„Kreml jest coraz bliżej rozbicia sojuszu między Ameryką i wolną Europą" – pisze publicysta „Rzeczpospolitej" Jędrzej Bielecki, oceniając ogłoszoną właśnie Nową Narodową Strategię Bezpieczeństwa USA.
Jego zdaniem wynika z niej jasno, że Unia Europejska przestała być dla Stanów Zjednoczonym sojusznikiem, stała się konkurentem i przeciwnikiem. Z przyczyn gospodarczych i kulturowych. Według autorów dokumentów Bruksela dusi na Starym Kontynencie wolność i demokrację, wzięła też kurs na zerwanie z wartościami, które Europę przez wieki konstytuowały. „Dlatego – czytamy – administracja Donalda Trumpa stawia na ugrupowania skrajnej prawicy, które – jak francuskie Zjednoczenie Narodowe i Alternatywa dla Niemiec (AfD), które chcą położyć kres integracji europejskiej przynajmniej w obecnej formie. Dążą do potrzymania państw narodowych. Obwinia także przywódców Europy o to, że zasadniczo nie zgodzili się na oddanie Ukrainy na pastwę Moskwy, jak tego chce Biały Dom".
"O ile dokument jest pełen krytyki Unii, to nie pada tam złe słowo pod adresem odpowiedzialnego za dziesiątki tysięcy zabitych i rannych reżimu Putina. To prowokuje pytanie, czy Zachód jeszcze istnieje czy też – jak od dawna chce Kreml – wspólnota transatlantycka już się rozpadła" – kończy Bielecki.
Dokument został opublikowany 5 grudnia. Jego analizy podjęli się analitycy Biura Bezpieczeństwa Narodowego w Warszawie.
U podstaw Strategii znajduje się założenie, że Ameryka przez dziesięciolecia angażowała się w zbyt szeroką gamę działań, które nie przynosiły jej strategicznych korzyści. W dokumencie dokonuje się więc fundamentalnego cięcia: interes narodowy USA zostaje zawężony i zdefiniowany w sposób bardziej instrumentalny. Obejmuje on przede wszystkim ochronę suwerenności, bezpieczeństwo terytorialne, stabilność wewnętrzną, kontrolę migracji oraz zachowanie przewagi gospodarczej i technologicznej.
Siła militarna USA ma być narzędziem nie tylko odstraszania, lecz także wpływu politycznego. Strategia przedstawia wizję Ameryki jako państwa zdolnego do wygaszania konfliktów poprzez aktywną dyplomację wspartą przewagą siłową. Jest to dyplomacja transakcyjna: USA nie chcą administrować światem, ale chcą móc przechylać szalę tam, gdzie zbyt duża niestabilność mogłaby zagrozić ich bezpieczeństwu lub pozycji gospodarczej.
W przeciwieństwie do wcześniejszych epok USA nie widzą swojej roli w prowadzeniu „długich wojen", nie dążą do rekonstrukcji państw po upadkach reżimów, nie chcą inżynierii społecznej na globalną skalę. Świat jest – według autorów Strategii – zbyt złożony, a taka polityka – zbyt kosztowna.
Amerykańska Strategia zakłada głęboką przebudowę gospodarczą i geopolityczną, która ma utrzymać globalną dominację USA. Jej fundamentem jest reindustrializacja – powrót produkcji do kraju i traktowanie gospodarki jako elementu bezpieczeństwa narodowego. Kolejnym filarem jest dominacja energetyczna: odejście od klimatycznej polityki redukcji emisji i oparcie wpływów USA na eksporcie taniej, obfitej energii. Dokument zapowiada też masową odbudowę przemysłu obronnego oraz wzmocnienie hegemonii dolara poprzez integrację rynków kapitałowych państw rozwijających się i inwestycje w technologie finansowe.
Najważniejszym regionem dla USA staje się Indo-Pacyfik, gdzie toczy się rywalizacja z Chinami o przewagę technologiczną i kontrolę kluczowych łańcuchów dostaw. Tajwan jest uznany za strategiczne centrum tej rywalizacji. W półkuli zachodniej USA deklarują powrót do doktryny Monroe’a: żadnych wpływów mocarstw zewnętrznych, kontrola migracji, walka z kartelami i relokacja produkcji do obu Ameryk.
Europa jest w Strategii przedstawiona jako partner istotny, lecz osłabiony demograficznie, politycznie i obronnie. USA krytycznie oceniają unijny model zarządzania i zależność Europy od amerykańskich zdolności militarnych. Celem Ameryki jest doprowadzenie do większej samodzielności europejskiej obrony, otwarcie jej rynków oraz powstrzymanie ekspansji gospodarczej Chin. Pozytywnie wyróżniają się państwa Europy Środkowej, Wschodniej i Południowej – oceniane jako bardziej odporne i zdeterminowane.
Na Bliskim Wschodzie USA przechodzą do polityki „utrzymywania równowagi sił” przy ograniczonym własnym zaangażowaniu. Priorytetem pozostaje bezpieczeństwo Izraela, kontrola energii i ograniczanie wpływów Iranu.
Afryka jest postrzegana jako obszar przyszłych możliwości gospodarczych. USA chcą zastąpić pomoc rozwojową inwestycjami, wzmacniać wybrane państwa i ograniczać wpływy Chin, unikając jednocześnie długotrwałych interwencji wojskowych.
Źródło: Rzeczpospolita, Nasz Dziennik
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.