O ewangelizacji „na księdza” na Pol’and’Rock Festival i ocalonym powołaniu z ks. Piotrem Gruszką, wiecprzewodniczącym Katolickiego Stowarzyszenia na w służbie Nowej Ewangelizacji Wspólnota św. Tymoteusza rozmawia Agata Ślusarczyk.
Agata Ślusarczyk: Kiedy po raz pierwszy usłyszał Ksiądz o Przystanku Jezus?
Ks. Piotr Gruszka: To było jeszcze w seminarium, w ramach tzw. praktyk wakacyjnych na Przystanek Jezus jeździli nasi klerycy. Należałem wówczas do grupy „seminaryjnych szyderców” i stroniłem do tego typu inicjatyw. Nie wyobrażałem sobie, co mógłbym, jako kleryk czy ksiądz, tam robić.
To kiedy nastąpił przełom? Co roku przecież jeździ Ksiądz ewangelizować na Pol’and’Rock Festival.
– Moje podejście do ewangelizacji zmieniło się, gdy do naszego seminarium przyjechali organizatorzy Przystanku Jezus – Wspólnota św. Tymoteusza z Gubina, głosić nam rekolekcje. Byłem przyzwyczajony do tradycyjnej formuły – głoszenia konferencji, tymczasem świętej pamięci ksiądz Artur Godnarski rzucił hasło, byśmy się ubrali i wyszli na plac porzucać śnieżkami. Ulepiliśmy razem bałwana. To były rekolekcje inne niż zwykle, uczyliśmy się budować relacje. Bardzo dotykały mnie także konferencje księdza Godnarkiego, który mówi, że ksiądz nie może mieć „mentalności rolnika”, który uprawia swoją rolę „od-do”, ale powinien mieć „mentalność rybaka” – czyli iść tam, gdzie poprowadzi go Duch Święty. To było dla mnie odkrywcze i przełomowe. Zaskoczyła mnie także duża otwartości księdza Godnarskiego. Pewnego razu zapytał mnie, tak po prostu, siedząc na ławce: jak mi się żyje w seminarium? Dał mi do siebie telefon, gdybym potrzebował porozmawiać.
Napisał ostatnio Ksiądz na swoim profilu na Facebooku: „gdyby nie Przystanek Jezus, pewnie nie byłoby mojego kapłaństwa, a na pewno nie w takiej formie jak dziś”. Mógłby Ksiądz opowiedzieć tę historię?
– Tak. Na ostatnim roku seminarium przezywałem bardzo trudny czas. Miałem wątpliwości, czy kapłaństwo jest moją drogą. W podaniu do seminarium napisałem, tak jak wszyscy, że chcę służyć Bogu i Kościołowi, ale dla mnie to były tylko słowa. Przed święceniami postanowiłem wziąć urlop dziekański i zamieszkać w Domu Wspólnoty św. Tymoteusza w Gubinie. Żyłem rytmem wspólnoty. Ks. Artur Godnarski pokazywał nam całym sobą, że Jezus żyje i jest pośród nas. To on pokazał mi swoim przykładem, co to znaczy przyjaźnić się z Jezusem. To miało dla mnie fundamentalne znaczenie. W tej normalności odkrywałem swoje powołanie: pracując, modląc się, gotując obiad i czyszcząc toalety. Zrozumiałem, że kapłaństwo jest żywą relacją z Jezusem-Przyjacielem Człowieka. Moje powołanie zostało ocalone, bo zrozumiałem, co to znaczy być księdzem.
A czego doświadczył Ksiądz na Przystanku Jezus?
– Na pierwszy PJ pojechałem jeszcze jako diakon. Doświadczyłem tam Kościoła, którego nie znałem wcześniej. Nie był to Kościół – instytucja zakazów i nakazów, ale młody Kościół, który emanuje jakąś ogromną energią, świeżością, choć byli w nim ludzie w różnym wieku i różnych stanów. Na własnej skórze doświadczyłem tego, o czym wielokrotnie czytałem w posoborowych dokumentach: że celem i misją Kościoła jest ewangelizacja. Bez niej nie ma Kościoła.
Pamięta Ksiądz swój pierwszy Przystanek Jezus w kapłańskiej sutannie?
– „Szczęść Boże”, „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus", czy ministranckie „Króluj nam Chryste" na festiwalowym polu słyszałem częściej niż w swojej parafii (śmiech). To było dla mnie dość dużym szokiem. Spodziewałem się chyba odwrotnej reakcji. Drugi szok, to było doświadczenie spowiedzi w bardzo w różnych miejscach: gdzieś pod płotem, na trawie, w piachu, w upale. Kiedy papież Franciszek podczas ŚDM w Krakowie mówił, do młodych, by wstali z kanapy, wiedziałem, o czym mówi – za każdym razem, kiedy udaję się na festiwalowe pole, muszę wyjść ze swojej strefy komfortu, przekroczyć siebie. Pamiętam takie jedno spotkanie: młody chłopak niósł sześciopak piwa i kiedy mnie zobaczył, od razu zapytał: czy mógłbym się wyspowiadać? Powiedziałem „oczywiście”. A on na to: „niech ksiądz siada na tym browarze i mnie wyspowiada”. Ostatecznie usiedliśmy razem na trawie. Takich osób, które nie pójdą do spowiedzi swojej parafii, tylko spowiadają się raz w roku na wodstockowym polu jest mnóstwo. Można powiedzieć, że dla wielu osób jesteśmy taką przyjezdną „parafią”, w której czują się „u siebie”. Trzecie odkrycie to doświadczenie niesamowitej jedności i braterstwa między ewangelizatorami – wspólnych pragnień i dążeń. Na Przystanku Jezus, choć jesteśmy z różnych grup i wspólnot, wszyscy mówimy tym samym „duchowym językiem”.
Ewangelizatorzy żartują, że sutanna na polu działa jak magnes. Czy oprócz ewangelizowania „na księdza” ma Ksiądz jakieś sprawdzone metody?
– Są oczywiście pewne narzędzia i metody ewangelizacji, których można się nauczyć na różnych kursach, choćby na Kursie Paweł. Ale należy pamiętać, że ewangelizator nie jest „sprzedawcą” Dobrej Nowiny, jesteśmy zawsze posłani przed Ducha Świętego do konkretnego człowieka. Można powiedzieć, że ewangelizacja to sztuka spotkania, słuchania, a dopiero potem głoszenia. Najczęściej taka rozmowa zaczyna się od wysłuchania wszystkich żalów na Kościół, księży i Pana Boga naszego rozmówcy. Natomiast bardzo często kończy się modlitwą, sięgnięciem do Słowa Bożego, które naprawdę na wskroś przenika serce. Sutanna rzeczywiście często działa jak magnes. Pamiętam jedną z takich poważniejszych rozmówi, kiedy kilku chłopaków zaczęło krzyczeć na cały regulator za nami: „czarni: zło-dzie-je!”. Normalnie może bym się trochę zdenerwował, ale podeszliśmy do nich i zaczęła się rozmowa, dlaczego czarni i dlaczego złodzieje? Taka zaczepka może być pretekstem do głębokiej rozmowy, a nawet spowiedzi.
A kiedy opadnie kurz z festiwalowego pola, co zostaje w sercu? Są takie spotkania, sytuacje, które pracują w Księdzu cały rok?
– Jednym z ważniejszych dla mnie spotkań była rozmowa z Dawidem, który przyszedł z puszką piwa pod nasz „przystankowy” namiot. Zaczepiłem go, zaczęliśmy rozmawiać, początkowo tak luźno, potem zeszliśmy na temat wiary. Wymieniliśmy się telefonami. Właśnie mija 10 lat od tego spotkania, a ja ciągle towarzyszę mu w tej drodze powrotu do Boga. Rozmawiamy ze sobą przed telefon, nazwałbym to formą przyjaźni, był na moich święceniach i prymicyjnej Mszy św. Ten przykład pokazuje, że nasza rola – jako ewangelizatorów – nie kończy się wraz z Przystankiem Jezus. Nasz „przystankowy ojciec”, bp Edward Dajczak powiedział, że całe nasze życie jest Przystankiem Jezus – jesteśmy ciągle posyłani do ludzi wokół nas. I nie są to przypadkowe spotkania. Ostatnio, będąc w urzędzie, błogosławiłem drukarkę, która nie chciała się od dłuższego czasu się uruchomić. Zaskoczona urzędniczka od razu wykrzyknęła: „Co pan zrobił?”. Wytłumaczyłem jej jak wielką moc ma błogosławieństwo. To jest ta kapłańska misja rybaka – łowienia ludzi dla Chrystusa, o której mówił śp. ks. Artur Godnarski.
31 lipca – 5 sierpnia pod hasłem „Aby byli jedno” w Czaplinku odbędzie się 23. edycja Przystanku Jezus. Z jakim pragnieniem w sercu wyruszy w tym roku Ksiądz na pole?
– W Domu Wspólnoty św. Tymoteusza w Gubinie widnieje fragment encykliki Redemptoris Missio św. Jana Pawła II: „Nie możemy być spokojni, gdy miliony naszych sióstr i braci odkupionych, tak jak my, drogocenną krwią Chrystusa żyją, nieświadomi Bożej miłości”. Doświadczenie Przystanku Jezus to wychodzenie do ludzi z takim właśnie niepokojem, który motywuje, by spalać się dla Boga i człowieka. Tego także nauczył nas śp. ks. Artur Godnarski.
Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.