„Jak Bóg chce”. Łaska szerokiego charyzmatu sióstr katarzynek. Dziś odbyła się ich beatyfikacja

Nie ma dnia, żeby ktoś nie dzwonił z pytaniem, czy nie możemy przyjąć kogoś z bliskich do naszego Domu Pomocy Społecznej – mówi siostra katarzynka Patrycja Paśko, dyrektorka placówki w Ornecie. Siostry ze Zgromadzenia św. Katarzyny od kilku stuleci opiekują się ludźmi starszymi, a kolejne pokolenie sióstr zakonnych idzie ich śladami.

Zgromadzenie katarzynek żyje beatyfikacją piętnastu męczennic II wojny światowej, s. Marii Krzysztofy Klomfass i Towarzyszek.

Warmia na terenie dawnych Prus Wschodnich – to jedne z pierwszych terenów III Rzeszy, na które wkroczyła Armia Sowiecka w 1945 r. Furia zemsty sołdatów uderzyła najmocniej właśnie tutaj. Zachęcani do krwawej rozprawy i wręcz zachęcani przez dowództwo, grabili, gwałcili, torturowali, mordowali w najbardziej sadystyczny sposób. Przerażona ludność cywilna uciekała w panice, a ponieważ administracja niemiecka zwlekała z ewakuacją do ostatniej chwili, powstał chaos przemieszany z paniką.

Katarzynki z Ornety z kompleksu leczniczego, usytuowanego na Wzgórzu św. Andrzeja też otrzymały polecenie ewakuacji pod warunkiem, że zostawią swoich pacjentów chorych na płuca, epileptyków, osoby z demencją. Nie ruszyły się z miejsca.

„Przecież nie mogłyśmy zostawić chorych bez żadnej opieki i pomocy gdy wpadną w ręce radzieckie” – wyjaśniała po latach powód decyzji zakonnica, której udało się przeżyć. Zostały w pełni świadome, co je czeka. Ale to, co przeżyły, przekraczało ich wyobraźnię. Szczególnie maltretowane były trzy katarzynki spośród przebywających w kompleksie chorych.

Wtargnięcie żołdaków w lutym 1945 roku, żądanie dokumentów, a później grabież obrączek, zegarków, zdzieranie welonów, bicie i poniżanie. „…czułyśmy, że było gorzej niż w piekle, jakbyśmy miały do czynienia z diabłami”. Tego samego dnia, w którym wtargnęli do zakładu, krasnoarmiejcy urządzili bluźnierczą procesję i skatowali siostrę, która odmówiła uczestniczenia w niej. Przełożonej przestrzelili nogi, innej podpalili włosy. Pacjentów też nie oszczędzali, gwałcili zakonnice oraz niepełnosprawne kobiety, po czym je zabijali.

Siostra Bona Pestka, Gunhilda Steffen, Rolanda Abraham – po biciu, torturach i gwałtach nie zmarły od razu, ich agonia trwała tygodniami.

„Nasze męczennice” – mówi s. Patrycja.

Męczennic było znacznie więcej – po wejściu Armii Radzieckiej zostało zamordowanych lub zmarło po torturach i gwałtach, a także z wyczerpania, wygłodzenia i nieleczonych chorób sto dwie siostry ze Zgromadzenia św. Katarzyny. Po ich śmierci zapadło trwające dziesięciolecia milczenie.

Siostry wierne charyzmatowi

Dopiero po latach można było na głos opowiedzieć historię męczeństwa katarzynek, systematycznie zbierać dokumenty i świadectwa. Wiele spośród tych, które przeżyły, zostały zesłane w głąb Związku Radzieckiego, gdzie zmarły. Czterysta dwadzieścia sióstr wyjechało do Niemiec – miały niemieckie korzenie, więc nie budziły ufności u nowych władz. Znamienne, że relacje między zakonnicami z polskimi i niemieckimi korzeniami nie budziły w Zakonie kontrowersji, siostry współpracowały i solidarnie realizowały swoje powołanie. Nie wszystkie opuściły Warmię.

„Zostały te, które pragnęły zostać z ludźmi, także w Ornecie” – wyjaśnia s. Patrycja. Dzięki temu nie było przerwy w funkcjonowaniu ich domu, w którym zamieszkali w późniejszych latach także księża – seniorzy, którzy potrzebowali opieki. Na miejsce Niemców przybyła ludność z Wileńszczyzny. Pociąg zatrzymywał się nawet w polu, ludzie musieli wysiąść i szukać nowych siedzib. Wymiana ludności nie sprzyja przechowywaniu pamięci.

Jednak pamięć trwała, proces katarzynek rozpoczął się w 2004 roku. Męczennice z Ornety zostały ekshumowane przed czterema laty, do czego przyczyniło się Biuro Poszukiwań IPN oraz żyjący świadkowie tragicznych wydarzeń. Ich szczątki spoczęły w Braniewie, obok pozostałych sióstr.

„Na kapitułach siostry zastanawiają się, czy są wierne charyzmatowi? – Czy są wierne hasłu Założycielki „Jak Bóg chce”. Prowadzą przedszkola, dom dla uzależnionych dziewcząt, DPS-y, pracują jako katechetki i zakrystianki. Wszystko dzięki szerokiemu charyzmatowi. Mamy być tam, gdzie jesteśmy najbardziej potrzebne, tak jak chciała Założycielka” – mówi s. Patrycja. 

Źródło: KAI

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama