Boże Narodzenie w cieniu Chanuki

W sąsiedztwie ustawionego w Sejmie świecznika chanukowego, który gaśnicą zgasił Grzegorz Braun, znajdował się wizerunek sędziwego rabina. Felietonista Opoki ks. Robert Skrzypczak wyjaśnia, kim jest Menachem Mendel Schneerson z dynastii Lubawiczów, zwany „mesjaszem z Brooklynu”.

Żydowska wrażliwość religijna jest nabrzmiała nadzieją na nowe interwencje Boga w ich dzieje. Poznali oni Boga jako Pana historii, który angażuje się aktywnie na rzecz swego wybranego ludu i przemawia do nich poprzez fakty. Kult religijny Izraela opiera się w całości na wspominaniu wydarzeń minionych w oczekiwaniu na nowe. Ucieleśnieniem nadziei i tęsknot z tym związanych jest mesjasz. W przeciągu długich dziejów narodu wybranego pojawiały się momenty prób, kiedy to oczekiwania słabły, a wydarzenia wytracały kolor. W takich okolicznościach mesjanizm nie ginie, ale się niebezpiecznie mutuje, laicyzując się w negatywnym sensie. Każdy czegoś oczekuje. Jeśli nie jest to już pociecha płynąca Pism, chwała Boża czy też niebiański Wybawiciel, ludzkie ambicje rozpalają oczekiwania polityczne, psychologiczne i marketingowe. Mesjanizm wyprowadza się do strefy profanum. Zmutowany i zsekularyzowany mesjanizm przeradza się w całą masę mikro-mesjanizmów: polityczny, społeczny, konsumpcyjny, albo, nazwijmy go tak: nekrologowy, wychodzący naprzeciw ludzkiemu zamiłowaniu do „świętego spokoju”. Taka smutna konstatacja kazała nieraz wierzyć rabinom, że „Mesjasz nadejdzie wówczas, gdy już nikt nie będzie go oczekiwał”. Sam Jezus też zastanawiał się, czy „Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie” (Łk 18, 8).

Jednakże nadzieja w formie sfrustrowanej nazbyt długo trwać nie może. Lubi wybuchnąć nieraz nostalgią za jakąś osobistością szczególnie obdarowaną, przewodnikiem dusz, który zdoła wyrwać ludzi ze zła tego świata, prowadząc ich ku „ziemi obiecanej”. Należy się temu dziwić? Zapytano pewnego rabina, dlaczego Bóg tolerował tylu fałszywych mesjaszy. Odpowiedział, że podczas nocy Wygnania każdy mesjasz był jak lekarstwo, które pomagało przetrwać, choćby na trochę, koszmary wypędzenia. Na końcu jednak powinno nadejść prawdziwe zbawienie, które powstrzyma wszelki ból.

Przyjąć Mesjasza

Jezus z Nazaretu nigdy nie przypisywał sobie tytułu mesjańskiego. Jan Chrzciciel, trawiony w więzieniu wątpliwościami, pytał Go przez posłańców: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” [Mt 11, 2–6; por. Łk 7, 18]. W odpowiedzi otrzymał radę, by uważnie przyglądał się faktom: „A błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi we Mnie” (Łk 7, 23). Szymon Piotr rozpoznał w Jezusie „Mesjasza, Syna Boga żywego” [Mt 16, 16]. On sam wolał w stosunku do siebie określenie „Syn człowieczy” albo „Sługa”, choć do Jerozolimy wjechał na osiołku jako „Syn Dawida” (Mt 21, 9). Trudniej o bardziej wymowną aluzję.

Po zmartwychwstaniu Jego uczniowie natychmiast rozpoznali w Nim godność mesjańską, czyniąc ją wiodącym motywem przepowiadania. Piotr mówił: „Niech więc cały dom Izraela wie z niewzruszoną pewnością, że tego Jezusa, którego ukrzyżowaliście, uczynił Bóg i Panem, i Mesjaszem” [Dz 2, 36]; ,św. Paweł „oddał się wyłącznie nauczaniu i udowadniał Żydom, że Jezus jest Mesjaszem” [Dz 18, 5]; Apollos „dzielnie uchylał twierdzenia Żydów, wykazując publicznie na podstawie Pism, że Jezus jest Mesjaszem” [Dz 18, 28]. Wypowiadanie w formie łączonej imienia „Jezus Chrystus” nie wskazuje na Jego nazwisko, lecz na tytuł, który na wieki w ustach chrześcijan, i nie tylko, przylgnie do Nauczyciela z Nazaretu. Jezus Chrystus to nikt inny, tylko Jehoszua Mashiach!

My, chrześcijanie, mamy trudność w zrozumieniu, dlaczego Żydzi nie chcą uznać Jezusa. Rzymianie mieli zwyczaj uzasadniania kary podczas egzekucji. Toteż do krzyża Jezusa została przybita tablica z napisem: INRI – Iesus Nazarenus Rex Iudaeorum. Został zatem potępiony jako przywódca żydowski, rywal polityczny, potencjalny wywrotowiec – jednym słowem: jako mesjasz! Dlaczego zatem władze żydowskie okazały się nieprzychylne Jezusowi, podczas gdy sam Piłat, skądinąd gwałtownik, próbował obejść się z Jezusem po przyjacielsku? Lud stał po stronie Jezusa, słuchał Go chętnie. Kto Go chciał zdradzić, robił to potajemnie, z obawy przed tłumem. W czasie krzyżowania ludzie płakali, bili się w piersi.

Problem leży gdzie indziej. Taki Mesjasz jak Jezus nie odpowiada oczekiwaniom wierzącego w Boga ludu wybranego. Zamiast koić, rozdziera żydowskie serca. Nie jest On jedynie królem Izraela i wybawicielem, ale również Barankiem Bożym, który bierze na siebie grzechy innych i za nich umiera. Wiara w cierpiącego Mesjasza jest rdzeniem kręgowym chrześcijaństwa. Tymczasem nic bardziej nie zasługuje na zgorszenie w oczach ludzi jak skandal niezawinionego cierpienia. „My głosimy – mówi św. Paweł – Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków – Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą” (1 Kor 1, 23–24).

 Zgorszenie cierpieniem wywołało w żydowskiej wrażliwości efekt pustki. Nie wolno czynić z cierpienia ideału religijnego przebranego w szaty mesjańskie. Oznacza to apel do walki z wszelkim przejawem ludzkiego nieszczęścia: cierpienie należy zwalczać.

Świeczniki chanukowe dawniej zdobiły prywatne domy wierzących w Boga Żydów, dziś coraz mocniej wdzierają się w przestrzeń publiczną, w miejsca władzy i podejmowania decyzji o naszym świecie. Szopki bożonarodzeniowe, o ile mogą zdobić place i kiermasze, są pozbawiane figur Maryi, Józefa i maleńkiego Jezusa. Zastępują je w nich smerfy, renifery i postaci z filmów. Jednego razu w żłóbku zobaczyłem włożonego szczeniaka. Świat zachodni zapadł na chrystofobię.  Nikt nie czeka na Ukrzyżowanego Syna Bożego.

Nadzieje współczesne zdają się koncentrować już nie na nadejściu pojedynczej osoby Mesjasza, co raczej na pewnej postaci mesjanizmu bez mesjasza. W tym rodzaju myślenia chodzi o ludzką dynamikę zmierzającą do zbudowania własnymi siłami królestwa Bożego tu na ziemi, „królestwa prawdy, sprawiedliwości i pokoju dla wszystkich ludzi, królestwa powszechnego braterstwa” – jak zostało zapisane w Deklaracji Rabinów Amerykańskich The Guiding Principles of Reform Judaism. Nie chodzi w tym wszystkim o negowanie mesjasza, co raczej jego boskiej i nadprzyrodzonej natury.

Czy przesłanie rabbiego Kaduriego zdoła przebić się przez grube warstwy współczesnego uprzedzenia do imienia Jehoszua? Tymczasem Chrystus wciąż wyciąga swe maleńkie rączki z betlejemskiego żłóbka w oczekiwaniu, że kiedyś swe ramiona rozciągnie na krzyżu, by zbawić swą miłością każdego człowieka zamieszkującego ten bezdennie pogubiony świat.

Leon Bloy, francuski myśliciel katolicki, pisał w 1906 roku: „Krew Chrystusa przelana na krzyżu dla odkupienia całego rodzaju ludzkiego, tak samo jak i ta każdego dnia przelewana w niewidzialny sposób w kielichu sakramentu ołtarza jest w sensie przyrodzonym i nadprzyrodzonym krwią żydowską. To wszystko. I nie chcę wiedzieć niczego więcej”. Według niego Chrystus pozostanie ukrzyżowany, dopóki lud hebrajski w Niego nie uwierzy. Tylko on jest w stanie zdjąć Zbawiciela z krzyża.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama