„Usłyszałem, że o tej porze nie ma ani kolacji, ani wody”. Nowe fragmenty listu ks. Olszewskiego

„Funkcjonariusze ABW zamawiali sobie hot dogi, a ja stałem skuty na środku sklepu na stacji” – relacjonuje sercanin. Portal wpolityce.pl opublikował prawie cały list napisany przez księdza przebywającego w areszcie.

„Obudził mnie krzyk dobiegający z dołu, że «przyjechali w kominiarkach». Usłyszałem walenie do drzwi i trepy dudniące po drewnianym tarasie – tak ks. Michał Olszewski opisuje poranek w Wielki Czwartek 2024 r., kiedy został zatrzymany przez funkcjonariuszy ABW. – Po schodach na strych wbiegli mężczyźni w kominiarkach, usiadłem na łóżku, zostałem zakuty w kajdanki na plecach, po czym funkcjonariusz ABW (chyba dowodzący akcją) wylegitymował się, pokazał mi nakaz aresztowania, a następnie położył na moich kolanach białą kartkę A4 zatytułowaną «prawa osoby zatrzymanej»). Jednym z pkt był «niezwłoczny kontakt (z treści zrozumiałem, że mój bezpośredni) z adwokatem». Gdy chciałem zadzwonić do adwokata, oznajmiono mi, że uczyni to dowodzący, a nie ja”.

W telefonie ks. Olszewskiego zapisany był nr mec. Krzysztofa Wąsowskiego.

„Pan dowodzący (tak Go będę nazywał) przeszukał mój tel. i znalazł nr. Zadzwonił, poinformował Mecenasa, że zostałem zatrzymany. Na pytanie Mecenasa: «gdzie?» odpowiedział: «W Małopolsce» i się rozłączył”.

Funkcjonariusz ABW zapytał duchownego, czy chce kogoś jeszcze powiadomić o zatrzymaniu, zaznaczając przy tym, że zrobi to on, nie ksiądz. Ks. Olszewski poprosił o telefon do brata. Włączyła się poczta głosowa, więc sercanin chciał zadzwonić do drugiego brata.

„Usłyszałem, że «limit się wyczerpał». Rozkuto mnie i pozwolono się ubrać. Sprowadzono mnie na dół i rozpoczęto przeszukanie (bardzo drobiazgowe) w domu moich Przyjaciół [ksiądz nocował u znajomej rodziny – JJ]. Zabrano wszystkie tel. i komputery moich Przyjaciół - nawet rzeczy (komputery i tablety) ich dzieci”.

Funkcjonariusze, jak pisze ksiądz, grozili mu, że skoro nie współpracuje, to „prokurator się wkurzy”, a on nie wróci do domu.

Księdza zaczęto wieźć do Warszawy.

„W drodze miałem prośbę, bym mógł na MOP-ie skorzystać z WC. Usłyszałem, że za chwilę zjedziemy na stację benzynową. Prosiłem, by było to na MOP-ie, gdyż tam nie ma ludzi, a widziałem, jaką radość mieli funkcjonariusze (szczególnie pani) z tego, co dzieje się od rana w mediach. Zrozumiałem więc, że operacja jest też medialna i na szeroką skalę” – czytamy w liście.

Zatrzymany chciał uniknąć gapiów, ale prośby nie uwzględniono.

„Konwój wjechał na sygnale na Orlen – relacjonuje ks. Olszewski. – Mnie w kajdankach zaprowadzono do WC na stacji, a po opuszczeniu WC funkcjonariusze ABW zamawiali sobie hot dogi, a ja stałem skuty na środku sklepu na stacji. Ludzie robili mi oraz funkcjonariuszom w kominiarkach zdjęcia. Prosiłem też, by kupiono mi coś do jedzenia (było już po 12.00, ale dowiedziałem się, że oni »nie karmią«). Pierwszy posiłek zjadłem po 60 godzinach, gdy do sądu mecenas przyniósł mi paczkę od brata! Pierwszy zaś kontakt z nim miałem po 20 godzinach”.

„Od 6 rano, przez cały dzień (nawet przy czynnościach fizjologicznych) byłem skuty – pisze dalej duchowny. – Ani na chwilę nie zdjęto mi kajdanek. Usłyszałem, że o tej porze nie ma ani kolacji, ani wody. Ubłagałem pół butelki wody z kranu, przyniesionej w butelce, która stała w celi. Rano, kiedy prosiłem, by zaprowadzono mnie do WC, usłyszałem: «Lej do niej»”. (…) Po powrocie na dołek [po przesłuchaniu w prokuraturze – JJ] też już było po kolacji… Kolejny dzień bez jedzenia. Nie pamiętam tego długiego dnia, mam jakąś dziurę w głowie. Pamiętam, że byliśmy w prokuraturze i nic poza tym”.

Życzliwość wykazał jeden z konwojentów wożących księdza między aresztem a prokuraturą.
„Powiedział do mnie: «Pamiętaj, to jest na jakiś czas. Ale to, co jest najważniejsze, to to, że serca i głowy nie da się uwięzić»” - pisze aresztowany. I dalej: „Gdy wysiadłem, w bramie aresztu było wielu funkcjonariuszy, «gapiów«. Czułem się jak małpa w cyrku. Jeden z nich powiedział do mnie: «Witaj w piekle»”.

W celi wyczerpany ksiądz poszedł spać.

„Po krótkiej chwili nagle zapaliło się światło. Okazało się, że jestem pod «specjalnym nadzorem«. Stąd kamera, kajdanki, nawet przy przejściu na spacerniak, odizolowanie od innych, przejścia pod specjalnym nadzorem i budzenie światłem przez całą noc, co godzinę! Najtrudniejsze były pierwsze dwa tygodnie. Nic nie wiedziałem, od nikogo nie mogłem nic się dowiedzieć. Teraz już sobie «zorganizowałem» - o zgrozo! - życie tutaj i jest lepiej” – czytamy dalej.

Rygor cały czas obowiązuje, choć jest lżej.
„Za każdym razem kajdanki, przeszukania celi nawet 2x w tyg., brak kontaktu z kimkolwiek, kamera nawet przy czynnościach fizjolog. – wylicza autor listu. – Teraz jest lepiej, nawet zmiana celi i świadomość, jak przez 1,5 miesiąca dojeżdżali mnie w izolatce (choć oficjalnie w niej nie byłem) nie robi już jakiegoś spustoszenia we mnie. Tu w Areszcie Śledczym wielokrotnie słyszałem od oddziałowych czy wychowawców, że «nienormalne są te obostrzenia wobec mnie», ale tak «zarządził organ prowadzący». Nigdzie nie mogę być poza kamerą, a gdyby ktoś np. nie założył mi kajdanek w drodze na spacerniak czy prysznic (50 m), to od razu otrzymuje po głowie. Ogólna atmosfera jest taka, że organ prowadzący dociska, «ale na pewno nie mnie jednego». Jest jak jest. Walczymy!”.

Na koniec ks. Michał Olszewski dodaje, że list od rodziny dostarczono mu dopiero po ponad miesiącu od wysłania.

Ks. Olszewski, sercanin, prezes fundacji Profeto został zatrzymany 28 marca . W czerwcu przedłużono jego areszt. W jego sprawie złożono doniesienie do do Komitetu Przeciwko Torturom ONZ. 

Oprócz ks. Olszewskiego, w areszcie pozostają dwie urzędniczki z resortu sprawiedliwości. Jak powiedział Opoce mec. Krzysztof Wąsowski, ich zarzuty sprowadzają się do zawarcia umowy z niewłaściwym podmiotem (tzn. z kierowaną przez ks. Olszewskiego fundacją Profeto).  

Źródło: wpolityce.pl, niezalezna.pl

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama