Ryszard Paluch, katecheta z wieloletnim doświadczeniem, pisze o paradoksach „edukacji zdrowotnej”. Tylko niewielka grupa uczniów uczęszcza na nią, reszta ma „okienko”, które spędza w świetlicy… pod opieką katechety. Tymczasem religia zepchnięta jest na początek lub koniec zajęć.
Oto pełny tekst wpisu zamieszczonego wczoraj w mediach społecznościowych:
Taka sytuacja.
W klasie, do której zapisanych jest 14 dzieci tylko czworo – przy dobrych wiatrach frekwencji – uczęszcza na edukację zdrowotną. Lekcję mają jako kolejną w planie dnia, no bo oni mogą – im rozporządzenie pozwala. W tym czasie 10 dzieci, które nie uczestniczą w zajęciach EZ, schodzi do świetlicy i tam będzie nad nimi sprawował opiekę – o ironio – nauczyciel-katecheta, który podczas takich godzin łata etap, bo jemu ucięli pensum z religii o połowę (wszystkich mniej sprzyjających uspakajam, że ów świecki katecheta posiada wymagane uprawnienia i że wodą święconą nie kropi).
Ale, co tam! On już – tym razem jako katolicki katecheta – we wtorki zaczyna na zerówce o 7.10 rano. W sumie to nie najgorzej, bo tacy licealiści to mają religię w piątki na 9 lekcji (a startują od godz. 7.25); albo inni mali mocarze na końcu szkolnego dnia muszą przeczekać EZ żeby zostać na – ostatnią w planie – lekcję religii.
Katecheci nie mogą, ale muszą. I to nie jest jakaś jednorazowa sytuacja, bo tak Pani Ministra zapisała w rozporządzeniu (ewentualnie te katolickie gusła można jeszcze docisnąć kolanem poprzez łączenie oddziałów). I to nie jest dyskryminacja! Nam – rodzicom, katechetom – tylko tak się wydaje…
PS Jeszcze na świecie nie było EZ a my już – nawet w ramach pracy świetlicy – realizowaliśmy lwią część kultowych tez z podstawy programowej edukacyjnego-zdrowotnego oświecenia.
Być może wpis ten otworzy oczy przynajmniej niektórym rodzicom, którzy dali się zwieść syreniemu śpiewowi obecnych władz MEN. Tu nie chodzi o dobro dzieci, o poprawę ich świadomości zdrowotnej. Chodzi tylko i wyłącznie o jedno: o wypchnięcie ze szkół katechezy i wciskanie lewicowo-liberalnej ideologii do głów uczniów. Wszystko to w olbrzymim chaosie organizacyjnym, bez przygotowania podręczników, bez zapewnienia odpowiedniego przygotowania zawodowego kadrze nauczycielskiej, bez liczenia się z głosem rodziców, nauczycieli i dyrektorów szkół.
Kwestia edukacji zdrowotnej i lekcji religii to zresztą nie jedyna sytuacja, w której Barbara Nowacka tak właśnie traktuje wszystkich dokoła. Podobnie było w sprawie zniesienia prac domowych i oceny z zachowania. Sierpniowy sondaż „Wprost” wykazał, że zaledwie 23,9 proc. ankietowanych uważa zmiany wprowadzane przez MEN za korzystne. Nieco korzystniejsze wyniki przedstawia sondaż WP, nadal jednak zdecydowana większość (47,6 proc. badanych) przeciwna jest zmianom. Co istotne, zaledwie 4,3 proc. respondentów ocenia Nowacką „zdecydowanie pozytywnie”, co jest kolejnym potwierdzeniem faktu, że MEN pod jej kierownictwem oderwał się od rzeczywistości, forsując własne pomysły wbrew rodzicom i nauczycielom.
Źródło: Ryszard Paluch (FB)