Wstępny krach systemu korporacji. Epoka panów na włościach powoli się kończy

Reforma z czasów premiera Jerzego Buzka stworzyła grupę panów na włościach – prezydentów miast, którzy byli wrośnięci w trony jak car z „Bajki ruskiej” Herberta. Ta grupa przestaje istnieć, nie tylko z powodu biologii.

Jeśli wierzyć zaangażowanym mediom z obu stron, powyborczy poniedziałek to najszczęśliwszy dzień roku. Prawie wszyscy wygrali wybory samorządowe i mogą świętować. Bądź co bądź samych prezydentów miast mamy 107, a do tego wybiera się ponad 46 tys. radnych różnego szczebla, prawie 1,5 tys. wójtów i przeszło 900 burmistrzów. Każda większa partia może się więc pochwalić tym, że dużo ugrała – a zwłaszcza dwie największe. A prawda jest taka, że w takich wyborach z zasady nie ma jednego wygranego. Jest natomiast – nie z zasady, ale akurat teraz – sporo niespodzianek. Wyniki w poniedziałek mocno się zmieniają (co też powoduje niespodzianki), ale kilka rzeczy widać już wyraźnie. Jedną z nich jest stopniowy koniec epoki dzieci reformy samorządowej.

Reforma z czasów premiera Jerzego Buzka stworzyła grupę panów na włościach – prezydentów miast, którzy byli wrośnięci w trony jak car z „Bajki ruskiej” Herberta. Mogli zaczynać z poparciem jakiejś partii, ale z biegiem czasu uniezależniali się i tworzyli własne układy, a wtedy nikt, łącznie z dawnym ugrupowaniem nie był w stanie nic im zrobić. Kimś takim był Jacek Majchrowski w Krakowie, Rafał Dutkiewicz we Wrocławiu czy Paweł Adamowicz w Gdańsku, ale też Wojciech Szczurek z Gdyni i Tadeusz Ferenc z Rzeszowa. Szczurek rządził miastem przez 26 lat. Pozycja Adamowicza była tak mocna, że nie potrafiła go pokonać jego macierzysta Platforma Obywatelska, kiedy z powodu podejrzeń o nadużycia przestała go popierać. Majchrowski i Ferenc suchą nogą przeszli przez krach SLD z czasów afery Rywina i rządzili po dwie dekady. W wielu innych miastach sytuacja była zresztą podobna.

Koniec epoki wynika częściowo z przyczyn obiektywnych: Majchrowski nie startował, bo ma swoje lata, Ferenc zrezygnował już wcześniej z powodów zdrowotnych i dwa lata temu zmarł, Dutkiewicz odszedł w 2018 r., Paweł Adamowicz tragicznie zginął. Z wymienionych włodarzy jedynie Wojciech Szczurek, poniósł w niedzielę porażkę, nie wchodząc do drugiej tury.

Nie widać jednak, by tworzyła się grupa nowych prezydentów równie mocnych jak ci poprzedni. Ci dawniejsi raz za razem zwyciężali w pierwszej turze, zdobywając czasem po 70-80 proc. głosów. Teraz w Krakowie sprawa jest otwarta – w drugiej turze znajdą się Łukasz Gibała mający własny komitet i Andrzej Miszalski z KO. Nic zresztą nie znaczyło poparcie Jacka Majchrowskiego – wskazany przez niego Andrzej Kulig przepadł z kretesem. Druga tura odbędzie się też we Wrocławiu. Jacek Sutryk, który z poparciem Dutkiewicza wygrał poprzednio w pierwszej turze teraz (zwalczany przez Dutkiewicza) zaledwie o kilka punktów wyprzedził kontrkandydatkę. Walka potrwa jeszcze także w Rzeszowie. Szanse na karierę w stylu Majchrowskiego miałyby może Hanna Zdanowska z Łodzi i Aleksandra Dulkiewicz z Gdańska, które zdobyły po ok. 60 proc. głosów, ale w ich wypadku wieczne panowanie uniemożliwia wprowadzona kilka lat temu zasada dwukadencyjności – jeśli ktoś wygrał wybory w 2018 r. i teraz, to więcej nie będzie mógł startować. Osobno traktuję przypadek Rafała Trzaskowskiego, który też dostał ok. 60 proc. głosów, ale po pierwsze jest klasycznym działaczem partyjnym i nigdy nie potrafił niczego własnego zbudować, a po drugie nie ukrywa, że wolałby rządzić czymś innym niż Warszawa.

Czy wymiana lokalnych włodarzy spowoduje rewolucję? Pewnie nie, zwłaszcza, że ona sama nie przebiega w rewolucyjnym tempie. Liczę jednak na to, że to generalnie zmiana na lepsze. Wieloletnie nienaruszalne układy z pewnością miastom nie służyły. Trochę ruchu na pewno nie zaszkodzi.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama