W dniach, gdy z powagą wspominamy naszych zmarłych, niektóre dzieci, bezmyślnie imitując idiotyczne zwyczaje Amerykanów, „bawią się w Halloween”. Nie irytujmy się wtedy, nie krzyczmy na dzieci, ale uczmy je, aby same umiały odróżniać dobro od zła.
Temat halloween wraca jak bumerang co roku w czasie, gdy zgodnie z polską tradycją wspominamy naszych zmarłych. Dlaczego dwa tak piękne święta: Wszystkich Świętych oraz Wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych (Dzień zaduszny), które mają skierować nasz wzrok na sprawy sięgające nieba i wieczności, stają się dla niektórych dzieci sposobnością do „zabawy w upiory” – bo na tym polega idiotyczny zwyczaj zapożyczony z Ameryki?
Przede wszystkim, nie ma się co dziwić dzieciom. Dzieci bezrefleksyjnie imitują to, co widzą dookoła siebie. A skoro współczesna kultura pełna jest amerykańskich wzorców, to nic dziwnego, że i Halloween przedostało się do Polski i wpływa na wyobraźnię małych Polaków i Polek. Dzieci lubią się bawić, lubią się też przebierać – to oczywiste dla każdego rodzica czy wychowawcy. A będą się bawić, naśladując napotkane wzorce – to też oczywiste.
Mądry rodzic zapewnia dziecku bezpieczne i higieniczne środowisko zabawy. Z całą pewnością kochający tata i kochająca mama nie pozwolą, aby ich dziecko bawiło się w ścieku, w którym płyną nieczystości. Jeśli dbamy o higienę fizyczną, dlaczego tak mało uwagi zwracamy na higienę psychiczną i duchową naszych dzieci? Dlaczego pozwalamy, aby dziecko wchodziło do ścieku pop-kultury, który zdeprawuje jego umysł, nasączając go obrazami i zachowaniami zrodzonymi w umysłach zdemoralizowanych twórców? Dlaczego nie przeszkadza nam to, że dziecko ze swą dziecięcą wrażliwością doświadcza toksycznych oparów współczesnej pseudo-kultury?
Jeden z popularnych portali usiłuje zaszokować dziś czytelników bijącym po oczach tytułem: „Poszli do sąsiadki po cukierki. Zwyzywała ich od szatanów”. To właśnie przejaw tej zdeprawowanej kultury. Autor tekstu nie widzi żadnego problemu w tym, że dzieci bawią się w demony, upiory i czarownice, problemem jest natomiast to, że ktoś zwrócił na to uwagę i zareagował. Owszem, powinni to zrobić rodzice. Ale skoro ich samych nie obchodzi psychiczna higiena ich dzieci, to zrobiła to za nich sąsiadka.
Zacytujmy ów „popularny” portal:
Ola już w podstawówce chętnie świętowała Halloween. Wspólnie ze znajomymi traktowali je jako dobrą zabawę. Niestety, jedna z sąsiadek nie zareagowała zbyt entuzjastyczne na widok grupy 10-latków, która pojawiła się przed jej mieszkaniem w specjalnie przygotowanych na tę okazję kostiumach.
– Drzwi otworzyła nam starsza kobieta. Gdy nas zobaczyła, zaczęła wyzywać od szatanów. Ciągle powtarzała, że „w chrześcijańskim kraju, a nie w Ameryce, gdzie można robić takie rzeczy”.
Otóż redaktorom „popularnego portalu” wypadałoby wytłumaczyć, że halloween to nie jest dobra zabawa, niezależnie co na ten temat sądzi dziesięciolatka. A to, że żyjemy w chrześcijańskim kraju, który ma własne zwyczaje związane z pierwszymi dniami listopada, to chyba także nie jest tajemnica?
Jedyne, co można zarzucić sąsiadce, to forma, w jakiej zdecydowała się zwrócić uwagę dzieciom. Wyzywanie od szatanów nie jest właściwą metodą wychowawczą. Można spokojnie powiedzieć: „ja nie obchodzę Halloween”. A jeśli dzieci zapytają: „dlaczego?” można wyjaśnić, że ważne jest, aby w życiu odróżniać dobro od zła i stronić od wszystkiego, co ma związek ze złem. Dzieci, bawiące się w upiory, zapewne zrozumieją, że straszydło to nic dobrego. Nie trzeba się wdawać w dłuższą debatę z nimi. Nie jest rolą sąsiadki, żeby zastępowała dzieciom rodziców.
Przekaz trzeba też dostosować do poziomu umysłowego dziecka. Inaczej rozmawia się z siedmiolatkiem, inaczej z dziesięciolatkiem, a zupełnie inaczej z piętnastolatkiem. Siedmiolatkowi warto zorganizować inną, lepszą zabawę niż przebieranie się w demona. Z piętnastolatkiem można już podejmować poważniejszą dyskusję, zwracać uwagę na szerszy kontekst kulturowy, w jakim zrodziło się Halloween. Dyskusja nie oznacza rezygnacji z wpływu wychowawczego na dorastające dziecko: gdy widzi naszą dezaprobatę dla jakichś poglądów lub zachowań, być może będzie się buntować, ale jednak nasza postawa odciśnie się w jego pamięci i prędzej czy później zaowocuje. Istotne jest to, aby dziecko zawsze widziało, że stajemy po jego stronie – nawet, gdy nie zgadzamy się z jego poglądami. Jeśli czuje w głębi serca, że jesteśmy jego sojusznikami, że może na nas liczyć, dużo łatwiej będzie nam przekonać je do słuszności tego, w co wierzymy. Jeśli natomiast będziemy – tak jak owa sąsiadka – wyzywać dziecko, nic nie wskóramy, a tylko zrazimy je do siebie.