Czy popularność piwa zero oznacza, że społeczeństwo stawia na trzeźwość? Najnowsze badanie IBRiS dla portalu Politykazdrowotna.com pokazuje coś zupełnie innego. Większość z nas traktuje piwo bezalkoholowe jak zwykły napój gazowany – 71 proc. respondentów postrzega je jako orzeźwienie, a nie alternatywę dla alkoholu.
Badanie przeprowadzono w dniach 7–11 października 2025 roku na reprezentatywnej próbie tysiąca dorosłych Polaków. Wyniki są jednoznaczne: aż 66 proc. ankietowanych sięga po piwo „zero” dla orzeźwienia, a nie po to, by zastąpić alkohol. To istotne rozróżnienie, które podważa narrację o wielkiej zmianie społecznej.
Co więcej, 64 proc. badanych uważa piwo bezalkoholowe za „po prostu jeden z wielu dostępnych napojów”. Prawie połowa respondentów (49 proc.) traktuje je jako alternatywę dla klasycznych napojów gazowanych – coli czy fanty. Dla 37 proc. smak piwa „zero” jest po prostu lepszy niż tradycyjnych soft drinków.
Kto i kiedy pije?
Konsumpcja piw bezalkoholowych nie jest wcale powszechna. Połowa badanych (50 proc.) w ogóle po nie nie sięga, a 28 proc. robi to rzadziej niż raz w miesiącu. Jedynie co piąty Polak (21 proc.) pije je przynajmniej raz w miesiącu lub częściej.
W jakich sytuacjach najchętniej wybieramy piwo „zero”? Przede wszystkim w upały – tak deklaruje 45 proc. respondentów. Na drugim miejscu jest prowadzenie samochodu (40 proc.). Dla 32 proc. to sposób na zachowanie smaku piwa bez alkoholu, a 23 proc. przyznaje, że pije je po prostu dla smaku, bez szczególnej okazji.
Ciekawostka: 66 proc. osób regularnie pijących alkohol deklaruje, że sięga także po wersje bezalkoholowe. Tymczasem wśród abstynentów aż 73 proc. nigdy nie pije piwa "zero". Paradoks? Niekoniecznie. To pokazuje, że piwo bezalkoholowe to raczej wybór „alkoholowych” konsumentów szukających orzeźwienia, niż narzędzie trzeźwościowe.
Towarzystwo bez procentów – ale bez satysfakcji
Piwo „zero” pełni ważną funkcję społeczną. Aż 69 proc. badanych uważa, że pozwala uczestniczyć w spotkaniach towarzyskich bez konieczności picia alkoholu. Jednak czy je zastępuje? Niekoniecznie. Połowa ankietowanych (50 proc.) nie zgadza się z twierdzeniem, że piwo bezalkoholowe zaspokaja potrzebę sięgnięcia po napój alkoholowy.
Młodzież oswajana ze smakiem piwa
Rosnąca dostępność i intensywna reklama piw bezalkoholowych budzą niepokój ekspertów. Choć etykieta głosi „bezalkoholowe”, napoje te mogą zawierać do 0,5 proc. alkoholu. Krajowe Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom (KCPU) alarmuje, że piwo „zero”, poprzez wizerunek „dorosłego napoju”, może oswajać młodzież ze smakiem piwa i budować lojalność wobec marki jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności.
„Z etycznego i profilaktycznego punktu widzenia należałoby zakazać sprzedaży piwa bezalkoholowego nieletnim” – podkreśla KCPU.
Centrum apeluje także o całkowity zakaz reklamy piw, w tym ich wariantów bezalkoholowych, wskazując, że "promocja piw bezalkoholowych to celowy zabieg marketingowy branży piwnej, mający na celu przyzwyczajanie młodych konsumentów do marki i budowanie pozytywnych skojarzeń z piwem – relaksu, wypoczynku czy uprawiania sportu".
Więcej abstynentów niż fanów zerówek
Dane z sondażu IBRiS ujawniają jeszcze jeden interesujący fakt. Aż 28 proc. Polaków w ogóle nie pije alkoholu, a 39 proc. robi to rzadziej niż raz w miesiącu. Mimo to konsumpcja piw bezalkoholowych jest jeszcze niższa – połowa badanych przyznaje, że nie pije ich wcale.
Te liczby pokazują, że kategoria „piw zero” nie jest jeszcze masowa, choć dynamicznie rośnie. Nie można jej jednak utożsamiać z modą na trzeźwość – raczej z trendem na "świadome orzeźwienie", wspieranym przez skuteczny marketing i zmieniające się nawyki zakupowe.
Marketing zamiast rewolucji
Wyniki badania IBRiS dla portalu Politykazdrowotna.com nie pozostawiają złudzeń: piwo bezalkoholowe w Polsce to nie manifest trzeźwego stylu życia, lecz nowoczesny napój orzeźwiający. Większość z nas wybiera je w upały lub za kierownicą, nie zaś z ideologicznych powodów.
Choć pozwala uczestniczyć w towarzyskich sytuacjach bez procentów, nie zastępuje alkoholu emocjonalnie ani smakowo. Dla wielu Polaków to po prostu alternatywa dla coli i fanty – nic więcej, nic mniej.