Kobiety z dziećmi przyjeżdżają z Ukrainy do Polski przez przejścia graniczne w województwie lubelskim. Mężczyźni wracają do rodzin pozostawionych w kraju. W rozmowach z podróżnymi dominuje niepokój o losy najbliższych.
Na parkingu supermarketu w Lubyczy Królewskiej położonej kilka kilometrów od polsko-ukraińskiego przejścia granicznego w Hrebennem, reporter PAP spotkał w czwartek Wierę, która pochodzi z ukraińskiej Rawy Ruskiej.
"Na Ukrainie dzieje się bardzo źle" – powiedziała z wyraźnym smutkiem w głosie. Wyjaśniła, że od roku jest obywatelką Polski i mieszka niedaleko granicy. Na Ukrainie mieszka jej matka, syn, synowa i wnuki.
Zapytana o nastroje członków rodziny odpowiedziała, że wszyscy są zaniepokojeni.
"Obawa jest cały czas. Synowa mówiła, że władze zawiadamiają mężczyzn od 18 do 60 roku życia, żeby zgłaszali się do jednostek wojskowych. Z tego, co wiem, nie jest to przymusowe" – przyznała Wiera.
"W razie czego syn zostaje na Ukrainie, a synowa z wnukami przyjedzie do Polski. Dokumenty już mają spakowane" – dodała.
Rodzina Wiery mieszka w okolicy Rawy Ruskiej. W pobliżu miejscowości, między Niemirowem a Iwano-Frankowskiem, znajduje się poligon wojskowy.
"Przed chwilą rozmawiałam z synową. Powiedziała, że z poligonu robią dyslokację wojsk. Przez wioskę cały czas jedzie wojsko, latają samoloty. Wiadomo, że Putin najpierw atakuje lotniska i bazy wojskowe" – stwierdziła kobieta.
Jej rodzina jest zaniepokojona problemami z dostępem do informacji o sytuacji na Ukrainie. "Jak się zaczęło (działania wojenne – PAP), to odłączyli im internet, żeby ludzie nie panikowali. Rano z trzy godziny nie było internetu. Ludzie nie wiedzieli, co mają robić" – powiedziała.
W Dorohusku, gdzie znajduje się duże przejście graniczne, na postoju w pobliżu kantoru reporter PAP spotkał Lubow, która przyjechała do Polski z zachodniej Ukrainy.
"Boimy się wojny. U nas przy granicy tanki już jeżdżą po ulicy" – powiedziała reporterowi PAP.
Zwróciła uwagę na doniesienia o rosyjskich atakach na obiekty w Łucku i w okolicach Lwowa. "Mam znajomą we Lwowie i powiedziała mi, że koło miasta zaatakowali skład amunicji" – dodała.
Wyjaśniła, że do Polski przyjechała do pracy. "Zezwolenie na pracę w Polsce mam ważne od 1 marca, ale ze względu na sytuację na Ukrainie przyjechałam już dziś" - przyznała.
Na drodze prowadzącej do przejścia granicznego w kilku grupach stało kilkunastu mężczyzn z walizkami i torbami. Jeden z nich, zapytany przez reportera PAP o cel podróży odpowiedział, że wraca z pracy w Polsce na Ukrainę.
"A co mam robić? Żona i dzieci zostały na Ukrainie. Wracam i nie wiem, co będzie dalej" - odpowiedział mężczyzna, który przedstawił się, jako Iwan. Następnie z emocji zawiesił głos i zakończył rozmowę.
Niedaleko przejścia granicznego znajduje się także sklep spożywczy, w którym pracuje mieszkająca niedaleko Dorohuska Bożena Hajduk. Powiedziała, że przez sklep przewija się wielu obywateli Ukrainy.
"Widać w ich oczach strach, przerażenie, łzy" – przyznała. "Rano było sporo kobiet z dziećmi z Łucka. W nocy słyszały bombardowanie lotniska, od którego szyby im z okien powypadały, więc wzięły dzieci i uciekły do rodziny w Polsce" – powiedziała.
"Chłopaki czekają tu na swoje żony, ściągają je z Ukrainy i jadą dalej do Polski, i do Niemiec" – dodała.
W czwartek wieczorem rzecznik Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej kpt. Dariusz Sienicki poinformował PAP, że na polsko-ukraińskiej granicy jest w miarę spokojnie, a przejścia graniczne działają.
Podczas konferencji prasowej w Dorohusku komendant Placówki SG w Dorohusku ppłk Sławomir Gontarz poinformował, że podległe mu przejścia graniczne funkcjonują w pełnym zakresie, całodobowo. "Zauważalny jest nieznaczny wzrost przybywających na terytorium Polski podróżnych" – powiedział.
Granica polsko-ukraińska w województwie lubelskim liczy 296 km. W regionie funkcjonują cztery przejścia graniczne z Ukrainą: w Dorohusku, Hrebennem, Dołhobyczowie i Zosinie. Pojazdy ciężarowe odprawiane są na dwóch: w Hrebennem i Dorohusku. Do tego jeszcze funkcjonują dwa przejścia kolejowe (Dorohusk, Hrubieszów).
Zamieszczone na stronach internetowych portalu https://opoka.org.pl/ i https://opoka.news materiały sygnowane skrótem „PAP" stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazami danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Fundację Opoka na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.