Kościół jest jak port, do którego można zawinąć, gdy w życiu dzieją się złe rzeczy. Pozwala przetrwać sztormy, z których inaczej nie wyszłoby się cało. Wiem, że to trudna droga, wymagająca samozaparcia – powiedział Krzysztof Ziemiec.
W wywiadzie dla portalu Catolico opowiedział o wychowaniu dzieci w wierze, aktualnej sytuacji Kościoła i o tym, dlaczego warto w nim być.
Jak przyznał, wychowanie dzieci do wiary udało mu się w jednej trzeciej. Z jego trojga dzieci najmłodszy, 18-letni syn czuje więź z Kościołem i chodzi na msze. Dwie starsze córki w tym momencie nie praktykują. Jak mówi dziennikarz, „nie wojują, są po prostu zdystansowane”. Dziennikarz ma nadzieję, że wrócą do Kościoła, a ich odejście jest spowodowane tymczasowym buntem. Chociaż starał się wychować je do wiary, jak wyznał: „nie wyszło tak, jakbym chciał”.
„Nie ma jednej i uniwersalnej metody na «odzyskanie młodzieży dla Kościoła». Może najbliższą tego ideału, jest po prostu przykład płynący z góry i życie tym, w co się wierzy? Pokazywanie dzieciom codziennie tej wierności. Myślę, że starsze pokolenie musi nauczyć się cierpliwości oraz zaufania do dzieci, które potrzebują wolności do podejmowania własnych decyzji” – mówił dziennikarz.
Zapytany, czy ma poczucie rodzicielskiej porażki, odpowiedział:
„Ponieważ sam wymagam dużo od siebie, to czasami tak o tym myślę, ale potem sam sobie dopowiadam, że to za duże słowa. Chciałbym, żeby było inaczej, ale nie wszystko nam w życiu zawsze wychodzi. Na szczęście w innych kwestiach mamy z córkami bardzo dobry kontakt, tutaj do żadnych podziałów na szczęście nie doszło”.
Zauważył, że we współczesnych czasach pogłębia się rozłam między światami dzieci i rodziców, co wpływa także na trudność wychowania w wierze.
„Trafiliśmy, zwłaszcza jako wierzący rodzice, na być może najtrudniejszy moment do przekazywania wiary. Zaczęliśmy żyć z naszymi dziećmi w różnych światach, rodziny rozbijają się między różnymi miastami albo państwami, tracą naturalne więzi, łączące je z powtarzalnością cotygodniowej liturgii, świąt, rytuałów. Wierzę, że moje córki jednak wrócą do Boga. Tego się będę trzymać”.
Dodał, że w sprawach wiary uczy się także od swojego syna.
„Uczę się zwłaszcza zapału, który z wiekiem ucieka. Gdy patrzę na swojego syna, imponuje mi, że mimo całego otoczenia, wieku, w którym jest – nie ulega presji. Nie idzie na łatwiznę. Potrafi mądrze bronić tego, w co wierzy. Nie działa z przyzwyczajenia. Chciałbym tak umieć. Staram się, jak umiem. Gdy patrzę na jego przeżywanie chrześcijaństwa, to tak, jakby ktoś do starego pieca dorzucił świeże drewno. Bo on jako tylko jeden z dwóch w klasie chodzi na religię. Reszta dawno sobie odpuściła. Rodzicie się tym nie przejmują, a księża udają, że nie widzą… a za jakiś czas będzie płacz”.
Zaznaczył, że życie wiarą jest wymagające. Co więc go trzyma w Kościele?
„Ktoś powie: «przyzwyczajenie», «tradycja», ale to jest dobra szczepionka na obojętność. Wiarę wyniosłem z domu i intuicyjnie czuję, że gdybym przestał praktykować, czegoś by mi brakowało. Druga rzecz to nadzieja. Kościół jest jak port, do którego można zawinąć, gdy w życiu dzieją się złe rzeczy. Pozwala przetrwać sztormy, z których inaczej nie wyszłoby się cało. Wiem, że to trudna droga, wymagająca samozaparcia”.
Źródło: catolico.stacja7.pl
Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.