„Liczy się jego godność, jego człowieczeństwo. Małżonkowie, politycy, naukowcy ani medycy – nikt nie ma prawa podeptać godności drugiego człowieka, choćby bardzo małego. In vitro z tą godnością się nie liczy” – pisze na łamach portalu Stacja7 ks. Piotr Kieniewicz.
Na łamach portalu Stacja7 ks. Piotr Kieniewicz, bioetyk przytacza sytuację, kiedy dwóch dziennikarzy zadało mu pytanie o in vitro. „Z czym Kościół ma problem?” – pytali. Duchowny wyjaśnił, że Kościół nie ma problemu z tą metodą. Jeden z nich indagował dalej: „Ale Kościół zakazuje in vitro!” „Nie zakazuje, bo Kościół nie ma możliwości zakazać czegokolwiek; Kościół tylko mówi, że in vitro nie jest dobre. To nie to samo. Człowiek pozostaje wolnym i może wybrać rzeczy złe i głupie, może odrzucić prawdę i dobro” – odpowiedział duchowny.
I wyjaśnił, że wbrew obiegowym opiniom, Kościół ani nie traktuje dzieci poczętych drogą zapłodnienia pozaustrojowego jako gorszych czy mniej wartych miłości, ani nie odmawia rodzicom ich fundamentalnych praw wynikających z natury małżeństwa. „W ogóle, jest wokół in vitro (zresztą, wokół innych problemów bioetycznych również) ogromnie wiele uproszczeń i – co za tym idzie – przekłamań. Tymczasem bioetyka, podobnie jak każda uczciwie uprawiana nauka, nie znosi ani uproszczeń, ani dróg na skróty” – pisze w felietonie ks. Kieniewicz.
I wyjaśnia, że „Kościół nie ma problemu z in vitro, jednak rozpoznał, że nie jest to dobra droga”. Zdaniem duchownego, in vitro nie jest dobrą medycyną, ponieważ nie zajmuje się ona eliminacją przyczyn niepłodności, jedynie obejściem problemu, zresztą nie całego.
„In vitro nie jest dobrą medycyną, ponieważ nie dba o dzieci, które poczynane są na tej drodze. Może to brzmieć paradoksalnie i ostro, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że w trakcie procedury in vitro powołuje się do istnienia wiele dzieci, by zwiększyć szanse na sukces. Część z nich (nazywane „nadliczbowymi”) się zamraża, eliminuje bądź wykorzystuje do eksperymentów – niekiedy nawet handluje nimi” – pisze.
Dalej wyjaśnia, że proponowanie w debacie, że można ograniczyć prawem liczbę powoływanych do embrionów, „jest wyłącznie pustosłowiem”.
„Praktycznie żadna zajmująca się in vitro firma nie stosuje takich ograniczeń, ponieważ drastycznie zmniejszyłoby to skuteczność procedury, a co za tym idzie – renomę firmy i osiągane zyski. Od kobiety pobiera się zatem kilka, a nawet kilkanaście komórek jajowych, zapładnia się wszystkie i przynajmniej pięć się hoduje w laboratorium do stadium blastocysty, by następnie wybrać dwa lub trzy najlepiej rozwinięte organizmy i wszczepić je do macicy kobiety w nadziei na skuteczną implantację” – pisze. „W efekcie większość z poczętych w laboratoriach dzieci nie ma szans na narodziny, są przechowywane w magazynach w temperaturze ciekłego azotu” – dodaje.
Bioetyk zwraca także uwagę, istnieje bardzo wyraźna różnica statystyczna, jeśli chodzi o stan genetycznego zdrowia potomstwa poczętego w sposób naturalny względem potomstwa poczętego metodą in vitro. „Sięga ona 400% a w przypadku niektórych zespołów genetycznych nawet 1000%. Czyli, jeśli jakieś schorzenie występuje u dzieci poczętych w sposób naturalny w stosunku 1:10.000, to u dzieci poczętych in vitro ów wskaźnik wynosi 1:1.000” – pisze.
W swoim felietonie podkreśla także związki in vitro z aborcją. Wiele firm oferujących in vitro oferuje także aborcję, w przypadku zauważonych nieprawidłowości u rozwijającego się dziecka. „Przechowywane w stanie zamrożenia dzieci, po pewnym czasie są utylizowane. Mówiąc inaczej – zamrożeni mali ludzie są wylewani do kanalizacji, albo przekazywani do laboratoriów, by wykorzystać cenny ludzki materiał genetyczny” – pisze.
„Dla Kościoła liczy się każde dziecko, to zamrożone również. Liczy się jego godność, jego człowieczeństwo. Małżonkowie, politycy, naukowcy ani medycy – nikt nie ma prawa podeptać godności drugiego człowieka, choćby bardzo małego. In vitro z tą godnością się nie liczy” – dodał.
Bioetyk podkreśla także, ze in vitro nie jest problemem teologicznym, ale antropologicznym, wynikającym z nie z wiary, ale z szacunku dla człowieka.
Źródło: stacja7.pl