„Tylko wolność prawdy jest prawdziwą wolnością. To bardzo ważna lekcja dla naszego świata, który pragnie wolności, lecz traktuje prawdę jako przeciwieństwo wolności” – mówił w dniu pogrzebu Benedykta XVI ks. Jerzy Szymik, który wygłosił homilię w katowickiej katedrze.
Homilia w dniu pogrzebu Benedykta XVI – Katowice, Katedra, 5. 01. 2023
1 J 3,11-21; J 1,43-51
Ukochani w Chrystusie Panu, Pasterze nasi, Siostry, Bracia!
„Dzieci, miłujmy prawdą” – to św. Jan, sprzed chwili. Dodaje, że właśnie po tym, po miłowaniu czynem i prawdą, „poznamy, że jesteśmy z prawdy, i uspokoimy przed Nim nasze serca”. Kochać prawdą – oto zadanie.
Cooperatores Veritatis, współpracownicy prawdy – tak brzmiało zawołanie biskupie i papieskie Benedykta XVI. Zaczerpnął je z Trzeciego Listu św. Jana. To tam, w ósmym wierszu listu, jest mowa o wspólnej pracy dla prawdy i tam w przekładzie Wulgaty pojawia się ów zwrot: cooperatores veritatis.
Rzeczywistość prawdy była dla zmarłego Papieża czymś absolutnie fundamentalnym – mówiąc Janem: kochał nas prawdą. Dlatego proponuję byśmy poświęcili te chwile, ten namysł nad Słowem Bożym, Benedykta XVI rozumieniu prawdy. A właściwie paru tezom jego poglądu na temat współczesności kwestii prawdy. Ufam, że chciałby takiego kształtu dzisiejszej naszej modlitwy.
Mówił, że nadzieja chrześcijańska płynie stąd, że wiara mówi prawdę. To istota sprawy. Ale, pytał, czym właściwie jest „chrześcijańska aspiracja do prawdy”? Wyższościową uzurpacją? Brakiem szacunku i pokory wobec innych? Arogancją z ignorancji (dyletanctwem, brakiem elementarnej wiedzy na temat nieusuwalnych komplikacji i trudności w docieraniu do prawdy – jeśli ta w ogóle istnieje; trudności, które czynią „docieranie do prawdy” praktycznie niemożliwym, a na pewno nieudowadnialnym)? Ciemnogrodzkim zamachem na tolerancję i pluralizm? Czy prawda jest dostępna człowiekowi? Czy opłaca się jej szukać? Czy jest w niej ratunek, czy też przeciwnie: pożegnanie się z pytaniem o prawdę jest prawdziwym wyzwoleniem człowieka otrząsającego się ze spekulatywnych mrzonek i biorącego w końcu sprawy w swoje ręce?
Jak to jest w rzeczywistości? Jak się rzeczy faktycznie mają? Jaka jest prawda?
Dominujące stanowisko nowożytnej filozofii, jej najgłośniejszego i najbardziej wpływowego nurtu, można określić najłagodniej jako sceptycyzm wobec istnienia i poznania prawdy. Jest tak od nominalizmu przynajmniej, poprzez kartezjanizm, kantyzm, filozofię oświecenia, XIX i XX wieku po postmodernistów. Dzisiaj w sferze nauki i etyki (moralności publicznej) koncepcja prawdy (a stąd i wolności) XVIII-wiecznego oświecenia stanowi nadal podstawę dominujących kultur filozoficznych i politycznych Zachodu. A pytanie o prawdę, niegdyś fundujące uniwersytety, zostaje na nich marginalizowane albo wręcz z nich usuwane jako „nienaukowe”. Roszczenie do poznania i wyrażania prawdy jako wspólnej i stąd wiążącej wielkości ukazuje się jako anachronizm i sprzyjająca fundamentalizmom wszelkiej maści tendencja, jako „dziwaczna średniowieczna arogancja”.
Gwałtowność i zawziętość, z jaką stanowisko to jest głoszone, a zwłaszcza bronione poprzez zwalczanie przeciwnego (co dzieje się szczególnie w przestrzeni akademickiej i medialnej), misyjna, wręcz neoficka nieraz żarliwość, z jaką jest propagowane i uznawane za bezdyskusyjne – zastanawia. Benedykt XVI twierdzi, że dzieje się tak dlatego, iż w grę wchodzą (naj)„głębsze warstwy duchowe”, a mianowicie: „podejrzenie, że prawda istnieje” i że jest rozpoznawalna. I że przez sam ten fakt jest wymaganiem, niebezpiecznym atakiem na styl mojego życia. „Przeciwko temu należy się bronić z pasją, która powstaje tam, gdzie się jest dotkniętym w najgłębszej części egzystencji”. Celnie. Najprościej rzecz ujmując: w walce z prawdą chodzi o strach przed nawróceniem.
Tymczasem potrzebujemy obecności Prawdy w centrum budowanego przez nas świata. Świat bez prawdy zamienia się w nieobliczalną (bo prędzej czy później opartą na fałszu – on wejdzie w puste miejsce po prawdzie) i okrutną w swym interesownym panegotyzmie (tym groźniejszym, im bardziej zakamuflowanym) władzę relatywizmu, gdzie granice między dobrem a złem ustalają silniejsi lub opinia przypadkowej większości, np. parlamentarnej. Nawet chrześcijańska miłość bez prawdy stanie się jedynie magazynem dobrych intencji i uczuć, pożytecznych, ale marginalnych, nieprzekraczających tego, co jedynie sentymentalne i emocjonalne.
Dlatego potrzebujemy powrotu do tego, co prowokacyjnie nazywał „naiwnością chrześcijańską” a która polega na tym, że dla niej problem prawdy jest nadal aktualny oraz że wiedza odnosi się do prawdy. Potrzebujemy starego chrześcijańskiego przekonania, że prawdę można poznać; nie: wytworzyć, zawłaszczyć, zagarnąć, użyć przeciw innym, manipulować nią – ale poznać, z całą pokorą i poczuciem ułomności tego poznania, jak wszystkiego, co ludzkie. Ale jednak, z wiarą w Stworzyciela i z dumą z człowieczeństwa: poznać. Prawda jest i jest dosiężna.
Największym fałszem relatywizmu jest to, iż ślepotę człowieka wobec prawdy uznaje on apriorycznie za rzecz nieprzezwyciężalną. Pisał tak: „Dzisiaj dyskwalifikowanie jako zarazem naiwnych i aroganckich tych ludzi, którym można przypisać przekonanie o «posiadaniu» prawdy, stało się swego rodzaju sloganem. Twierdzi się, że tacy ludzie są niezdolni do dialogu, a zatem nie można ich ostatecznie traktować poważnie. Prawdy nikt bowiem nie «posiada». Wszyscy mogą jej tylko poszukiwać. Trzeba jednak zapytać: cóż to za poszukiwanie, któremu nigdy nie wolno dojść do celu? […] zarzut arogancji należy odwrócić: czy twierdzenie, że Bóg nie może nam dać daru prawdy, że nie może nam otworzyć oczu, nie jest wyrazem arogancji? Czy powiedzenie, że urodziliśmy się ślepi i prawda nie jest naszą sprawą, nie jest wyrazem pogardy dla Boga? Czy uznanie nas za skazanych na błądzenie w ciemności nie jest degradacją człowieka i jego tęsknoty za Bogiem? Wszystko to prowadzi do rzeczywistej arogancji, która polega na tym, że to my chcemy zająć miejsce Boga i określać, kim jesteśmy, co mamy robić, co chcemy uczynić z siebie i ze świata. Poznanie i poszukiwanie nie wykluczają się nawzajem”.
Co to znaczy zatem? Czym/kim prawda jest? Co/kto jest prawdą? Powtórzmy i najsłynniejsze z tej serii pytań, jakie ktokolwiek komukolwiek kiedykolwiek ktoś zadał: „Cóż to jest prawda?” (J 18,38). Odpowiedź: „Ja jestem prawdą” (J 14,6).
Odpowiedź ta jest nie tylko wszystkim, co na temat prawdy ma do powiedzenia chrześcijaństwo, ale i kamieniem węgielnym chrześcijańskiej wiary: nie jest ona pięknym, choć nieostrym konturem ukrytym za woalką mitu, ani magazynem dobrych uczuć, niepewnym samego siebie poprawianiem niedoskonałego świata, pozytywną ideą „jak inne”. Nie, wiara chrześcijańska ma rzeczywistą podstawę, jej nadziejorodna siła bierze się z prawdy. Bo to On, Wcielony Boski Logos (każde z tych trzech słów jest tu istotne) – podstawa logiki chrześcijańskiej wiary – jest prawdą. Oto fundament wszystkiego, co chrześcijańskie i w ogóle wszystkiego. To jeden i ten sam fundament. Pisał: wiara chrześcijańska „nie jest częścią szczególnego obyczaju kulturowego, innego w każdym narodzie, ale należy do sfery prawdy, dotyczącej w równym stopniu wszystkich ludzi”, nie tylko chrześcijan. Wiara chrześcijańska ma dostęp do najgłębszej, ostatecznej rzeczywistości – do prawdy o tym, jak się rzeczy mają. Czyli do odpowiedzi na pytanie, jak to rzeczywiście jest ze mną, z nami, ze światem. Bo nie milczenie – jak chcą gnostycy wszystkich epok – ale Słowo (Logos) jest „ostateczną rzeczą” daną nam przez Boga.
„Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” (J 18,37). I to też będzie przyczyną Jego śmierci: „usiłujecie Mnie zabić, człowieka, który wam powiedział prawdę usłyszaną u Boga” (J 8,40). Jezus umiera, ponieważ przypuszczono atak na prawdę; Jego posłuszeństwo jest trwaniem przy prawdzie przeciw spiskowi kłamstwa. Nie zniesie bowiem prawdy nigdy żadne kłamstwo: musi się albo nawrócić, albo zagipsować usta proroka.
I dokładnie na tym polegał problem Wielkiego Papieża. Miał mówić to, co chcą, by mówił, co potwierdza ich poglądy i sposób życia, przemilczając to, co niewygodne, wybierając tylko niektóre puzzle z podkręconej na potrzeby (po)nowoczesności Ewangelii… Za godziwą, ich zdaniem, cenę: nieco bielszego PR, odroczenia medialnej egzekucji, przymrużenia oka na tzw. „gafy”… Benedykt XVI miał odwagę (i czelność) rzucić w twarz potęgom współczesności tezę, której absolutnie głosić nie wolno pod najwyższą karą wykluczenia, cywilnej śmierci i wtrącenia do lochu dla oszołomów. Teza brzmi: „modernizacja, globalizacja i innowacyjność nie są Bogiem; Bogiem jest jedynie Bóg”. Modernizacja jest dobra jeśli służy sprawie z Bogiem. Tylko wtedy przyniesie ona człowiekowi dobro. Taka jest prawda.
A tylko ona wyzwala… Tylko wolność prawdy jest prawdziwą wolnością. To bardzo ważna lekcja dla naszego świata, który pragnie wolności, lecz traktuje prawdę jako przeciwieństwo wolności. Tymczasem prawdy i wolności oddzielić się od siebie nie da i nie wolno, pod groźbą utraty obydwu.
Cóż, Jezus-Prawda usłyszał „Precz! Precz!” (J 19,15). Ale „precz” wobec prawdy źle się kończy dla tak wołających. Jest ona niezastępowalna niczym. Papież cytuje Carla Friedricha von Weitzsäckera, prezydenta Niemiec: „Sądzę, że na dłuższą metę rozwijać się może jedynie społeczeństwo zorientowane nie na szczęście, lecz na prawdę”.
Przeklęta wolność bez prawdy okazuje się zawsze, prędzej czy później, pseudowolnością niewolników. I ląduje przy świńskich korytach, żywiąc się strąkami przeznaczonymi dla świń, zazdroszcząc im, bo wieprze nie podlegają przekleństwu wolności. W najbardziej wysuniętych do przodu miejscach współczesnego postępu koryta ze strąkami są już zamiast prawdy i wolności.
Benedykt pyta: „Dlaczego stawanie się prawdziwym oznacza stawanie się dobrym? Dlaczego prawda jest dobra – sama w sobie jest dobrem? Dlaczego obowiązuje sama przez się, bez konieczności wykazania się jakąkolwiek celowością?” Dlaczego samo pozbawione sceptycyzmu postawienie pytania o prawdę budzi taki opór, taką furię, a z drugiej strony – takie poświęcenie jej obrońców? Dlaczego najbardziej bezbożne i nieludzkie imperia w dziejach świata były nieodmiennie oparte na gigantycznym kłamstwie? Co jest takiego w prawdzie, że aż tak pociąga człowieczy umysł i serce? Kto tam (w niej) jest? I odpowiada: „Zagłębiwszy się w istotę prawdy, docieramy do pojęcia Boga”. On w niej jest.
Na koniec wróćmy do Ewangelii dzisiejszej. „Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy” (J 1,45). To Filip. „Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym” (J 1,49). To Natanael.
Oto prawda. Oto prawda naszego życia: znaleźliśmy w naszym życiu Syna Bożego, Boga! Jak oni. Cóż to za Łaska nas spotkała... Dotarła do nas korytarzami dziejów i genów, strumieniami krwi męczenników, modlitwami naszych przodków, świętością nie naszą, ostatecznie – decyzją naszego słabego, lecz potężnego Łaską, serca... Mogliśmy przecież w tej chwili czcić księżyc, rozpruwać brzuchy ofiarom bóstw albo wielbić pustkę w którejś z zachodnich metropolii do czasu aż nas złożą w ofierze bogini eutanazji. A dane nam zostało znaleźć Syna Bożego... Lecz nie dla naszej pychy ta Łaska, ale by nawracać siebie i innych. By być współpracownikami prawdy.
Amen
Ks. Jerzy Szymik
Katowice, 5 stycznia 2023 r.