Pomaga „kulawym” i „kudłatym” aniołom. Czym jest Misja Dworcowa?

„W zwyczajnych okolicznościach pomoc w opiece nad małym dzieckiem czy w remoncie mieszkania to rola rodziny, ale na ogół te dziewczyny albo nie mają nikogo bliskiego, albo nie mają na kogo liczyć. Wtedy my jesteśmy ich rodziną” – mówi s. Goretti Nowak ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej, członkini Stowarzyszenia „Misja Dworcowa” im. ks. Jana Schneidera we Wrocławiu.

Przemysław Radzyński/Polska Federacja Ruchów Obrony Życia: Czym jest „Misja Dworcowa” i kim był ks. Jan Schneider, który jej patronuje?

s. Goretti Nowak: Ks. Jan Schneider był wrocławskim wikarym. Miał doświadczenia z pracy wśród pracownic fabryki cygar. To dlatego, gdy do Wrocławia w XIX w. zaczęły masowo przyjeżdżać dziewczęta z okolicznych miejscowości w poszukiwaniu pracy i bardzo często trafiały do domów publicznych, przełożeni ks. Schneidera poprosili go, żeby się nimi zajął. Między innymi w ten sposób powstała „Misja Dworcowa”.

Kobiety oznaczone opaskami na rękach wychodziły na dworzec kolejowy we Wrocławiu, gdzie przyjeżdżały młode dziewczyny poszukujące pracy. Aby nie trafiały w nieodpowiednie środowisko, zapraszano je do szkoły gospodarstwa domowego, w której mogły nauczyć się zajmowania się domem czy opieką nad dziećmi. Potem, jako służące, trafiały do rodzin, które nie tyle wykorzystywały je do pracy, co sprawowały nad nimi opiekę. Ks. Jan Schneider najpierw założył stowarzyszenie, a w 1854 roku, dla kobiet, które były gotowe poświęcić się tej idei powstało zgromadzenie zakonne - Sióstr Maryi Niepokalanej dziś powszechnie znanych jako marianki.

Czasy się zmieniły, a stowarzyszenie prowadzone przez siostry założone w 2004 r. pozostawiło nazwę „Misja Dworcowa”. Czy dzisiejsza misja sióstr też związana jest z dworcem?

Dziś także pracujemy jako streetworkerzy (za tę działkę naszej służby odpowiedzialna jest s. Edyta Kasjan), ale swoją opiekę obejmujemy już nie tylko młode kobiety, a właściwie każdego, kto znajduje się na ulicy, pod mostem, mieszka w altance, a potrzebuje naszej uwagi, pomocy czy modlitwy. Pomagamy bezdomnym kobietom i mężczyznom, a także młodym zagrożonym bezdomnością, którzy pogubili się w życiu, a których spotykamy w czasie naszej pracy jako streetworkerzy.

Z doświadczeń sióstr wynika, że na terenie Wrocławia jedna trzecia dziewcząt i chłopców będących w trudnej sytuacji rodzinnej staje się ofiarami przemocy i przymusowej prostytucji. Dziś prostytucja jest bardziej ukryta niż kiedyś, bo przeniosła się z ulicy do internetu. My staramy się w tym obszarze działać profilaktycznie i pomagać osobom, które doświadczyły jakiejś sytuacji kryzysowej, aby nie dopuścić do tego, żeby znalazły się na ulicy.

Na czym te działania polegają?

Prowadzimy punkt informacyjno-konsultacyjny, dom samotnej matki i podejmujemy pracę uliczną. Używają też siostry ciekawych określeń: kulawe anioły i kudłate anioły. Kudłate anioły, bo wszyscy, którzy do nas trafiają, a zwłaszcza młode mamy, są aniołami, ale często z bagażem doświadczeń - niejednokrotnie bardzo trudnych.

Kim są podopieczne Stowarzyszenia?

Dziewczyny pochodzą najczęściej z rodzin dysfunkcyjnych, gdzie na ogół są alkohol, narkotyki, przemoc. Nie mają wzorców - nie wiedzą np. jak opiekować się dziećmi. U nas się tego uczą. Jesteśmy małym domem na maksymalnie 15 osób i specjalizujemy się w opiece nad małymi dziećmi. Tworzymy swoistego rodzaju rodzinę. Kiedy trafia do nas kobieta z noworodkiem prosto ze szpitala, a wiemy, że nie ma żadnego doświadczenia, to pokazujemy jak kąpać, jak karmić, jak przewijać malucha. Mówimy o potrzebach dziecka i jak należy je zaspokajać. Ponieważ nie wyniosły tego z rodzinnych domów, to uczą się tego u nas. Jeśli trafiają do nas osoby uzależnione, to odsyłamy na terapię. Na miejscu mamy psychologa, pracownika socjalnego i terapeutów, ale w tak dużym mieście jak Wrocław można właściwie znaleźć fachową pomoc w każdym obszarze.

Dom samotnej matki to rozwiązanie tymczasowe. Rozumiem, że Stowarzyszenie interesuje się także ich dalszym losem.

Zdarza się, że nasze podopieczne wracają do swoich rodzinnych domów, albo do partnera, który wyszedł z więzienia. Bardzo dużo naszych dziewczyn oczekuje u nas na przyznanie mieszkania socjalnego, albo w czasie jego remontu. Często pomagamy im też wybrać najkorzystniejszą z propozycji mieszkaniowych dla nich i dla dziecka, a po remoncie angażujemy się również w wyposażenie takiego mieszkania. W zwyczajnych okolicznościach to jest rola rodziny, ale na ogół te dziewczyny albo nie mają nikogo bliskiego, albo nie mają na kogo liczyć – wtedy my jesteśmy ich rodziną.

Jaką pomoc można uzyskać w punkcie konsultacyjnym dla kudłatych aniołów?

Punkt konsultacyjno-informacyjny służy osobom doświadczającym przemocy – kobietom, mężczyznom, dzieciom. Podczas pierwszej rozmowy kierujemy do specjalisty, w zależności od potrzeb może to być pedagog, psycholog lub terapeuta. Udzielamy informacji w jaki sposób poradzić sobie w danej sytuacji, bo na ogół trafiają do nas osoby bezradne, które nie potrafią znaleźć rozwiązania na swój problem. Konsultacja u nas jest często pierwszym krokiem do usamodzielnienia i szukania wyjścia ze swoich trudności.

Na Facebooku Stowarzyszenia można przeczytać, że „siostra zakonna żadnej pracy się nie boi, zwłaszcza, gdy prowadzi dom dla kobiet z dziećmi - zdarza się, że pełni rolę ojca, matki, cioci, przyjaciela, budowniczego i konserwatora”.

Trzeba mieć serce jak matka i być stanowczym jak ojciec. Ale współpracują też z nami wolontariusze. Niektórzy panowie, poza wykonywaniem jakichś fizycznych prac, często pełnią też rolę ojca i dziadka dla naszych mieszkańców. Przez wiele lat w sąsiedztwie mieszkał pan Tadeusz, który był „złotą rączką” i pomagał przy różnych awariach, ale był też ojcem dla naszych dziewczyn i dziadkiem dla ich dzieci. Są też osoby, które pomagają nam zbierać fundusze na naszą działalność albo organizują różnego rodzaju szkolenia. Pan Bóg wysłuchuje naszych modlitw i przysyła nam ogrom ludzi z wielkimi sercami, którzy pomagają nam zarówno finansowo, ale często też dzielą się swoją wiedzą czy umiejętnościami.

Jakie są aktualne potrzeby?

Realizujemy równolegle kilka projektów - wymieniamy łóżka i barierki, odnawiamy elewację budynku. Po dwudziestu latach udało się nam wymienić drzwi w pokojach naszych dziewczyn. Chcielibyśmy je jeszcze pomalować. Poza tym w domu czy ogrodzie zawsze są jakieś drobne prace do wykonania. Czasami się dziwimy, że to tak dobrze idzie - że są ludzie chętni do pomocy.

Co stanowi największe wyzwanie?

Bardzo mocno koncentrujemy się na działaniach w mediach społecznościowych, żeby uświadamiać zagrożenia osobom młodym. Wiemy, że nie dotrzemy do nich na ulicy, bo wszystkie działania dzieją się w sieci. Stąd też jesteśmy intensywnie obecni na Instagramie i Facebooku, gdzie można znaleźć informacje w jaki sposób pomagamy.

A co jest największą radością?

Największa radość jest wtedy, kiedy widzimy jak nasze podopieczne z ulicy czy ośrodka usamodzielniają się - stają na własnych nogach, dostają mieszkania. Własne mieszkanie jest często tym momentem, w których one mogą odbić się od dna. Gdy wyposażamy ich nowe mieszkania, pomagamy im szukać mebli, to wtedy wszyscy się cieszą. Radość jest też wtedy, kiedy wracają do naszego Stowarzyszenie i są gotowe pomagać innym - wracają w innym charakterze: nie jako podopieczne, ale jako wolontariuszki.

Największą rolą w naszej działalności pełni Pan Bóg. Dlatego nieustannie się modlimy i o modlitwę też prosimy. Modlimy się za nasze aktualne i byłe podopieczne, bo wiemy, że działalność duchowa jest tak samo ważna, jak wszystkie działania, które widać na zewnątrz. Otwartość ludzi i gotowość do pomocy to jest zasługa Pana Boga, Jego działanie. Pomimo, że nie mamy funduszy materialnych i wielu rzeczy nie potrafimy same zrobić, to bardzo dużo się u nas dzieje i to nierzadko na ogromną skalę. To jest odpowiedź Pana Boga na modlitwę naszą i naszych przyjaciół.

Więcej inf. o działalności stowarzyszenia na stronie www.misjadworcowa.com.pl

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama