Kaliszuk demaskuje „truciznę” edukacji zdrowotnej Nowackiej. Rodzice powinni wiedzieć, o czym będą uczyć się dzieci

„Dziesiątki tysięcy osób protestuje przeciwko wprowadzeniu edukacji zdrowotnej do szkół podnosząc merytoryczne i prawne argumenty. Niestety, zamiast uczciwej debaty o przedmiocie, dotychczas spotykamy się jedynie z propagandą ze strony minister edukacji i obrażaniem protestujących. Oczekujemy, że to się zmieni” – pisze Zbigniew Kaliszuk z fundacji Grupa Proelio.

Ministerstwo Edukacji opublikowało 31 października podstawę programową do nowego obowiązkowego przedmiotu – edukacji zdrowotnej, która od 1 września 2025 r. ma zastąpić nieobowiązkowe wychowanie do życia w rodzinie. Niestety, oprócz pożytecznych zajęć na temat zdrowego odżywiania i aktywności fizycznej, przewidziana została też edukacja na temat „zdrowia seksualnego”, w skrajnej, permisywnej formie. Przewidziana treść zajęć wraz z faktem, że nie będzie można z nich zwolnić dzieci, wywołały ogromne protesty. Już 71 tysięcy osób podpisało apel „NIE dla deprawacji seksualne j w szkołach”, który przygotowała nasza fundacja. Dziesiątki tysięcy osób podpisały też apele innych organizacji, wysłały listy do Ministerstwa, wyraziły sprzeciw w internecie.

Zwracamy uwagę na to, że obligatoryjność przedmiotu łamie art. 48 i art. 53 Konstytucji, gwarantujące rodzicom prawo do wychowywania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami, a przewidywana treść jest radykalnie sprzeczna z wartościami, w których tysiące rodziców chcą wychowywać swoje dzieci i jest zwyczajnie szkodliwa. Seksualność ma być omawiana poza kontekstem rodziny, małżeństwa, miłości i odpowiedzialności, jej sens sprowadzany ma być do doraźnej przyjemności, nie będzie się wskazywało na szkodliwość przedwczesnej edukacji seksualnej, ani stawiało młodzieży żadnych wymagań odnośnie podejmowania aktywności seksualnej poza „świadomą zgodą” (czyli jeśli współżycie seksualne jest świadome i dobrowolne, to wtedy jest akceptowalne).

Niestety, minister edukacji Barbara Nowacka oraz autor podstawy programowej, prof. Zbigniew Izdebski, zamiast podjąć próbę merytorycznej dyskusji na temat podnoszonych przez nas argumentów, woleli dotychczas uprawiać propagandę i dyskredytować protestujących. Pochylmy się nad argumentacją podnoszoną w obronie edukacji zdrowotnej.

Barbara Nowacka broniąc prowadzenia edukacji seksualnej w ramach edukacji zdrowotnej najczęściej zasłania się innymi tematami, które mają być omawiane na edukacji zdrowotnej. „Nie wiem, jak bezwzględnym trzeba być człowiekiem, żeby podburzać, żeby dziecko nie uczestniczyło w procesie edukacyjnym, który mu da podstawową odporność również na kryzysy psychiczne, który pokaże mu, jak zdrowo się odżywiać, jak stosować profilaktykę w swoim codziennym życiu." – mówiła w wywiadzie dla TVN. W podobny sposób wypowiada się niemal za każdym razem, gdy mówi o edukacji zdrowotnej. Minister z pewnością jest świadoma, że chce przekazywać dzieciom i młodzieży treści nieakceptowalne dla wielu rodziców, ingerować w wyjątkowo wrażliwą i intymną strefę życia, jaką jest seksualność oraz w system wartości, który rodzice chcą przekazywać dzieciom, dlatego propagandowo zasłania się tematami, co do których jest powszechna zgoda, że ich realizacja byłaby pożyteczna. To wyjątkowo nieuczciwe.

Jeszcze w kwietniu, gdy tylko ogłoszono wprowadzenie nowego przedmiotu, „Newsweek” trafnie napisał: „Jaki piękny podstęp! No, pokażcie tego, kto podniesie rękę na pomysł Nowackiej. Nowacka sprytnie połączyła edukację seksualną z tematami, o których trudno powiedzieć, że mogą podlegać jakiejś ideologii (…). Łatwiej będzie Nowackiej odpierać ataki ze strony Kościoła i konserwatywnej części społeczeństwa, gdy na swojej tarczy wypisała przede wszystkim walkę o poprawę zdrowia psychicznego oraz kondycję fizyczną dzieci i młodzieży.”.

Jednak to, co wzbudziło zachwyt Newsweeka, powinno wzbudzić powszechny protest. Treści, które mogą wzbudzać sprzeciw rodziców, nie powinny być wprowadzane podstępem i ukrywane przed rodzicami. Jeśli do dania, które będzie składało się z wielu dobrych składników, doda się choć niewielką dawkę trucizny, to jako całość będzie ono trujące. Podobnie jest z edukacją zdrowotną. Zaplanowana permisywna edukacja seksualna powoduje, że cały przedmiot będzie bardzo szkodliwy dla dzieci.

Minister Nowacka i autor podstawy programowej do edukacji zdrowotnej, prof. Zbigniew Izdebski, usilnie wmawiają także, że chcą jedynie przekazywać wiedzę naukową, która jest neutralna światopoglądowo. To manipulacja.

Przedmiot obejmować ma także część dotyczącą edukacji seksualnej, a nie da się uczyć o seksualności, w oderwaniu od sfery wartości. Nie da się uciec choćby od oceny podejmowania współżycia seksualnego w wieku nastoletnim, podejmowania współżycia seksualnego poza kontekstem relacji i miłości, masturbacji, aborcji, czy stosunków homoseksualnych.

Wychowanie do życia w rodzinie dokonywało takiej oceny i edukacja zdrowotna też będzie to robiła, tylko ocena ma być kompletnie odmienna niż do tej pory. Przy czym, o ile WDŻ był nieobowiązkowy i jeśli rodzicom nie odpowiadały wartości, na których się opierał, mogli nie posyłać dziecka na zajęcia, to teraz ta możliwość ma im być zabrana.

Przyjrzyjmy się, jakie treści mają być przekazywane dzieciom i młodzieży w ramach edukacji zdrowotnej:

  • w świetle podstawy programowej już 10-12 letnie dzieci mają dowiadywać się, że masturbacja to norma medyczna;
  • 13-14 letnie mają omawiać elementy dojrzałego i świadomego przygotowywania się do inicjacji seksualnej;
  • uczniowie szkół ponadpodstawowych będą zachęcani do stosowania „partnerskiej normy seksualnej”, która obejmuje m.in. świadomą zgodę osób biorących w niej udział i dążenie do wspólnej rozkoszy, ale w której nie ma słowa o miłości i odpowiedzialności;
  • fakultatywnie, w zależności od decyzji nauczyciela (a nie rodziców!), mają też rozmawiać o przyjemności seksualnej, różnych formach aktywności seksualnej oraz „kwestiach prawnych i społecznych związanych z grupą LGBTQ+";
  • w odróżnieniu od WDŻ, dzieciom i młodzieży nie będzie się już mówić, że współżycie seksualne powinno wiązać się z małżeństwem i wierną miłością na całe życie. Ba! Nie będzie się im mówić o współżyciu w odniesieniu do jakichkolwiek związków i miłości;
  • zrezygnowano także z uczenia młodzieży odpowiedzialności oraz wskazywania na szkodliwość przedwczesnej inicjacji seksualnej. Jedyne, na co autorzy podstawy programowej chcą uczulić młodzież, to żeby podejmowała współżycie seksualne w pełni świadomie, dobrowolnie i z zastosowaniem antykoncepcji (wielokrotnie powtarzane jest pojęcie „świadoma zgoda”);
  • w szkołach podstawowych omawiane mają być różne modele rodzin ale bez wskazania pożądanego wzorca. Pojęcie „małżeństwo” nie pojawia się ani razu. W podstawie dla uczniów szkół ponadpodstawowych pojawia się tylko raz i to w odniesieniu do wątków prawnych.
  • w porównaniu do WDŻ, zrezygnowano także z uczenia szacunku dla ludzkiego życia od momentu jego poczęcia. Za to uczeń ma „wyjaśniać pojęcia: poronienie, aborcja; wymieniać etyczne, prawne, zdrowotne i psychospołeczne uwarunkowania dotyczące przerywania ciąży”. Użyty zwrot „przerwanie ciąży” podważa podmiotowość nienarodzonego dziecka i jego prawo do życia. Do podstawy programowej dodano za to elementy związane z propagandą ruchów LGBT.

Trzeba mieć ogromny tupet, żeby twierdzić, że to jest jedynie przekazywanie neutralnej wiedzy.

Barbara Nowacka kpiła ostatnio w TVN, że zaraz powiemy, że nie podoba nam się z powodów światopoglądowych chemia czy fizyka. Te przedmioty nie dotykają jednak sfery wartości. Barbara Nowacka oczywiście jest świadoma tej różnicy ale wie też, że gdyby uczciwie przedstawić wizję seksualności, na której ma opierać się edukacja zdrowotna, mnóstwo rodziców by protestowało. Z tego powodu wybiera propagandę.

Fakt, że młodzież spotyka się ze szkodliwym przekazem o seksualności, nie jest uzasadnieniem tego, żeby z własnym szkodliwym przekazem wchodziła szkoła.

Prof. Zbigniew Izdebski, w wywiadzie dla Gazety Wyborczej, wyraził przekonanie, że zajęcia z edukacji seksualnej w formie, którą zaproponował, są konieczne, ponieważ część rodziców nie rozmawia z dziećmi o seksualności, a skoro dzieci i tak zetkną się z tematem seksu w grupie rówieśniczej czy poprzez internet, to lepiej, żeby informacje o seksualności najpierw przekazała im szkoła. W podobnym duchu wypowiedziała się też Barbara Nowacka w wywiedzie dla Tok Fm.  To niesamowicie popularny, ale zarazem jeden z najbardziej absurdalnych argumentów na rzecz permisywnej edukacji seksualnej.

Po pierwsze, duża część rodziców jednak rozmawia z dziećmi o seksualności. Dlaczego te dzieci mają być objęte przymusem takiej pseudoedukacji? Zwłaszcza, że – w świetle podstawy programowej – edukacja zdrowotna w radykalnym stopniu ma podważać, to co oni chcą przekazać dzieciom.

Po drugie - w szkole już były prowadzone zajęcia, na których mówiono o seksualności: wychowanie do życia w rodzinie. Jeśli czegoś w nich brakowało, spokojnie można było uzupełnić podstawę programową, a nie wyrzucać przedmiot do kosza i zastępować nowym. Prof. Izdebskiemu w rzeczywistości nie chodzi o to, by w szkole zaczęto mówić o seksualności, bo to już miało miejsce, ale by zaczęto mówić w sposób zgodny z jego wizją czyli w oderwaniu od kontekstu rodziny, małżeństwa i miłości.

Po trzecie, fakt, że dzieci spotykają się ze szkodliwym przekazem w internecie, mediach czy grupie rówieśniczej, nie jest żadnym uzasadnieniem dla tego, by ze swoim szkodliwym przekazem wchodziła szkoła z autorytetem nauczyciela.

Podstawa programowa edukacji zdrowotnej, owszem, zakłada rozbrojenie kilku szkodliwych przekazów, takich jak presja rówieśnicza na podejmowanie aktywności seksualnej, ale jednocześnie zakłada wzmocnienie kilku innych, o których wspomniałem wcześniej. Sądzę, że także wielu rodziców, którzy mają problemy z rozmawianiem z dziećmi o seksualności, nie chciałoby, aby szkoła ich wyręczała, jeśli mówienie o seksualności miałoby oznaczać szkodliwe antywychowanie.

Prewencja możliwej krzywdy nie może odbywać się poprzez promowanie szkodliwych postaw i narażania dzieci na inną krzywdę.

„Ci, co protestują, naprawdę działają na szkodę dzieci, opowiadają głupstwa i chcą, żeby dzieci korzystały z pornografii - złych stron i nie umiały się bronić przed złym dotykiem” – mówiła Barbara Nowacka w wywiadzie dla Tok FM. To kolejna propagandowa wypowiedź.

Zapisy dotyczące szkodliwości pornografii oraz umiejętności obrony przed wykorzystaniem seksualnym sformułowane były także w podstawie programowej WDŻ.  Do tego, aby uczyć dziecko jak bronić się przed przemocą seksualną naprawdę nie potrzeba edukacji seksualnej, w formie w jakiej ma być przekazywana w edukacji zdrowotnej.

Barbara Nowacka próbuje nam wmówić coś absurdalnego: przed krzywdą dzieci chronić ma ekspozycja na deprawacyjna "edukację". Nieprawda. Taka edukacja sama jest krzywdzeniem. Krzywdzeniem jest meblowanie dziecku od małego głowy i serca fałszywym obrazem sfery seksualnej i relacyjnej, w oderwaniu od wartości, wagi życiowych wyborów, ról społecznych i rodzinnych.

Obrażanie środowisk organizujących protesty nie podważa argumentacji protestujących. Wypowiedź o tym, że jesteśmy „bezwzględnymi ludźmi” niestety nie była odosobniona. Barbara Nowacka jeszcze kilka razy próbowała dyskredytować środowiska organizujące protesty.

„Będzie to przedmiot obowiązkowy bez względu na to, co jedna czy druga organizacja będą uważały (...), każde dziecko dostawało ten sam zakres informacji opartych na wiedzy, a nie na przesądach, zabobonach i uprzedzeniach jednej czy drugiej organizacji lub sekty.”; „Ze zdumieniem patrzę, jak niektórzy chcą działać na niekorzyść dzieci. Nie przeczytali proponowanej podstawy programowej.” – to kilka wypowiedzi Pani Minister.

Pani Minister kłamie na nasz temat, najwyraźniej uznając że dyskredytowanie środowisk organizujących protesty to bardzo wygodny sposób, by nie odnosić się do naszych argumentów. Ale przecież to ich nie podważa.

To naprawdę nie jest protest jednej czy drugiej organizacji, ale tysięcy zaniepokojonych rodziców oraz osób zatroskanych o los młodzieży, więc oczekiwalibyśmy, że zostaniemy potraktowani poważnie. Jeśli Minister Barbara Nowacka wybiera propagandę zamiast uczciwej debaty, to w zasadzie mówi wszystko o tym przedmiocie. Jeśli byłby taki wspaniały, jak się nam go próbuje przedstawić, to przecież argumenty za jego wprowadzeniem obroniłyby się w dyskusji i nie trzeba byłoby ukrywać treści przed rodzicami.

Do 20 listopada mają potrwać konsultacje podstawy programowej edukacji zdrowotnej. To ostatni moment, aby zaprotestować. Zachęcam do wysyłania uwag na wskazane przez Ministerstwo Edukacji adresy: sekretariat.dko@men.gov.pl; magdalena.musiatowicz@men.gov.pl.

Jednocześnie zachęcam do dołączenia do apelu „NIE dla deprawacji seksualnej w szkołach” : https://proelio.pl/petycje/viewpetition/56-nie-dla-deprawacji-seksualnej-w-szkolach

Źródło: KAI

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama