Zdort: Dlaczego Trzaskowskiemu tak bardzo zależy na „dziwnieseksualnych”?

Dominik Zdort, piszący dla Ordo Iuris, zastanawia się, o co właściwie chodzi prezydentowi Warszawy, który wydaje zarządzenie w sprawie standardów urzędniczych dotyczących tolerancji. Czy osoby queer są aż tak istotną częścią populacji zarządzanego przez niego miasta? A może chodzi o coś zupełnie innego?

Jak właściwie przetłumaczyć angielskie słowo „queer?” Zdort proponuje, aby określać takie osoby mianem „dziwnieseksualnych”:

Chodzi o różnorakich obywateli, którzy mają inne, czasem całkiem wydumane i rzadko spotykane,  preferencje seksualne, niż pozostali obywatele. To bardzo niewielki odsetek interesantów urzędu, nawet w naszej nowoczesnej stolicy, gdzie dziwaków nie brakuje. Jednak prezydent Warszawy, jak się wydaje, do takiego marginalnego zjawiska, przywiązuje ogromną wagę, skoro pozwolił sobie na wydanie zarządzenia w sposób nadzwyczajny podkreślający jego znaczenie. Trochę to dziwi, trochę szokuje, trochę po prostu bawi.

Tolerancja to obecnie nośne hasło. Dlaczego jednak ma ono oznaczać „zrównanie naturalnych cech człowieka, fizycznych i psychicznych, z osobistymi wyborami życiowymi i to wyborami drogi atypowej? Czyli na przykład postuluje się takie same – nadzwyczajne – podejście do niepełnosprawnych na wózkach, jak do osób seksualnych inaczej.”

Z pozoru może się to wydawać właściwe, jednak czy na pewno władze stolicy wzięły pod uwagę praktyczne konsekwencje takiego zrównania: skoro osoby homoseksualne mają być traktowane w sposób szczególny, to być moeż należałoby je przyjmować poza kolejnością? Albo stworzyć dla nich specjalną kolejkę?

Zdort pisze więc dalej:

Chodzi o to, by pewne przywileje, które z całkiem racjonalnych powodów otrzymują osoby starsze lub ciepiące na jakąś przypadłość, nie z własnej winy niesamodzielne, potrzebujące wsparcia, rozciągnąć na osoby które całkiem dobrze się mają, tylko wybrały odmienny od normalnego styl życia. Tu tkwi główne niebezpieczeństwo. Kluczowym określeniem w zarządzeniu Trzaskowskiego jest „znoszenie barier”. O ile w sprawach inwalidów, którzy nie mogą wejść po schodach do gabinetu urzędnika na pięterku, oczywiste jest, że wymagają wsparcia i pomocy, to na pytanie czy zamożny warszawski gej lub mulitiamorysta ma w stolicy Polski w 2024 roku do pokonania jakieś bariery, łatwo odpowiedzieć. Nic takiego nie istnieje. Czy można sobie wyobrazić, że ktoś nie dopuszcza takiego osobnika do wydziału komunikacji? Nie chce zarejestrować mu nowego mercedesa, który właśnie sobie kupił w samochodowym salonie? Jest to tak wydumane i absurdalne, że może budzić tylko jedno podejrzenie: nie chodzi o to, aby ów osobnik miał takie same prawą jak inni, ale aby był potraktowany lepiej i obsłużony sprawniej (przerażony standardami Trzaskowskiego urzędnik, może uznać, że jeśli tego typu tęczowy klient będzie czekał tyle samo, co zwykły heteryk, to uzna to za dyskryminację).

Osobną kwestią jest to, jak należy się zwracać do poszczególnych osób. Istnieją przecież normy przyjęte w polskiej kulturze, które są raczej jasne dla wszystkich: do nieznajomych zwracamy się per Pan/Pani, a jeśli wyróżnia je mundur czy inny strój, zapewne nie będziemy mieli problemu ze znalezieniem odpowiedniej formy: „panie generale”, „księże”...

Nie chodzi jednak o przyjętą kulturę, ale o subiektywne widzimisię: „Pracownik, który zobaczy, że interesant z wyglądu odbiega od „stereotypowych wyobrażeń związanych z płcią zapisaną w oficjalnych dokumentach ma obowiązek zwracania się do niego taką formą imienia czy zaimków określających płeć, jakie sama zasygnalizuje.” Jeśli nie jesteś pewny/a, jak się do niej zwracać, najlepiej wprost grzecznie zapytaj o to na początku rozmowy, np. «Jak mogę się do Pani/Pana zwracać?». Gdy do biura urzędnika wkracza osoba niebinarna (cokolwiek to znaczy), powinien on przyjąć do wiadomości, że może ona, mówiąc czy pisząc o sobie, „«używać zaimków lub czasowników w liczbie mnogiej lub formie bezosobowej, np. «przyszłom», «przyszliśmy», a na piśmie także z iksem – «przyszłxm»”.

Te językowe absurdy nie są, rzecz jasna, autorstwa Dominika Zdorta, ale władz Warszawy. Zdort zwraca tylko uwagę na skutki takich pomysłów:

Można sobie wyobrazić, że przyjdzie do ratusza osoba niebinarna, i powie „mów mi «aktywiszcze»” (to nie jest wymyślona forma, kto nie zna, niech sobie wygoogla). I urzędnik będzie zmuszony zapytać: – Czy aktywiszcze życzy sobie specjalną, krótką, tablicę rejestracyjną do swojego sprowadzonego z Ameryki Pontiaka, czy może aktywiszczu wystarczy normalna długa tablica? – już się cieszę na słuchanie takich dialogów, gdy będę stał w kolejce w moim wolskim urzędzie na rogu Żelaznej i Alei Solidarności. I nawet nie śmiem zapytać, co będą sobie myśleli nasi współmieszkańcy pochodzący z Ukrainy, których bardzo wielu w kolejce ostatnio tam spotkałem. Jeśli zadadzą sobie pytanie, do jakiego obcego świata trafili, to będzie pewnie najłagodniejsza reakcja. Pytanie główne jednak brzmi: skąd nasze warszawskie „prezydyniszcze” wpadło na pomysł takiego zarządzenia? Co „je” do tego skłoniło? Czyżby w strukturach ratusza tkwił jakiś kret, dywersant, który po 6 latach „królowania” Trzaskowskiego zatrudnia przy Placu Bankowym rasistów, homofobów i klerykałów, których trzeba pouczać, nawracać, dokształcać?

Pikanterii sprawie dodaje to, że projekt owego dziwacznego zarządzenia zamówiony został w zewnętrznym podmiocie, „w fundacji, która specjalnie po to, by zainkasować za to 130 tysięcy złotych, miesiąc przed ogłoszeniem konkursu zmieniła nazwę i statut, aby móc wykonać tę pracę. Równocześnie do zarządu fundacji dołączyła pani, która od wcześniej pełniła w warszawskim ratuszu funkcję pełnomocniczki do spraw kobiet, co oznacza, że miasto miało jednak od dawna pracowników wyspecjalizowanych w dziedzinie ideologizacji przepisów. Tyle, że ich «outsourcingowało», żeby wytransferować grubą kasę na zewnątrz.”

Chcącemu nie dzieje się jednak krzywda. Patrząc na wyniki wyborów do europarlamentu w okręgu warszawskim, można sądzić, że kolejne dziwaczne pomysły władz stolicy nie przeszkadzają jej mieszkańcom, dla których ważniejsze jest, aby docenić „aktywiszcza” niż rozwiązywać rozmaite rzeczywiste problemy trapiące to miasto od wielu lat...

 

 

Godło i barwy RPProjekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama