Abp Kupny: mamy pogłębiający się kryzys państwa

Negatywna instrumentalizacja religii polega nie na samej propozycji zmian w organizacji katechezy, ale na publicznie demonstrowanej przy tej okazji obcesowości wobec Kościołów i ich wiernych – mówi abp Józef Kupny, metropolita wrocławski.

Marcin Przeciszewski, KAI: Jak ksiądz arcybiskup ocenia rzeczywistość społeczną i polityczną dzisiejszej Polski?

Abp Józef Kupny: Zacznijmy od tego, że Kościół nie jest ani aktorem politycznym, ani nawet politycznym think-tankiem. Jego rolą nie jest zatem ani udział w sporze politycznym, ani recenzowanie działań tej czy innej strony politycznego sporu.

Kierując się natomiast swą misją i swym społecznym nauczaniem Kościół chce patrzeć dalej i głębiej.  Wskazywać na najważniejsze kwestie moralno–społeczne, przekonywać, że polityka – pomimo wszystko – może być roztropną troską o dobro wspólne, przypominać, że nie da się budować dobra wspólnego bez odniesienia do wartości podstawowych i porządku moralnego.

Zadaniem Kościoła jest też niesienie społeczeństwu nadziei i przypominanie o skali dobra, jakie się tu dokonało. Patrząc z tej szerokiej perspektywy, zwłaszcza my pokolenie „Solidarności” i Jana Pawła II,

mamy przede wszystkim za co Bogu dziękować.

Polska wolność i generalny rozwój naszej Ojczyzny w ciągu ostatnich 35 lat są wielkim darem, w jakimś sensie cudem, o którym mogli tylko marzyć nasi poprzednicy. Wiele dobrego, także w ostatnich latach, udało w Polsce zrobić, na przykład wyrównując nierówności społeczne, czy poprawiając byt  rodzin.

To co jednak zostało dane – jak przypominał nam Jan Paweł II – jest zawsze także zadane. I temu wielkiemu wspólnemu zadaniu jakim jest wolna Polska nie bardzo potrafimy, zwłaszcza w ostatnich latach, sprostać. I to jest chyba podstawowy problem.

Jakie – zdaniem księdza arcybiskupa – są dziś najważniejsze bolączki polskiego życia społecznego i jak powinniśmy na nie reagować?

Powiem o trzech sprawach. Nie da się, po pierwsze, nie zauważyć, że

dotknął dziś naszą Ojczyznę głęboki kryzys demograficzny, który jest ma bardzo wiele przyczyn, ale – jak sądzę – jest też wynikiem głębszego kryzysu polegającego na lęku, zwłaszcza młodych,  przed trwałymi relacjami.

Ten poważny kryzys demograficzny będzie mieć dalekosiężne skutki w bardzo wielu sferach, także w gospodarce, życia kościelnego nie wyłączając.

Nie sposób też – po drugie – przejść dziś obojętnie wobec skali i skutków naszego konfliktu politycznego, który jakiś czas temu podzielił  boleśnie polskie społeczeństwo, a dziś grozi  chaosem instytucjonalnym polskiego państwa.

Po trzecie, jako Kościół, nie możemy godzić się na wykorzystywanie religii do podgrzewania politycznych emocji.

Mówi ksiądz, że jedną z przyczyn kryzysu demograficznego jest lęk, zwłaszcza młodych,  przed trwałymi relacjami, co znacznie utrudnia decyzję o małżeństwie i budowaniu trwałego związku. Gdzie tkwią źródła owego lęku?

Sprawa jest delikatna i złożona. Przyczyn generalnie szukać można  jednak zapewne w szerokim trendzie cywilizacyjnym i kulturowym, który – słuszne skądinąd – pragnienie  samorealizacji zamienia często w samotność.

Mówiąc innymi słowy, zanika dziś w naszym życiu społecznym podstawowe chrześcijańskie doświadczenie, że życie jest darem. A przecież tylko uczynienie ze swego życia bezinteresownego daru, w jakimś sensie ryzyko bezinteresownego daru, ryzyko zaufania czy ryzyko wzięcia za kogoś odpowiedzialności, może uczynić człowieka spełnionym i szczęśliwym. Dziś o tym się zapomina, a hierarcha wartości jaka dominuje, jest tego przeciwnością.

Konstatując, nie powinniśmy jednak gorszyć się postawami młodych, tylko uderzyć się we własne piersi jako duszpasterze, rodzice czy nauczyciele. Pytanie, czemu nie potrafimy dziś dzielić się tym kluczowym ewangelicznym doświadczeniem, którym sami kiedyś zostaliśmy przecież obdarowani? (...)

A teraz przejdźmy do polskiego konfliktu politycznego. Na czym polega jego dewastujący charakter i co może w tej sytuacji zrobić Kościół?

Dewastujący charakter konfliktu społecznego w Polsce widać właściwie gołym okiem. Do głębokiego podziału politycznego idącego nawet często w poprzek polskich rodzin i języka wrogości w debacie publicznej, dziś dochodzi jeszcze pogłębiający się chaos instytucji państwa.

Niekontrolowany konflikt polityczny doprowadził do wzajemnego kwestionowania kompetencji i prawomocności kluczowych instytucji państwa, rozregulowania jego bezpieczników systemowych, nieliczenia się władzy z regułami prawa, czy osłabienia autorytetu aparatu sprawiedliwości.

W efekcie zwykli obywatele mogą obawiać się czy ten chaos instytucjonalny państwa nie odbije się chaosem w ich życiu codziennym. Również w efekcie tej sytuacji, na horyzoncie pojawiły się poważne obawy o uznanie legalności wyboru prezydenta Polski w nadchodzących wyborach. A to ostatnie byłoby przecież dla państwa polskiego gigantyczną katastrofą.

Co może w tej sytuacji zrobić Kościół ? Wobec tego pogłębiającego się kryzysu państwa, podobnie jak w latach poprzednich, Kościół będzie wołał do klasy politycznej o opamiętanie i powtarzał że „autentyczna demokracja możliwa jest tylko w państwie prawnym i w oparciu o poprawną koncepcję osoby ludzkiej”. (Centesimus  Annus, 46)

A czy mamy w Polsce do czynienia, jak to określa strona opozycyjna, z zamachem stanu?

Nie chcę i nie będę wchodzić w dywagacje polityczne, czy powtarzać tego rodzaju najcięższych zarzutów. Powtórzę jedynie, że mamy w Polsce w mojej ocenie do czynienia z pogłębiającym się chaosem instytucjonalnym i niszczeniem przez polityków zaufania do państwa.

Mówi Ksiądz Arcybiskup o „niszczeniu przez polityków zaufania do państwa”. Kto do tego kryzysu polską demokrację doprowadził, kto jest winien temu stanowi rzeczy i kto ponosi odpowiedzialność?

Także i w tej sprawie nie jest rolą  biskupa ferowanie werdyktów stricte politycznych. Myślę, że historia te sprawy oceni.

Chcę natomiast zwrócić uwagę, że niektórzy przyczyn tego stanu rzeczy upatrują między innymi w osobliwości jaką jest zdominowanie polskiego życia politycznego przez ostatnie dwadzieścia lat, nie tylko przez te same dwie wielkie partie polityczne, ale także przez dwa te same obozy  polityczne i ich liderów pozostających wobec siebie w ostrej opozycji.

Zostawiając jednak weryfikację tej hipotezy specjalistom, w wymiarze moralnym  podkreśliłbym  różnicę między kategorią winy i odpowiedzialności. Wina dotyczy udziału w złu i powinna być osądzona przez odpowiednie instancje, czasem  przez prawo, czasem przez opinię publiczną, a zawsze przez sumienie.

Odpowiedzialność zaś to moralny nakaz czynienia dobra i zapobiegania złu, nakaz który bierze się na siebie ze względu na pełniony urząd bądź rolę: ministra, burmistrza, biskupa czy rodzica.

W tym sensie odpowiedzialność za wyprowadzanie państwa z kryzysu spoczywa zawsze najbardziej na aktualnie rządzących. Choć oczywiście swoją część odpowiedzialności dźwiga też strona opozycyjna.

Nie przekreśla to rzecz jasna prawa, a nawet obowiązku rządzących w zakresie dochodzenia sprawiedliwości wobec różnych win czy nadużyć. Władza nie może jednak chować się za faktycznymi bądź domniemanymi winami swych poprzedników przed własną odpowiedzialnością za wyprowadzanie państwa  z kryzysu, czy szerzej, przed obowiązkiem zabiegania o rozwój państwa. A z takim niebezpieczeństwem mamy, jak się wydaje, niestety do czynienia w ostatnim czasie w Polsce.

Widać dziś skoncentrowanie się rządzących na rozliczeniu poprzedników oraz powielanie i pogłębianie praktyk politycznych z ubiegłych lat, polegających na rządzeniu z pozycji siły.

To jednak droga donikąd. Bo rządząc z pozycji siły, czy zarządzając emocją politycznego odwetu, można zdobyć instytucje państwa, a nawet wygrywać wybory. Nie można jednak odbudować w ten sposób elementarnego zaufania do państwa tej części obywateli, którym z władzą nie po drodze.

Co więc robić w takiej sytuacji?

To pytanie kluczowe zwłaszcza w roku Jubileuszowym, który ma być dla nas chrześcijan rokiem nadziei. Po pierwsze warto podkreślić, że po różnych stronach politycznego sporu, także w partiach mniejszych, nie brak ciągle polityków przedkładających interes państwa nad polityczny spektakl. I jako obywatele możemy i powinniśmy w różny sposób wyrażać im wsparcie.

Po drugie warto też zauważyć, że obok partii politycznych obecne są w naszym życiu publicznym bardzo pożyteczne inicjatywy obywatelskie na rzecz rozwoju Polski, jej bezpieczeństwa czy szukania godziwego wyjścia z kryzysu ustrojowego. Spośród wielu różnych można jako przykład wskazać choćby „Klub Jagielloński”. Warto wszystkie je doceniać i wspierać.

Po trzecie jesteśmy też świadkami dobrej, ciekawej zmiany w mediach społecznościowych. W ostatnim czasie swe miejsce znalazło w nich wielu rzetelnych odpowiedzialnych i dziennikarzy, którzy w formie tak zwanych podcastów, niezależnie od nacisków politycznych czy rynkowych, często dostarczają nam pogłębioną wiedzę pomagającą zrozumieć świat i kształtują odpowiedzialne postawy. Warto wspierać i docenić ten fenomen. Być może stanie się on inspiracją także dla mediów tradycyjnych.

Od swej odpowiedzialności za szukanie dróg wyjścia z tego kryzysu nie będzie się też uchylał Kościół. Tak jak w latach poprzednich będziemy przypominać politykom o ich odpowiedzialności za dobro wspólne i zachęcać do szukania wszędzie tam gdzie jest to możliwe, godziwych kompromisów.

Myślę, że nie zabraknie takiego metapolitycznego głosu Kościoła przed nadchodzącymi wyborami.

Wśród najważniejszych bolączek polskiego życia publicznego wymienił Ksiądz instrumentalizację religii na użytek polityki. W czym się to przejawia dziś?

W sytuacji, gdy Kościół pozostaje autorytetem, albo choćby obiektem zainteresowania znacznej części społeczeństwa,

politycy, zwłaszcza rządzący, miewają pokusę instrumentalizowania tej pozycji Kościoła, albo poprzez zbyt pochopne ogłaszanie się obrońcami wiary, albo odwrotnie poprzez budzenie emocji antyklerykalnych.

O ile do roku 2023 mieliśmy przypadki instrumentalizacji w pierwszym znaczeniu, o tyle dziś możemy mówić o instrumentalizacji religii w znaczeniu drugim.

Najlepszym bodaj przykładem jest pewna obcesowość z jaką część obecnego rządu próbuje ograniczać nauczanie katechezy w szkole ignorując wspólny protest w tej sprawie największych kościołów chrześcijańskich w Polsce. Na ten temat jako biskupi zabieraliśmy ostatnio często głos i nie będę go tu omawiał w całości.

Chcę tylko podkreślić, że owa negatywna instrumentalizacja religii polega nie na samej propozycji zmian w organizacji katechezy, ale na publicznie demonstrowanej przy tej okazji obcesowości wobec Kościołów i ich wiernych.

Chcę także zapewnić, że Kościół katolicki będzie wszystkimi dostępnymi środkami bronił konstytucyjnych i ustawowych gwarancji dla wolności religijnej w tym zakresie. Pragnę wreszcie zadeklarować, że pomimo postawy części obecnych władz, Kościół katolicki gotów jest w każdej chwili do partnerskiego dialogu z rządem w tej i innych podobnych sprawach.

Źródło: KAI

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama