Od Libiąża do Cochabamby. Wszystko o Helenie Kmieć

Ona pokazuje, że w XXI w. świętość ludzi młodych jest możliwa i jest realna – mówi KAI przewodniczący Rady KEP ds. Duszpasterstwa Młodzieży bp Grzegorz Suchodolski. W piątek 10 maja o godz. 10.00 w Kaplicy pałacu Arcybiskupów Krakowskich odbędzie się pierwsza sesja trybunału, która tym samym oficjalnie rozpocznie proces wyniesienia Heleny na ołtarze.

Rozpoczyna się proces beatyfikacyjny świeckiej misjonarki i wolontariuszki Heleny Kmieć, zamordowanej 24 stycznia 2017 r. podczas misji w Cochabambie w środkowej Boliwii. Zginęła od ciosów nożem podczas napadu na ochronkę dla dzieci. W chwili śmierci miała zaledwie 25 lat.

Kim była Helena Kmieć?

Helena Kmieć urodziła się 9 lutego 1991 r. w Krakowie jako druga córka Jana Kmiecia i Agnieszki z d. Bejskiej. Helena mamę straciła zaledwie kilka tygodni po narodzinach. Ochrzczona została 14 kwietnia 1991 r. w kościele parafialnym pw. Św. Barbary w Libiążu. Wychowywana była w głęboko wierzącej rodzinie. Po śmierci Agnieszki Kmieć, Jan ożenił się z Barbarą Zając, która zastępowała Helenie i jej siostrze Teresie – matkę. W 1998 r. Helena rozpoczęła naukę w Zespole Szkół Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców w Libiążu. Miała bardzo duże zdolności intelektualne. W związku z tym została przeniesiona z klasy trzeciej do piątej, realizując program nauczania klasy czwartej w indywidualnym toku nauczania. W 2000 r. przyjęła pierwszą Komunię świętą, a sześć lat później sakrament bierzmowania.

W ramach przyznanego stypendium po pierwszej klasie liceum wyjechała do Wielkiej Brytanii. W międzyczasie realizowała program szkoły w Polsce. Następnie rozpoczęła studia inżynierskie na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Pobierała także nauki w szkołach muzycznych. 

– Była zawsze uśmiechnięta i ugodowa, zawsze dążyła do zgody. Helenka miała świetne poczucie humoru, lubiła się ze mną wygłupiać. Była bardzo odważna. Pięknie śpiewała. W pomocy ludziom odnajdywała radość – tak o Helenie mówi jej siostra, Teresa Kmieć.

Angażowała się w różne akcje wolontariackie, m.in. pomagała w nauce dzieciom w świetlicy Caritas. Działała także w Katolickim Związku Akademickim oraz duszpasterstwie akademickim „Albertinum” w Gliwicach.

– Tak jak uczył nas Papież Franciszek na Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie, ona postanowiła nie być młodym człowiekiem „kanapowym”, bezideowym i niezaangażowanym. Dla mnie bardzo bliskie jest to, że była także wolontariuszką ŚDM w Krakowie, przewodziła komitetowi organizacyjnemu swojej parafii w Libiążu, wywiązując się z tego zadania doskonale – przypomina przewodniczący Rady KEP ds. Duszpasterstwa Młodzieży bp Grzegorz Suchodolski. 

Helena zdecydowała się włączyć do Wolontariatu Misyjnego Salvator (WMS). Na swoją pierwszą misję została posłana w 2012 r. do Galgahéviz na Węgrzech. Prowadziła tam półkolonie dla dzieci. Dopiero po wyjeździe na misję krótkoterminową mogła spełnić swoje marzenie i wyjechać na inny kontynent.

– Helenka zachwyciła się ideą założyciela naszego salwatoriańskiego zgromadzenia zakonnego, bł. Franciszka Marii od Krzyża Jordana, który kiedyś powiedział, że „dopóki żyje na świecie choćby jeden tylko człowiek, który nie zna i nie kocha Jezusa Chrystusa, jedynego zbawiciela świata, nie wolno Ci spocząć”. Ona tę ideę realizowała w swoim życiu – mówi postulator jej procesu beatyfikacyjnego ks. dr Paweł Wróbel SDS. 

Helena w jednym z podań o wyjazd misyjny pisała: 

„Otrzymałam Łaskę Bożą, czyli DDDDD (Dar Darmo Dany Do Dawania) i muszę się tym Darem dzielić! Wszystkie umiejętności, które posiadam, zdolności, które nabywam, talenty, które rozwijam – nie mają służyć mi, ale są po to, bym mogła je wykorzystywać do pomocy innym. Największym darem jest to, że znam Boga i nie mogę zachować tego dla siebie, muszę to rozgłaszać! Jeśli mogę komuś pomóc, sprawić, że ktoś się uśmiechnie, że będzie szczęśliwszy, może czegoś nauczyć – to chcę to zrobić!” – motywowała w ten sposób pragnienie wyjazdu na misje. 

– Cieszyłam się razem z nią z jej misyjnych planów. Starałam się zawsze wspierać jej zapał – wspomina siostra Heleny.

W 2013 r. Helena została posłana na trzymiesięczną misję do Zambii, podczas której pomagała dzieciom ulicy. Uczyła dzieci angielskiego i matematyki, a także ewangelizowała. Wyjechała także na misje do Rumunii, a wraz z nią wolontariuszka z Wolontariatu Misyjnego Salvator, Karolina Kuśnierz Cieśla. – Zapamiętałam ją jako osobę, która ma poczucie humoru i dystans do siebie. Umie rozmawiać na poważne tematy, ale również się pośmiać. To była dziewczyna „do tańca i do różańca” – wspomina Karolina.

Po zakończeniu studiów Helena została stewardessą. Chciała wyjechać na półroczne misje. W tym czasie razem ze swoim chłopakiem (kandydatem na męża) planowali wspólne życie i założenie rodziny. Boliwia tragicznie przerwała jej plany i marzenia.

Tragiczna śmierć

Na misje do Boliwii Helena Kmieć wyjechała po rekolekcjach ignacjańskich. 8 stycznia 2017 r. dotarła do Cochabamby. Wraz z drugą wolontariuszką Anitą pomagała siostrom służebniczkom dębickim w porządkowaniu i wykańczaniu nowej ochronki dla dzieci.

–  Dla mnie to była ogromna radość, że udało mi się ją poznać, podczas mojego pobytu w Boliwii – mówi s. Savia Bezak, która przyjechała tydzień po nich na wizytację ekonomiczną Wikariatu Misyjnego. Była w Boliwii, gdy zginęła Helena.

Siostry służebniczki dębickie rozpoczęły tam posługę w 1982 r. Prowadzą szkołę, ochronki (przedszkola), internaty dla dziewcząt, przychodnie dla chorych, posługują biednym i ubogim. Ochronki miały nie tylko ochraniać najmłodszych, ale służyć także ich integralnemu wychowaniu. Taką rolę pełnić miała również placówka w Boliwii.

– Tego dnia, którego zginęła Helenka, byłam na miejscu tragedii. Wróciłam wtedy z siostrą przełożoną wikariatu misyjnego s. Bejzymą z wizytacji jednej ze wspólnot, która jest w wiosce oddalonej od Cochabamby o 200 km. Na wieczór przyjechałyśmy do Cochabamby i poszłyśmy na Mszę świętą, w której uczestniczyły też Helena i Anita. Porozmawiałyśmy z naszymi wolontariuszkami, czym się zajmowały podczas kilku dni naszej nieobecności, a także o tym, jak się czują. Dzieliły się wszystkim. Odprowadziłyśmy je do budynku ochronki, gdzie miały przygotowane mieszkania. W dobrym nastroju wieczorem przed godziną 20.00 rozstałyśmy się, zupełnie nie przypuszczając, że o godz. 1:27 w nocy zostaniemy obudzone telefonem od Anity i tak bolesną wiadomością – relacjonuje s. Savia Bezak.

24 stycznia w celu rabunkowym do ochronki wtargnął Romualdo Mamio Dos Santos. Około godziny 1:25 Helena otrzymała czternaście ciosów nożem. Jej zabójca skazany został na karę 30 lat pozbawienia wolności.

– Po tym wydarzeniu, gdy dowiedziałam się, że chłopak ten miał 21 lat, a Helenka była zaledwie o cztery lata od niego starsza, tak mocno zapisało się w moim sercu to, ile różni tych dwoje młodych ludzi. Z jednej strony Helenka, która zdołała zrobić tyle dobra w tym krótkim życiu, z drugiej strony chłopak, którego serce opanowało zło – mówi.

Uroczystości pogrzebowe odbyły się 18 lutego 2017 r. w Trzebini pod przewodnictwem wuja Heleny, bp. Jana Zająca. Misjonarka pochowana jest na cmentarzu parafialnym w Libiążu.

Rodzina wspomina Helenę jako iskierkę. – Historia życia Helenki jest krótka, ale wypełniona światłem i radością. Czas dany jej przez Boga na ziemi wykorzystała w pełni, ciesząc się każdym spotkanym człowiekiem, każdą chwilą i szansą na dobro. Była jak iskierka, która wnosiła przedziwny blask wszędzie tam, gdzie się pojawiła – mówi jej wujek bp Jan Zając. 

Helenka – inspiracją

Osobą Helenki zainspirowała się Martyna Okrasa, która tak jak ona, wstąpiła do Wolontariatu Misyjnego Salvator, a następnie wyjechała na misje. 

– Pragnienie misyjne zrodziło się w moim sercu, już kiedy byłam dzieckiem. Jednak gdyby nie wieść o śmierci Helenki w Boliwii, nie wiedziałabym, że da się wyjechać jako świecki wolontariusz. Ten dzień zapadł mi w pamięć, gdyż stało się to w moje urodziny. Dzięki mojej przyjaciółce trafiłam do wolontariatu misyjnego Salvator, nie łącząc wówczas faktu, że to ten sam wolontariat, w którym była Helenka. Poznając ją przez świadectwa m.in. starszych wolontariuszy, zapragnęłam tak jak ona podjąć wyzwanie i ruszyć w świat, aby dzielić się dobrem i Bożą miłością, której doświadczam – wspomina wolontariuszka.

Podobnie jak Helenka wyjechała do Boliwii. – Kiedy pojechałam tam z moją przyjaciółką, wybrałyśmy Helenkę jako naszą patronkę. Na miejscu bardzo często zwracałam się do niej z prośbą o pomoc, z poczuciem, że ona doskonale rozumie te misyjne trudy; że przeżywała to wszystko podobnie, nawet w takich drobnych czynnościach, jak malowanie motylków na ścianie. Przed każdym chwyceniem pędzla w dłoń mówiłam: „Helenka, ratuj, żebym nie musiała skrobać ściany” (śmiech) i faktycznie pomagała – mówi wolontariuszka.

– Helenka stała się moją duchową przyjaciółką, której mogłam się wyżalić, ale też dzielić swoimi radościami z owoców misji. Doświadczyłam jej bliskości, jako zwyczajnej, młodej dziewczyny, jednej z nas wolontariuszek, a jednak tak wyjątkowej – wyznaje.

Czego uczy Helena Kmieć?

Przykład życia Heleny Kmieć może być źródłem inspiracji dla wielu młodych ludzi. – Helenka uczy nas, że aby być misjonarzem, nie trzeba lecieć na inny kontynent, gdyż miłość można i trzeba nieść wszędzie, tak do Afryki, jak i do sąsiada z ulicy. Wszędzie tam, gdzie pojawiała się, czyniła dobro i wnosiła radość. Uczy nas, aby z energią i zapałem dzielić się tym, co mamy w sobie najlepsze, tu i teraz, nie czekając na specjalne okazje – zwraca uwagę Martyna Okrasa.

Osoby, które ją znały, mówią, że „Helena może być wzorem, jak być dobrym człowiekiem”. – Ona mobilizuje nas do lepszej służby ludziom. Pokazała, że można pięknie żyć i cieszyć się życiem! – wskazuje s. Savia Bezak. – Możemy naśladować ją w pogodzie ducha i organizacji czasu. Była bardzo obowiązkowa, a wszystko, co robiła, zawierzała Bogu – dodaje wolontariuszka Karolina Kuśnierz-Cieśla.

Teresa Kmieć nie ma wątpliwości, że Helenka „jest idealną świętą na nasze czasy”. – Możemy naśladować ją w maksymalnym zaangażowaniu, odnajdywaniu radości w Panu Bogu, w tym, że wszystko robiła naturalnie i z potrzeby serca. Oddychała Panem Bogiem, nie potrzebuje idealizacji i pomników – podkreśla.

Proces beatyfikacyjny 

Edykt abp. Marka Jędraszewskiego o rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego Sługi Bożej Heleny Kmieć został podpisany i ogłoszony w II Niedzielę Wielkanocy w Święto Miłosierdzia Bożego. – Sądzę, że serca nie tylko całej mojej rodziny, ale także wielu innych ludzi zostały napełnione radością, że nasza Helenka jest w niebie i cieszy się szczęściem wiecznym – wyznaje bp Jan Zając.

Kiedy minęło przewidziane prawem pięć lat od śmierci Heleny Kmieć, do abp. Marka Jędraszewskiego w 2022 r. zwróciły się różne osoby z prośbą o rozważenie rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego misjonarki. Archidiecezja krakowska nie była jednak kompetentna do prowadzenia procesu. Abp Jędraszewski zwrócił się wobec tego do arcybiskupa archidiecezji Cochabamby w Boliwii, aby ten zrzekł się kompetencji do prowadzenia tegoż procesu.

– Tam Helena była zaledwie kilkanaście dni. Zebranie dowodów i zeznań świadków całej historii jej życia, gdyby proces prowadzony był w Cochabambie, byłoby bardzo trudne – tłumaczy postulator procesu beatyfikacyjnego Heleny Kmieć, ks. dr Paweł Wróbel SDS.

W związku z tym Dykasteria Ds. Świętych zaakceptowała zrzeczenie się kompetencji archidiecezji Cochabamby na rzecz archidiecezji krakowskiej. W listopadzie 2022 r. został powołany wspomniany już postulator procesu. Wówczas rozpoczęły się prace nad zebraniem dokumentacji związanej z Heleną. – Dzięki doskonałej współpracy i pomocy sióstr służebniczek, odbyliśmy podróż do Boliwii, która miała istotne znaczenie w procedowaniu tej sprawy – zwraca uwagę ksiądz postulator.

Powołana została tzw. komisja historyczna, której zadaniem było skompilowanie relacji historycznej nt. życia Heleny, powołani zostali także cenzorzy teologowie, którzy mieli za zadanie ocenę jej pism. W listopadzie 2023 r. abp Jędraszewski zwrócił się do Konferencji Episkopatu Polski o opinię dotyczącą rozpoczęcia tego procesu. Była pozytywna, wobec tego poprosił on o „nihil obstat” („nie ma przeszkód”) Stolicy Apostolskiej. Odpowiedź przyszła w marcu – również pozytywna. 

Pierwsza sesja trybunału wyznaczona została na 10 maja, gdy o godz. 10.00 w kaplicy Arcybiskupów Krakowskich przy ul. Franciszkańskiej 3 w Krakowie oficjalnie rozpocznie się proces zmierzający do wyniesienia Heleny na ołtarze. Będzie to tym samym rozpoczęcie pierwszego etapu beatyfikacyjnego – etapu diecezjalnego.

Zaprzysiężony zostanie wówczas trybunał wyznaczony przez abp. Jędraszewskiego do przeprowadzenia tego procesu w osobie jego delegata, który w jego imieniu będzie prowadził ten proces, promotora sprawiedliwości i notariuszy. Ostatnia sesja trybunału na poziomie diecezjalnym jest również publiczna, podobnie jak pierwsza, pozostałe są tajne i polegają na przesłuchaniu świadków. 

– Myślę, że świadków będzie wielu, gdyż wszyscy świadkowie życia Heleny żyją do tej pory – mówi postulator procesu.

Oprócz przesłuchania świadków, zadaniem trybunału będzie zebranie dowodów między sesją otwarcia a sesją zamknięcia. Po tym dokumenty przekazane zostaną Stolicy Apostolskiej. Wówczas rozpocznie się tzw. etap rzymski, w czasie którego pisze się „Positio” o życiu i cnotach kandydata na ołtarze. – Kolejna rzecz to proces o cud, który będzie potrzebny w tym przypadku do ostatecznej decyzji o beatyfikacji. Ten proces nie będzie się toczył z tytułu męczeństwa, tylko heroiczności cnót – wyjaśnia ks. Wróbel.

– Znałem ją, a teraz zajmuję się jej procesem beatyfikacyjnym. Współpracowaliśmy rok. Dla mnie to było potwierdzenie tego, do czego sam byłem przekonany. Potwierdzenie, że Helena była osobą, która budowała swoje życie na dwóch fundamentach, czyli zażyłej relacji z Panem Bogiem i na bliskim kontakcie ludźmi – mówi postulator.

Składane świadectwa świadczą o żywotności opinii świętości i opinii znaków, a także przekonaniu o jej wstawiennictwie. – Są informacje o znakach – dodaje ks. Wróbel. Jej bliscy są pewni, że Helenka jest w niebie. – Cały czas docierają do nas informacje o łaskach, które ludzie przypisują jej wstawiennictwu – wyznaje jej siostra.

Edykt w sprawie procesu beatyfikacyjnego Służebnicy Bożej Heleny Kmieć zostanie odczytany 21 kwietnia w niedzielę we wszystkich kościołach archidiecezji krakowskiej. Abp Marek Jędraszewski zwraca się w nim z prośbą do wszystkich, którzy „posiadają jakiekolwiek dokumenty, pisma lub wiadomości dotyczące Sługi Bożej, zarówno pozytywne jak i negatywne, aby zechcieli przekazać je do Kurii Metropolitalnej w Krakowie do dnia 30 czerwca”.

Testament

Helenka napisała kiedyś: „Mam jeszcze wiele swoich marzeń i celów, ale jednym z ideałów, które staram się realizować to chęć bycia dla innych. Robienie czegoś tylko dla siebie nie daje tyle radości, co robienie czegoś dla drugiego człowieka”. 

– Jej słowa wskazują na testament, który po sobie zostawiła, a który zapada głęboko w serca wielu ludzi. Wypełnienie jej testamentu należy teraz do nas. Musimy mieć świadomość, że dzieje Helenki nie skończyły się wraz z jej odejściem do Domu Ojca i wiedzą o tym ludzie, którzy pielgrzymują do jej grobu w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące pytania. Możemy szukać u niej pomocy, także ja, jej stary wujek – mówi bp Jan Zając.

S. Savia Bezak zauważa, że dzisiaj młodzieży brakuje wiary w siebie, jak również odkrycia swoich życiowych pasji. – Naszą misją teraz jest pokazywanie życia Helenki, aby jak największe grono młodych osób inspirowało się nią – apeluje.

Odnajdywała radość w niesieniu pomocy i nawiązywaniu relacji z drugim człowiekiem. – Myślę, że tego powinniśmy się od niej uczyć: budowania relacji z ludźmi, których mamy wokół siebie i którym możemy służyć również talentami, bo przecież Helenka pięknie śpiewała, grała na gitarze. Odkrywała te talenty i je rozwijała – dodaje bp Suchodolski.

Helena Kmieć szukała Boga. Była cały czas otwarta na nowe formy pomocy drugiemu człowiekowi. – Uczy nas tego, że każdy ma swoje miejsce w społeczności i Kościele, związane z powołaniem. Ona potrafiła cieszyć się z małych rzeczy. Potrafiła być w drugim szeregu, nie goniła za wielkością. Umiłowała cichą, konkretną posługę osobom potrzebującym. Zawsze realizowała swoją świętość przez czynienie rzeczy prostych, „nie pchała się na świecznik” – zauważa przewodniczący Rady KEP ds. Duszpasterstwa Młodzieży.

W jej życiu było miejsce na wielkie plany, odważne marzenia i pasje młodej kobiety, było miejsce na miłość, rodzinę, na przyjaźń, pracę i rozwój, ale było również miejsce dla Jezusa. – O niezwykłości jej życia nie świadczy tylko tragiczny koniec, ale suma wszystkich dni, które dziś składają się na opowieść o tym, że droga Ewangelii jest propozycją dla każdego, a przyjaźń z Jezusem nadaje życiu znaczenie i napełnia je sensem. Helenka o tym wiedziała – podkreśla bp Zając.

Martyna Okrasa, która zainspirowała się Helenką, mówi, że „powinna być ona wzorem dla młodzieży i wolontariuszy”. – Jest doskonałym przykładem bezinteresowności, prostoty i tego, jak swoje pasje, a zarazem zwyczajną codzienność można łączyć z wiarą – dodaje wolontariuszka.

– Helenka Kmieć pokazuje, że w XXI w. świętość ludzi młodych jest możliwa i jest realna, że jest w zasięgu ręki – podsumowuje bp Suchodolski.

Sytuacja w Boliwii

Boliwia to jeden z najbiedniejszych krajów Ameryki Południowej. Sytuację w tym kraju obserwuje na co dzień bp Stanisław Dowlaszewicz, który od 38 lat pracuje na misjach w Boliwii w diecezji Santa Cruz de la Sierra.

– Tutaj w Boliwii historia Heleny Kmieć nie jest tak bardzo znana, jak w Polsce. Helenka Kmieć w krótkim pobycie w Cochabambie, nie dała się poznać sąsiadom, ludziom przychodzącym do kaplicy, czy matkom dzieci z ochronki, którymi miała się zajmować. Helenkę powinni znać przede wszystkim młodzi ludzie – stwierdza bp Dowlaszewicz.

Są to różne projekty, poprzez które dzieci i młodzież poznają jej życie. Siostry służebniczki starają się kultywować pamięć o Helence w Boliwii przez Msze Święte rocznicowe w kościele parafialnym oraz wśród uczniów szkoły Edmunda Bojanowskiego, którą prowadzą w Cochabambie. – Widać jednak, że w tak krótkim czasie, dla niektórych ludzi zostawiła „znak”, mówiący o jej życiu duchowym. Jedna z dyrektorek tej szkoły, mówi że gdy ma problem, modli się do niej, a problem ten, w krótkim czasie zostaje rozwiązany. To może być to ziarno zasiane na ziemi boliwijskiej przez Helenkę, które powoli zaczyna kiełkować i zapewne zacznie wydawać piękne owoce – stwierdza biskup.

– Ja jestem w rejonie tropikalnym we wschodniej części kraju, w części należącej do Amazonii. Moja diecezja ma ponad 400 lat. Kościół w Boliwii stwarza pewną dynamikę pracy duszpasterskiej. Mamy do czynienia już z pewnymi tradycjami i zwyczajami. W Santa Cruz są to misjonarze 20 narodowości. Każdy przyjeżdża ze swoją wizją Kościoła, ale tutaj jest już pewna kultura. Kościół jest jeden, ale ma różne wymiary związane z praktyką, czy ludową religijnością. Naszym celem jest jednak pomoc temu Kościołowi w nowej ewangelizacji – wyjaśnia biskup.

– Trzeba tych ludzi pokochać, takimi, jakimi są. Jeśli nie będziemy ich kochać, nasza praca misyjna nie będzie owocna – dodaje. W Boliwii posługuje ponad stu polskich misjonarzy. – Pomimo że jest tu często nie spokojnie, cieszę się, że Pan Bóg wybrał mnie, abym tutaj mógł przeżywać swoje kapłaństwo – wyznaje bp Dowlaszewicz.

Wśród najbardziej zagrożonych terenów misyjnych są obecnie terytoria Ameryki Południowej i Afryki. To właśnie tam w ostatnich latach ginie najwięcej misjonarzy. Wedle danych watykańskiej agencji Fides w ubiegłym roku zginęło 20 misjonarzy, z czego sześcioro to ludzie świeccy. To o dwie osoby więcej, niż w roku 2022. Wśród zamordowanych znaleźli się: biskup, 8 kapłanów, 9 świeckich, a także 1 kleryk i 1 nowicjusz. Od 2001 do 2021 r. zamordowano w sumie 526 misjonarzy. W latach 1990-2022 odnotowano ich 1148.

Maria Osińska

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama