóg na pewno będzie i my w Nim». Ten jego spokój udzielał się ludziom” – podkreśla A. Rastawicka.
Jak mówi, kard. Wyszyński „nigdy nie panikował, nigdy nie poddawał się jakiemuś zniechęceniu, rozpaczy, narzekaniu, wszystko to przyjmował z ogromnym spokojem, chociaż go to bolało, chociaż go to kosztowało”.
Na co dzień, jak opowiada Anna Rastawicka, widać było pracowitość kard. Wyszyńskiego. „Nieraz po śniadaniu zdarzało mi się wejść do pokoju, gdzie pracował ksiądz prymas, na stole leżał stos listów, maszynopisów, spraw. Zastanawiałam się: «Boże, kiedy ten człowiek to wszystko opracuje?». Kiedy do pokoju wróciłam za godzinę, półtorej, wszystko było przesegregowane, wszystko było ułożone” – mówi.
Ogrom pracy, jaką wykonywał, zdumiewa tym bardziej, że prymas nie był mocnego zdrowia, uważał na siebie. „Jeszcze bardziej widoczne to było w czasie wolnym. Podczas wakacji przyjeżdżał do nas kardynał Wojtyła, by pograć w piłkę. Prymas Wyszyński trzymał zegarki, sędziował, ale sam nigdy nie grał. Przez te wszystkie lata nigdy nie widziałam, żeby też biegał. Owszem, chodził raźnym krokiem, dużo spacerował, czy to był wiatr, czy deszcze padał na Bachledówce koło Zakopanego, ale nigdy nie widziałam, żeby chociaż kawałek podbiegł” – wspomina A. Rastawicka.
Ze względu na słabe zdrowie zastanawiano się przecież, czy przyszłego błogosławionego dopuścić do święceń.
„On sam mówił, że nie żyje o własnych siłach. Boża pomoc nigdy go nie opuszczała, z niej brał także ten pokój, którym emanował” – mówi A. Rastawicka i dodaje, że kard. Wyszyński był człowiekiem, który nosił w sobie Boga. „Ta Boża siła z niego emanowała, dlatego on był kimś nadzwyczajnym, dlatego go nazywamy: prorokiem, mężem stanu, ojcem narodu, bo on tę Bożą siłę w sobie miał”.